Jedna z nielicznych prac napisanych przeze mnie własnoręcznie. Modlę się, żeby ich troszkę przybyło. Wydaje mi się, że udało mi się uchwycić w miarę realnie podejście Sebastiana do dam, a jednocześnie zadowolić Yuu, z myślą o której snipp ten był pisany. Pozdrowionka~♥
JEŻELI CHCESZ POZOSTAĆ HAPPY, NIE CZYTAJ OMAKE XD
my:snippets ~Sebastian Michaelis~
Nie chcesz wiedzieć
W tym szarym, nudnym, pozbawionym jakiegokolwiek smaku,
wyobraźnia bywa jedyną drogą ucieczki. Niestety mój pracodawca, pan Carlisle,
nie należał do ludzi, którym natura pobłogosławiła kreatywnością umysłu. Jedyne
w czym był dobry to rozstawianie ludzi po kątach. Zwłaszcza swoich podwładnych,
których stawia w hierarchii niżej od niepotrzebnych skrawków wykrojonego
materiału.
Przeklęty staruch. Klęłam nań w myślach, dając upust emocjom.
Byłam tutaj najlepsza, nie mógł zaprzeczać. Czegokolwiek nie dotknęłam swoimi
rękami, zamieniało się w złoto, można z całą stanowczością dodać, że także w
sensie dosłownym. Gdyby zliczyć pieniądze, jakie Carlisle ładował sobie w
kieszenie, sprzedając wszystkie fatałaszki szyte z myślą o londyńskiej
elicie... Niee, przemilczmy to. Ktokolwiek by to nie był, jeśli obraca się w
wyższych sferach, nie zrozumie. Nikt nie zrozumie.
- Nie zrozumie nikt, nanana~... Nie zrozuuumie...~ Nanana -
nuciłam w rytm nieznanej sobie melodii. Igła poruszała się sama, niczym
zaczarowana, więc już wkrótce robota będzie skończona. Matka, świeć panie nad
jej duszą, zwykła mawiać, że jej kochanej córeczce - mnie rzecz jasna - Pan
musiał dać owe narzędzie w rączkę, kiedy jeszcze znajdowałam się w jej łonie.
Wspominki wspominkami, ale dzięki nim nie wrócę wcześniej do
domu. Niezbyt często nadarzała się ku temu okazja, a dziś proszę bardzo: byłam
sama jak palec. Carlisle udał się w podróż służbową. A to oznaczało, że kij im
między żebra, mogę wyjść kiedy mi się podoba. Szwaczce dziwaczce się
poszczęściło, nie ma co. No ale wypada skończyć, co się zaczęło.
Tak naprawdę czas w pracy upływał mi szybciej niż w cieple domowego ogniska,
gdzie wcale tak ciepło nie było. I nie miałam tu na myśli problemów z
ogrzewaniem. Nie mieszkałam może w luksusowym pałacu, ale klitką dziada też bym
tego nie nazwała. Wystarczające dla samotnej kobiety jednej osoby.
Jedna osoba. Nie powiem, trochę mi to przeszkadzało. Choć
bardziej przejmowała się tym moja sąsiadka, nadzwyczaj jędzowata stara raszpla.
Ale ona "troszczyła się" o wszystkich, wtykając nos nie tam gdzie
trzeba, więc nawet gdybym kogoś tam miała, wierciłaby mi dziurę w brzuchu.
Tak czy siak, jestem sama. I jak na razie nie wygląda na to, aby
sytuacja ta miała ulec zmianie.
Ostatecznie skończyło się na tym, że ukończywszy jedno zlecenie, zabrałam się
za następne. Tak z wyprzedzeniem. To znaczy już do tego zasiadłam, ale
OCZYWIŚCIE musiano mi przerwać, zanim zdążyłam choćby nawlec nitkę.
- Ki diabeł... - syknęłam, po czym przywdziawszy najpiękniejszy,
a zarazem najsztuczniejszy z uśmiechów: ten przeznaczony dla klienteli, taki
tam bonus. Jednak w momencie, w którym ujrzałam tę twarz raz jeszcze, gorąco
wpełzło mi zdradliwym pąsem na policzki.
- T-ty!
Ciemność ogarnęła miasto, kiedy zapadło późne popołudnie. Zima
nie znała litości, lecz w tym roku obchodziła się z mieszkańcami stolicy
nadzwyczaj łagodnie. Wczoraj spadło trochę śniegu, ale dziś nie było już po nim
śladu. Ulice oświetlone słabym światłem lamp wypełniała szara i nieprzyjemna
chlapa; śnieg roztopił się pod wpływem dzisiejszego deszczu. Na całe szczęście
kamienica w której mieszkała nie znajdowała się daleko, dzięki czemu już za
momencik będzie mogła cieszyć się ciepłą herbatą. Brrr, co za ziąb!
Zatrzęsła się, zakasała rękawy i przyspieszyła kroku.
Niespecjalnie przemyślała sprawę, ale zorientowała się o tym dopiero po fakcie.
