mypersonal ~Decim~ Bumbumbum!



Kiedy wreszcie obejrzałam Death Parade, zakochałam się... Słucham openingu po 50 razy dziennie i rysuję tego pana po marginesach...
Witam nowe twarze w Quindecim.


Ja za to witam nowe twarze, bo KTOŚ c": o tym zapomniał, chociaż prosiłam. Mój błąd, dekiel ze mnie -.-"
Nemezis Av, sukoshii momokumo, witajcie~! ♥ Miło, że jesteście .3.









my:snippets ~Decim~
Bumbumbum!






- Matko, co za pierdolamento. - "rozanielony" Ginti uwalił się na eleganckiej kanapie. Cóż, szlachta nie przewiduje mieszania się z plebsem, który zebrał się wokół baru. - Większych pierdół nigdy nie słyszałem. To całe "szkolenie" to jakieś jaja.
- Wiesz, do czego służą szkolenia? - zerknęłam na niego z dezaprobatą. - Żeby wydać kasę, gdy ma się jej za dużo. I oczywiście do zwieńczenia ich popijawą. Łatwo na to wpaść, prawda? - rozejrzałam się, szukając potwierdzenia u reszty towarztszy, tej reszty, która umiała myśleć.
- Proszę uważać, mówienie takich rzeczy w obecności kierownictwa może grozić... czym tak właściwie~? - rzucił Oculus. Staruszek wydawał się nazbyt żwawy, lepiej nie pytać, co wypił jeszcze przed naszym instruktażem.
Wtedy naprzód wystąpiła Nona. Rzeczone kierownictwo. Ale przede wszystkim spoko laska.
- Zdaje się, że ktoś nareszcie mówi do rzeczy. - posłała mi sugestywne spojrzenie. Wyraźnie się rozluźniła, pozbywając się oficjalnej maski szefa, jaką poniekąd musiała przywdziać na potrzeby "występów" przed typami odpowiadającymi za organizację PO. Tłumacząc na nasze, Przysposobienie Osądu. Pfff. Jakbyśmy nie umieli tego robić. A skoro już o rozluźnieniu mowa...
Ktoś tu wyraźnie nie umiał się rozluźnić. Nawet na własnym podwórku, to znaczy barze...
- Decim, kopsnij no coś.
Wszyscy popatrzyliśmy na Gintiego z szeroko otwartymi oczami. W przypływie zdumienia rzecz jasna. Odkąd to był taki grzeczny!? 0.0 Chociaż... Może zmęczenie też miało tu coś do rzeczy.
- Zakładam, że macie na myśli napitek z wysokim stężeniem procentów. - wyartykułował charakterystycznym dla siebie bezbarwnym tonem gospodarz przybytku, Decim.
- To jest bar. Nie masz tu soczków. - zauważyła bystro Chiyuki.
- No to może i ja się skuszę, hmm? Lepszych procentów nie ma nigdzie. - stwierdziłam przymilnie. - Co dziś polecisz?
- ... - Decim zamyślił się na moment, jak zwykle bardzo poważnie podchodząc do kwestii obsługi "klienta", kimkolwiek ten by nie był. Udał się za ladę, gdzie prawdopodobnie czuł się bardziej swojsko niż poza nią. - Pozwolę sobie wyrazić się z uznaniem o najnowszej pozycji w naszej ofercie, mowa o Bumbumbum.
- Co za debilna nazwa. - ziewnął Ginti. Bezczelny jeżozwierz. -.-
- Brzmi znakomicie - zatarłam ręce. - Ale tak samemu to żadna frajda... - zmierzyłam Decima znaczącym spojrzeniem. Może jego repertuar min nie był szeroki, ale inteligencją grzeszył, więc chyba się domyśli, o co mi chodzi.
Oioioi, jesteście pewni, że to zgodne z prawem~? - Jezu, niech ten dziadyga się zamknie, bo pieprzy jak potłuczony.
- Odezwał się ten, co pierwszy święty na wokandzie. - parsknęła Nona, zaplatając ręce na piersi. Wyglądało na to, iż nie ma nic przeciwko poszerzeniu kręgu wylewających za kołnierz. - W takim razie ja też poproszę.
- Doobra, może być. - przystał jeżozwierz, bycząc się na kanapie. Spieprzaj na swoje dwudzieste piętro, Ginti! -.- Cóż, sama nie byłam lepsza, stacjonowałam na szesnastym.
- Ja teeż! - dołączyła Chiyuki.
Haha, biedny. Mieliśmy imprezować, a tymczasem Decim tylko dostał roboty. Szkoda chłopaka.
- Nie żałuj sobie, też się napij - zaproponowałam, co zaraz zostało podchwycone przez resztę ludu. Szatański plan miałam, co?
Jego mina na mgnienie oka stała się inna, lecz to wystarczyło, abym wyłapała zmianę. Wydawał się być... zakłopotany? A może zdziwiony. Nie wiem dokładnie, aż takim miszczem analizy Decima nie jestem. Chociaż się staram~ ^ ^
- Rozumiem. W takim razie służę uprzejmie. - szybko, lecz skrupulatnie wykonał swą robotą, stawiając nas na pierwszym miejscu. Każdy już otrzymał swój kieliszek. Każdy, z wyjątkiem Decima, którego ruchy nagle stały się... Czyżby odrobinę się ociągał?
- Waah, to nawet na jedno bum nie zasługuje! - sarknął Ginti, krzywiąc się. - Słabe szczochy, nie masz czegoś mocniejszego.
- Ależ z ciebie troglodyta, Ginti. - rzekł Oc między jednym łykiem a drugim, delektując się posmakiem alkoholu, jako że i on wyraził chęć jego spożycia. - Może podajcie mu od razu osobną butelkę, albo najlepiej całą skrzynkę.
- Morda, staruchu. - "troglodyta", mówiąc kolokwialnie, nieźle się wkurwił.
- Zero kultury, naprawdę. - burknęłam na Gintiego, ale ten nawet nie zauważył. Buractwo! - A ty czemu jeszcze sobie nie nalałeś? Może ci pomóc? - uśmiechnęłam się półgębkiem to wszechstoickiego barmana. - To też część zamówienia.
- Ależ nie trzeba. - to powiedziawszy, Decim poczynił swą powinność i przyrządził drinka także i dla siebie. Szczerze powiedziawszy, choć już widywałam go z kieliszkami i innymi naczyniami tego typu, nigdy nie wyglądał z żadnym z nich aż tak... bezradnie.
- Śmiało, Decim. - zachęcała Nona.
- Dasz radę, trzymamy kciuki - dopingowała Chi-chan, jak ją naxywałam.
- Leciiiisz~! - wrzasnął zielony xD [wybacz, zapomniałyśmy twego imienia xd]
- Kanpaai. - uniosłam swój napój, czekając na reakcję.
- Nie bądź ciota. - nawet jeżozwierz zdawał się wspierać go na swój sposób.
Skinął nam uprzejmie głową, w dalszym ciągu pozostając sztywnym niczym gacie wywieszone na mrozie. Jednak wznosząc toast gdzieś z jego aury biło coś takiego... Nie sposób tego opisać, ale tak jakby na moment pojedynczy promyk słońca przebił się przez pierdyliard warstw chmur.
- Kanpaaaai! - rozległ się wrzask pobratymców od kieliszka.
- Kanpai. - choć mówił do wszystkich, miałam wrażenie, iż ten cudowny uśmiech przeznaczony był jedynie dla mnie. Istotnie tak było, nic dziwnego, skoro go sobie domalowałam. Tak naprawdę kąciki jego ust ledwie drgnęły.
*Zbiorowy gulp* xD
- Dawajta więcej. - wiadomo, że autorem owej wypowiedzi był nie kto inny jak Ginti.
- Tak, tak. Zgadzam się. - Oculus przystał na to z wielką ochotą. Cała ta jego gadka o przepisach brzmiała śmiesznie, skoro od początku miał je głęboko w poważaniu.
- No ale o co chodziło w tym szkoleniy? - jęknęła Chi-chan. - Założę się, że nudyyy.
- DOKŁADNIE. A poza tym kupa gówna i nic więcej. - warknął jeżozwierz - Strata czasu.
- Myślę, że dołożono wszelkich starań, aby szkolenie przebiegło bez zarzutu. - O dziwo, Decim odezwał się niepytany.
- "Bez zarzutu" nie znaczy, że idealnie. - oznajmiła Nona - Ale przyznam, że wprowadzili wiele innowacji.
- Ale symulator randek? - uniosłam brew.
- No co, fajna rzecz~ - stwierdził Klawisz.
- E? Poważnie? - Chiyuki zrobiła wielkie oczy. - NA czym niby miałoby to polegać?
- Kto wie... - mruknęłam.