Fakcie dokonanym przez nią, jej głupotę, jednakże zniweczonym dzięki wspaniałomyślności
przypadkowego przechodnia, który uratował jej zadek od bolesnego upadku.
Niewiele brakowało, a mogłaby wylądować u medyka z roztrzaskanymi kośćmi!
- Wszystko w porządku, panienko?
Głos o niskim i niezwykle głębokim brzmieniu sprawił, że po
całym ciele przebiegły ją dreszcze. Momentalnie spłonęła gorącem, w
szczególności na twarzy. Spojrzawszy zaś w twarz wybawiciela, przepadła z kretesem.
Czarne, ciut przydługie włosy okalały szczupłą, lecz
niepozbawioną męskości twarz. Najwięcej uwagi przyciągały jednak oczy, ciepłe i
hipnotyzujące. Było w nich jednak coś, co kazało utrzymywać kontakt wzrokowy,
choć instynkt bronił się przed tym i dyktował natychmiastową ucieczkę jak
najdalej od tego osobnika. W jego osobie było coś, czego istnienia nie chciało
się dopatrywać. To się po prostu czuło w aurze otaczającej tego mężczyzny. Pojawił
się znikąd, odziany w czerń i tak zwyczajnie ją złapał, jak gdyby nie miał
żadnych ciekawszych zajęć. A wnioskując po eleganckim ubiorze, mógł zapewnić
sobie o wiele ciekawsze rozrywki, niż spacerowanie po tej okolicy.
- Sebastianie, co cię zatrzymało? – ktokolwiek pytał, nie był
zbyt zadowolony.
A więc nazywa się Sebastian… Tak, mogła myśleć tylko o tym.
Nadal nie oderwała odeń wzroku, całkowicie zauroczona. Tak, to imię z pewnością
do niego pasowało.
- Przyszedłem tej oto pani z pomocą, to wszystko – oznajmił Sebastian.
Nonsens, czemu ktoś tak wyrafinowany miałby się komuś tłumaczyć.
A jednak. Z powozu (to akurat gdzieś jej umknęło, być może za
bardzo skupiła się JEGO osobie) wysiadł młody chłopiec. Choć ze swoją subtelną
urodą mógł ubiegać się o rolę damy. Jedynym, co czyniło go chłopcem w jej
oczach były ubrania… Ubrania uszyte własnoręcznie przez nią! Tak, poznawała ten
komplet! Najdroższy i najdelikatniejszy aksamit nie trafiał z salonów mody
Carlisle’a do byle kogo! Zatem miała do
czynienia z burżujami wyższego szczebla, huh.
- Skoro już udzieliłeś stosownej pomocy, za pozwoleniem
szanownej pani – chłopiec zwrócił się bezpośrednio do niej, a przez to w
zupełności sprowadził na ziemię, zbiwszy z tropu – sądzę, że możemy się już
oddalić. – Nie wiedzieć czemu, poczuła się nieswojo, kiedy ten paniczyk tak patrzył.
Z subtelną wyniosłością. Jakbym mu w czymś zawadzała. Pha, ci burżuje…
Odchrząknęła, dając znać, że już wszystko ze nią w porządku. Zmieszana
własną niepoczytalnością i chwilowym zatraceniem, z ogromnym żalem przyjęła
pożegnanie z ramionami dżentelmena w czerni.
- Zatem, proszę wybaczyć – Sebastian skłonił się (!) przed nią
wytwornie, po czym oddalił się w stronę powozu, w którym czekał nań jego
towarzysz.
Nigdy nie myślała, że nastąpi dzień, kiedy będzie zazdrościć czegoś
burżujowi. A już na pewno nie sposobności przebywania z innym burżujem.
~***~
- T-ty!
Napotkawszy moje spojrzenie... Nie, niestety. Nic w wyrazie jego
twarzy nie uległo zmianie. Tym lepiej. I tak był już idealny. Tylko co, u
licha, tutaj robił?
- Przybyłem odebrać zamówienie. Na nazwisko Phantomhive.
- J-już. Proszę zaczekać – to powiedziawszy, pospiesznie
oddaliłam się z powrotem na zaplecze, tam gdzie przetrzymywaliśmy gotowe już do
odebrania stroje.
Ph-Phantomhive!? Toż to nasza żyła złota! Znaczy Carlisle’a.
Niejednokrotnie żartowałam z koleżankami, że gdyby szef straciłby swoją złotą
żyłę, inna pękłaby razem z nią. Prędko odnalazłam ukończony dziś przed
południem zestaw. Miara dla nastoletniego chłopca. Szyjąc go, rozmyślałam
tamtym spotkaniu. Przypadek? A skoro to Sebastian zajmuje się takimi
sprawunkami… Czyżbym błędnie oceniła jego status?
Z takimi myślami wyszłam mu naprzeciw, kładąc starannie owinięty
materiałem strój na ladzie. Zabawne, że więcej materiału pochłaniało zapakowanie
niż samo uszycie fatałaszka. Sakiewka z pieniędzmi zabrzęczała, lądując obok.