- To oczywiste, trzeba po prostu mghghgh - Clavis chciał coś dodać, ale Nona skutecznie go uciszyła. Na pewno nie chciał powiedzieć nic mądrego ._.
- Według definicji narzuconej przez szkoleniowców miałoby dojść do stworzenia sztucznej przestrzeni, w której uczestnik rozgrywki tego typu doznałby przyjemności poprzez zdobywanie serca swej wybranki. - Jakim cudem Decim tak po prostu zapamiętał WSZYSTKO, słowo w słowo.
- Emm.... Tak, zapewne. - zrobiłam mądrą minę, chociaż niewiele z tego zrozumiałam. Zresztą, to i tak mnie nie dotyczy ♥
- Ahaaa...
- No nie? Decim mógłby prowadzić te szkolenia.
- Możliwe, ale chyba lepiej dla nas i dla niego, żeby został z nami. - przyznała Nona. Wychodziło na to, że wszyscy woleli zatrzymać go tutaj, w pewnym sensie przy sobie.
- Jestem niezmiernie wdzięczny. - odparł po swojemu Decim, zaczepiając wzrok na mnie.
- Możliwe, ale chyba lepiej dla nas i dla niego, żeby został z nami. - przyznała Nona. Wychodziło na to, że wszyscy wolelic zatrzymać go tutaj, w pewnym sensie przy sobie.
- Jestem niezmiernie wdzięczny. - odparł po swojemu Decim, zaczepiając wzrok na mnie.
- Racja. Zdecydowanie lepiej. - zaryzykowałam uśmiech. - To co, bawmy się!~ - zakomenderowałam, żeby nieco rozruszać towarzystwo. Wszyscy tylko siedzieli i pili, jak banda starych pryków, - Dajcie jakąś muzyczkę.
Bumbumbum~! Z głośników zamontowanych w niezidentyfikowanych lokalizacjach baru popłynęła skoczne i wpadające w ucho brzmienia.
- Hm, nawet niezłe. - Oc skinął skwapliwie głową.
- Taak. - Chi-chan wystąpiła naprzód. - To jest ten moment, drodzy panowie, gdy zapraszacie panie do tańca. Czekam. - założyła ręce na piersiach.
- Och, z przyjemnością... To znaczy, czy można? - wiecznie szczerzący się Klawisz-kun pokazał ząbki i wyciągnął ku niej dłoń. Dziewczyna mruknęła coś pod nosem, ale przyjęła ją.
- Uczynisz mi ten zaszczyt? - nasz dziadzio skłonił się przed Noną.
- Czemu nie. - odpowiedziała pewnym siebie uśmiechem, przyjmując nie tyle zaproszenie co wyzwanie. Już widzę ich rywalizację na parkiecie.
- Jasne, idźta pląsać. - Ginti miał lepsze zajęcie. - No chodź tu do mnie, dziecinko. - rzucił pieszczotliwie pod nosem, gładząc czule butelkę z czymś o wiele mocniejszym niż poprzednie trunki. Obrzydliwość.
- Burak - skrzywiłam się.
Białowłosy przyglądał się temu wszystkiemu ze stoickim spokojem. Jednak kiedy jego wzrok znów padł na mnie, zauważyłam kolejną, prawie że niedostrzegalną dla ludzkiego oka zmianę.
Jestem taaaka biedna... Wszystkie babki już pląsały na parkiecie. Nie żeby było mi jakoś gorzej z tego powodu, ale myślałam, że jestem wśród swoich, a tu co? -,- Zróbcie coś no. Skarbie, to twój przybytek, zadbaj o gości, rozmyślałam.
- Ginti. - zwrócił się doń Decim.
- Haa? - tamten nie wyglądał na zadowolonego. I ja także. Musiałam interweniow- Czy mógłbyś...
- Odpada, nie zamierzam dotykać tego oblecha. - skrzywiłam się teatralnie. - Nie przeszkadzaj sobie, złociutki, masz zajęcie, prawda? - fuknęłam do nadwornego jeżozwierza.
- Właśnie! Ta pinda też odpada. - Ginti przytulił się do butelki jeszcze mocniej, aż ta omal nie pękła pod naciskiem jego siły. Gdyby nie fakt, iż mówił do rzeczy, nazwanie mnie pindą nie uszłoby mu na sucho.
- Chciałem prosić o popilnowanie baru na czas mej niedyspozycji związanej z towarzyszeniem _____ podczas tańca. - oznajmił Decim - Nie widzę jednak przeszkód w pozostawieniu tej kwestii w spokoju.
- Bar mówisz? - Ginti wyraźnie się ożywił.
WAH! Powiedział moje imię bez żadnego sana ani niczego takiego...
Ale co więcej, wspomniał o tańcu. Heeh. Dzięki, Ginti, może nie jesteś aż taki zły, skoro zaoferowałeś współpracę.
Jak tak, wchodzę w to. - i jeżozwierza już nie było.
- Yoroshiku~ - zanuciłam za nim, cała w skowronkacnh.
Decim spojrzał za nim, a potem (na całe szczęście) powrócił do mnie.
- Zatem chodźmy, zanim utwór się zakończy. - grzecznie ujął mą dłoń i poprowadził na parkiet. A więc i Ginti szczęśliwy, i ja rozanielona. Aach~
- Nie ma potrzeby być tak formalnym, hmm? - zauważyłam, ale z drugiej strony... nieformalny Decim, toż to jakieś kuriozum. Obecna muzyczka nie należała ani do potupańców, ani tym bardziej przytulańców (ale by był zonk, no nie mogę), była czymś pomiędzy, więc mogłam odsapnąć.
- Przykro mi. - nie sposób było stwierdzić tego od razu, ale mówił szczerze - Taki już jestem. - Pod jego czujnym okiem wykonałam piruet. Raz, dwa, trzy, kolejny piruet. I powrót do niego.
Wziuum. Gdybym nie obcięła włosów, mogłabym się w nie zaplątać xD
- Wiem, wiem. To nawet urocze...
- Mogę odebrać to jako słowa pochwały? - upewnił się po dłuższej chwili milczenia.
- Zdecydowanie - przytaknęłam. Matko, słodki był, gdy się tak upewniał!
Co z tego, że ani w tonie jego głosu, ani w wyrazie twarzy nic się nie zmieniło. A jeśli już, to tylko i wyłącznie za pomocą jakże przydatnego i niezawodnego narzędzia, czyli mej skromnej wyobraźni. Tu i tam się podkoloryzuje i voila!
- Rozumiem.
- Mam pytanie. - jako ktoś mniej formalny nie czekałam na reakcję. - Czy tańczenie jest dla ciebie tak nieprzyjemne? A może po prostu chodzi o mnie?
Przez moment chyba zastanawiał się nad sensem mojej wypowiedzi. A może co odpowiedzieć zdesperowanej kobiecie, żeby ta dała mu spokój xD
- Skądże znowu. - zaprzeczył - Nie tyle nieprzyjemne, co sprawiające, że nie czuję się swobodnie.
Przynajmniej jest szczery.
- Już myślałam, bo wyglądasz na strasznie nieszczęśliwego, wiesz? - to wszystko wydawało się zabawne, ale jakoś wcale nie było mi do śmiechu.
Przynajmniej jest szczery.
- Już myślałam, bo wyglądasz na strasznie nieszczęśliwego, wiesz? - to wszystko wydawało się zabawne, ale jakoś wcale nie było mi do śmiechu.
- Och, naprawdę? - Nie brzmiał jak zaskoczony. I chyba nie wiedział, co powiedzieć. Ani co zrobić. Jak na razie tańczyliśmy, ale co potem? – Wybacz.
- Mógłbyś coś z tym zrobić. - namawiałam go, chociaż niezbyt wierzyłam w sens tego czynu. - O tak - wyszczerzyłam się od ucha do ucha. Ukazywanie swojej radości nie jest aż takie skomplikowane... ale Decim to Decim.
- ... - Próba pierwsza, nieudana. Wyszło jak grymas mopsa. Nic poza tym. Nie mogłam się nie roześmiać, mimo wszystko starał się, prawda~? Urocze.
- No widzisz, jak chcesz to potrafisz - stłumiłam kolejny chichot. Ciekawe, czy się domyślił? Nie, niemożliwe.
- ... - Kolejna milcząca odpowiedź. Zdaje się, że go zawstydziłam, aaaaw~! Nie, nie zarumienił się, ani nie poczynił jakichkolwiek reakcji w tym kierunku. Ale co z tego, to ja tu wiem lepiej!
Zaczęłam wyborażać sobie, jak by wyglądał, gdyby ujawnił jakąś ekspresję. I niestety skończyło się na tym, że po prostu się na niego gapiłam. Ale on ani drgnął. I wtedy muzyczka się skończyła.
Żal, co tak szybko...