Cóż, Carlisle będzie zadowolony jak zwykle. Jak to zamówieniach Phantomhive’ów.
- Jeszcze nie widziałam tu pana… - zaczęłam wyjątkowo niezdarnie.
Weźże się w garść, kobieto!
- Mogę powiedzieć to samo o pani – odparł uprzejmie, zabierając
pakunek. – Zwykle przychodził od nas ktoś inny – wyjaśnił.
- Z-zwykle nie sprzedaję, jestem tutaj szwaczką… - no co ty nie
powiesz, _____. No tak, przynajmniej już wiesz, czemu nie miałaś okazji go
widzieć. To nie ty obsługujesz klientów. Nie o tej porze! No i jest tu po raz
pierwszy.
- Oczywiście – przytaknął grzecznie. Nie mogłam się oprzeć
wrażeniu, iż pragnie jak najszybciej stąd wyjść, najprawdopodobniej zniechęcony
niskim poziomem tej rozmowy. Cóż, nie on jeden. Zabierz mnie z sobą… Nie
posłucha, prawda~?
- P-proszę zaczekać! – zawołałam za nim. Zatrzymał się w
drzwiach, patrząc z lekkim zniecierpliwieniem.
- Coś nie tak?
- Dlaczego dziś to pan przyszedł? – zignorowałam fakt, iż nie
powinno mnie to interesować. I tak nie musi odpowiadać. Ale chciałam zadać to
pytanie, więc zrobiłam to, prosta sprawa.
- Ponieważ – zaczął, ku memu zdziwieniu. Odpowie? Nadstawiłam
uszu, a serce przyspieszyło, gdy uniósł kąciki ust w delikatnym uśmiechu –
chciałem kogoś zobaczyć. Ale to tajemnica, sza – przyłożył palec do ust w sugestywnym
geście, po czym wyszedł.
Taki z niego dżentelmen? Zostawiać umierającą (pomińmy, że z
zachwytu) kobietę samotną, phi.
Czyli jednak jest jakaś nadzieja... ♥
~OMAKE~
- Och, piękna, tutaj jesteś.
Czarna kicia wychyliła się spomiędzy zbutwiałych desek, zwabiona
smakowitymi kąskami w rękach Sebastiana. Rozpromieniony, przypatrywał się
uroczemu stworzeniu spożywającemu posiłek.
- Meow~
- Nie ma piękniejszej od ciebie.
- Meow~
- Och, tak bym chciał wziąć cię ze sobą. Mógłbym widzieć cię
codziennie. Ale nie chcesz stąd odchodzić, prawda? – podrapał zwierzę za uchem.
Zamruczało w odpowiedzi na pieszczoty.
- Meow~
- Doprawdy, jak można być taką pokraką. Mało brakowało, a ta
damulka usiadłaby na tobie. Do kogo bym wtedy przychodził, hm?
- Meow~
Och tak, nikt nie rozumiał go lepiej.
Dzieńdoberek ~
OdpowiedzUsuńJeja, przepraszam za tak długą nieobecność ;w; wstyd, wstyd!
Ale teraz już jestem, przylazłam z powrotem ucieszona nocią o moim pierwszym rysowanym mężu~ Ah te wspomnienia.
Jestem zauroczona, szczególnie retrospekcją, pychotka♥. Widać, że to białe zimne gówno jednak na coś się człowiekowi przydaje ~ Wylądować wprost w objęcia demona~
A omake? Omake w ogóle mnie nie zdziwiło, wiem, że Seba to wyuzdany zbol ;_; Zdziwiłabym się gdyby nie chodziło mu o kota xd
Ujmując cały ten bełkot w jedno: Bardzo mi się podobało.
Pozdrawiam~!
ps. Śliczny nowy wygląd ^^
E tam, nieobecność. Co my, szkoła, żeby się z tego rozliczać? ^.^ Ale fajnie, skoro już się pokazałaś :3
UsuńPierwszy rysowany mąż? No proszę, co za zbieg okoliczności. Sebcio był także moim pierwszym mangowym rysunkiem. Lub raczej czymś próbującym udawać rysunek rysunku. A Sebastiana skrzywdziłam i nie chcę tego pamiętać =,=
Zimne białe gówno cenię sobie bardzo, ponieważ to moja Yukiś spada z nieba *.*
E tam, jakiż zbol. Sama molestuję swoje koty xP
Dzięki za komplementy co do wyglądu, też nam się podoba ^^
Bywaj~
Sebcio też moim pierwszym rysowanym mężem x"D *pjona*
UsuńWstydz sie ;^; Od własnego brata dostałam obszerniejszy komentarz na temat tego snippa xDDDDDD
UsuńEj ej ej ej ej!
UsuńHej bo ja jeszcze nie skomentowałam go obszerniej jak chciałam x3 ale to jutro, wracam do bio~
czekam z niecierpliowścią xd
Usuń