Oczywiście zaraz potem popłynął utwór, jednak my byliśmy już poza jego zasięgiem. Decim podziękował uprzejmie za taniec, salutując ręką na piersi jak jakiś żołnierz. Mrrr. A potem przyuważywszy Gintiego lepiącego się do nie swojego baru -.-", skwitował to jedynie smutnym spojrzeniem. Decim, noo!
- Ginti, dziękuję za czuwanie nad...
- Dobra, dobra, ja tu sobie jeszcze posiedzę~
- ...rozumiem. W takim razie proszę wybaczyć. - Decim, gdzie idziesz?!
- Huh?
NIe chcę zostać z jeżozwierzem -,-
Zapewne barman nie życzył sobie mojego dalszego towarzysztwa, ale co mnie to, pobiegłam za nim.
- Czegoś potrzebujesz, _____? - zapytał kurtuazyjnie. Czy to prawda, a może przeinaczanie?
- Taa... towarzystwa. - mruknęłam, nie zastanawiając się zbytnio.
Nie wyglądało na to, ażeby zrozumiał, o co dokładnie mi chodzi.
- Czyżby coś się stało? - miał na myśli relacje moje i reszty koleżków, którzy bawili się świetnie, podczas gdy my tkwiliśmy tutaj na zapleczu.
Na zapleczu!
- Doszłam do wniosku, że jednak nie mam ochoty na tamte hałasy. - wymyśliłam coś na poczekaniu, byle tylko nie milczeć. Decim milczał za dwóch, albo i za dziesięciu,
- Och, czyżbyś nie czuła się najlepiej? - czyżby w jego głosie pobrzmiewała troska? Autentycznie! *.*
No teraz to rzeczywiście nie da się czuć najlepiej. Tylko najcudowniej. Aach, rany.
- Gdy teraz o tym mówisz, rzeczywiście... - mruknęłam pod nosem. Co za słabość.
- Czy mógłbym w jakiś sposób temu zaradzić? - Och, kochany, podejdź tu i weź mnie natychmiast, albo ja zrobię to za ciebie. Kotuś... Czemu ty jesteś TAKI... AAACH~! *.*
- Może...
Niestety, myśli i słowa drastycznie się różniły. Jak widać mimo tego znakomitego drinka zabrakło mi odwagi,
- W takim razie powiedz, proszę, co mogę dla ciebie zrobić. - Porzucił skrzynki z alkoholem na rzecz mnie. Och, kochany...
- ...
Podniosłam głowę i popatrzyłam na niego nieprzytomnie. Co powinnam powiedzieć? Sama nie do końca to rozumiałam. Może po prostu byłoby miło, gdyby-
E?
- Coś. - moja ręka sama wyciągnęła się ku niemu. Brawo dla mnie.
Wziął mnie za rękę, a zaraz potem ujął w talii. Zrobiło mi się słabo, byłam bliska omdlenia z tej przyjemności! Nic więc dziwnego. A gdy już znalazłam się w jego ramionach... Boże, jak dobrze!
- Jednak potrafisz - wybąkałam, a potem już zupełnie straciłam głos. I władzę w kończynach. A przed upadkiem chroniły mnie nie jakieś niteczki, tylko on sam.
Tehe...
- Naprawdę musisz źle się czuć. - wydawał się być zaniepokojony. Nie puszczaj mnie, nie puszczaj. - Zawołam...
- Nie. Nie możesz, bo poczuję się jeszcze gorzej. - przerwałam szybko. Właściwie to nie było zbyt dalekie od prawdy. Na pewno nie dałabym rady ustać.
- ...rozumiem. Zatem... zostańmy, gdzie jesteśmy. - Chyba poczuł się trochę nieswojo, stojąc ze mną w takiej pozycji. Ktoś postronny mógłby pomyśleć, że jesteśmy... No sami wiecie.
Nie wiem, ile czasu minęło, ale zamiast mi się polepszać, czułam się coraz dziwniej. No, to akurat normalne. A serce to waliło mi tak, że zdawało się należeć do kogoś innego.
Zwalę to na złe samopoczucie, jak coś, ale...
- Z jednej strony tak, ale z drugiej niezbyt. - rzuciłam bez zastanowienia i zaraz pojęłam, że to musialo zabrzmieć jak jakieś majaczenie w gorączce. No ale taka prawda. Mogłabym tak tkwić przez wieczność, ale przecież sama jego troska sprawiała, że... stop. Stop, ogar!
19:05
Ja
- Może powinnaś się położyć. - zasugerował bez zbędnego owijania w bawełnę - Zaprowadzić się do pokoju?
- To może być dobry pomysł... - nie miałam siły ani ochoty oponować. Weh, tylko niech mnie nie zostawia.
- Zanieść cię? - wypalił. Borze, czy on mówi na serio? Naprawdę mnie zaniesie? Toż to spełnienie marzeń! - Zdaje się, że niedomagasz.
Tego sir nie spodziewalam
- Jeśli byłbyś tak miły. - zadrżałam. Zupełnie niechcący.
- Rozumiem. - nie wiedziałam, który raz już powtórzył to słowo. Nieważne. Niech już mnie zanosi, a nie! I jakby czytał w moich myślach! Naprawdę to zrobił! Wziął mnie na ręce, ostrożnie i z namaszczaniem, a przede wszystkim nie przejmując się spojrzeniami świadków, wyniósł mnie. Ginti zajmował się w dalszym ciągu butelkami, więc jedynie on nie skomentował naszego "występu".
- Masaka. - mina Chiyuki musiała hyć bezcenna, sądząc po jej zdumionym głosie.
- Możliwe, możliwe. - odparł Zielony xD [przepraszam, nie pamiętam xdd].
- Nie do wiary...
Decim tymczasem jak gdyby nigdy nic podążył prosto przed siebie. To znaczy do pokoju gościnnego. Z łóżkiem. Wiem, bo sama mam takie na swoim piętrze. Mrrr. Och, chyba robi mi się lepiej~ Ale nie dam nic po sobie poznać, podobnie jak mój wybawca, który otworzywszy, a następnie zamknąwszy magicznymi ruchami drzwi, ułożył mnie na łóżku. Przez to poczułam się nie tylko jak księżniczka, ale i jak ktoś bliski jego sercu. Czy moje serce zna prawdę, czy może dało się nabrać?
- Dzięki... - odetchnęłam głęboko, lecz to nie ukoiło zdenerwowania. Co więcej, naprawdę poczułam, jakbym miała gorączkę. Jeśli zacznę coś bredzić, jaki jesteś cudowny, to musisz wziąć to na poważnie.
Moja przyjemność na pewno była większa, heh. - Już lepiej. Czynisz cuda - zachichotałam cicho.
- Nie wydaje mi się, abym zrobił coś, co zasługuje na takie pochwały, ale miło mi to słyszeć. - skinął mi głową - To dobrze, że już jest z tobą lepiej.
- Nie bądź taki skromny. Wystarczy, że na mnie spojrzysz i już jest lepiej. - no i mówiłam, że będę majaczyć, bo wyobraziłam sobie, że Decim się nieco otworzył i mnie niósł, aaach, cudownie, jest mi tak dobrze.
Nie, chwila, to nie był sen. Bo czy w śnie dotyk jest aż tak namacalny i prawdziwy? O.o Chyba nie, prawda...? Natychmiast oprzytomniałam, ponieważ gospodarz Quindecim DOTKNĄŁ MNIE! To znaczy mojego czoła, to znaczy i tak mnie... Nieważne, mnie i już! Dotknął. Borze, czy wy wiecie, co to znaczy?
- ...! - chyba spaliłam cegłę. To zły znak. Bardzo zły. A podobno sędziowie nie mogą odczuwać emocji, sranie w banię. - D-Decim...
- Jednak mam wątpliwości. Pójdę po zimne kompresy. - I wyszedł. Tak po prostu. No co za żal!
Zapadłam się w miękkim materacu, zdruzgotana. Matko... Jeśli ludzie tymi "emocjami" parają się na co dzień, to im współczuję. Decim sam jeden doprowadził mnie do takiego stanu, więc strach pomyśleć, co ich musi spotykać.
Zapadłam się w miękkim materacu, zdruzgotana. Matko... Jeśli ludzie tymi "emocjami" parają się na co dzień, to im współczuję. Decim sam jeden doprowadził mnie do takiego stanu, więc strach pomyśleć, co ich musi spotykać.
Po kiego wała o tym myślę? Co ma być to będzie. Nie jestem człowiekiem tylko sędzią. To nie ma najmniejszego znaczenia. Bo miłość rządzi się swoimi prawami, podobnie jak i... Jak co?
Gdzie ja to usłyszałam? Ach tak, racja.
Jak widać szkolenia do czegoś się jeszcze przydają. Co z tego, że kontekst był od początku nieco inny.

2 komentarze :

MY zachęcają do komentowania. Każde słowo jest dla nas na wagę złota! ♥

mypersonal © 2017. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka