To miało być dużo krótsze... a być może nastąpi kontynuacja.
Postać readerki oparta na mnie. Zwłaszcza z tym urodzeniem się dwadzieścia lat za późno. Seriously. Wszystko, co najlepsze, wydarzyło się w pokoleniu moich rodziców. Zazdroooooooo...
mypersonal ~Dziesiąty Doktor~
Samobójczy balet
W londyńskim powietrzu rozległ się charakterystyczny
skrzyp, nie zauważony jednak przez nikogo w szczególności. Kilka chwil później
na chodniku Mostu Londyńskiego zmaterializowała się niebieska budka
telefoniczna.
– Rany… Gdzie ja posiałem te klucze… O, mam!
Drzwi otworzyły się i na zewnątrz wychynęła głowa. Doktor szybko
zlustrował wzrokiem otoczenie, po czym z niedowierzaniem cofnął się z powrotem
do wnętrza TARDIS.
– Serio? Znowu tu? Myślałem, że już się znudziłaś Londynem.
Maszyna zamruczała, jakby zaprzeczając. Doktor pokiwał
głową. Po chwili wyszedł, tym razem w całości, i zamknął drzwi od zewnątrz.
– No dobra, skoro chcesz. Pójdę się rozejrzeć. Czekaj tu na
mnie i nigdzie nie odchodź. – otrzepał płaszcz z nieistniejącego pyłu i ruszył
przed siebie.
Już wielokrotnie odwiedzali Londyn dwudziestego pierwszego
wieku, stąd też pochodziło wielu dawnych towarzyszy, dlatego Doktor raczej
przepadał za tym konkretnym punktem w czasoprzestrzeni. Ale ileż można? Właśnie
dlatego, że był tu już tak wiele razy, nie wydawało mu się, że spotka go teraz
coś ciekawego. No, ale skoro TARDIS go tu przyprowadziła… Można spróbować.
Doktor zaczął cicho pogwizdywać. W taki piękny słoneczny
dzień Londyn na pewno roi się od ludzi. Aż chce się żyć!
– Gdzie by tu—
Urwał.
Za barierką mostu, kilkanaście metrów od niego, stała
drobna kobieca postać. Nie trzymała się w żaden sposób, dodatkowo przez swoją
szczupłą posturę Doktor odniósł wrażenie, że mógł ją zdmuchnąć byle powiew. Nie
ruszała się i od tyłu nie mógł dostrzec jej twarzy, ale najwyraźniej uważnie
patrzyła w dół, na spokojne wody Tamizy. Doktor zastygł w bezruchu, zdjęty czystą
grozą.
Samobójca?!
Gdy dotarł do niego ten przerażający fakt, błyskawicznie, z
kocią gracją zaczął podkradać się do dziewczyny. Musiał ją złapać, zanim
skoczy. Nie zaryzykował zawołania jej, ale nie chciał też wywołać u niej paniki
poprzez niespodziewany dotyk, dlatego kiedy znalazł się kilka kroków od niej,
przestał stąpać na palcach. Musiała go usłyszeć; mimo to nie zareagowała.
– Hej – odezwał się Doktor. Teraz mógł już wyciągnąć dłonie
i asekurować ją. Na początek łagodnie wprowadził ręce w jej pole widzenia, mimo
to wciąż nie odważył się jej dotknąć. – Hej, nie rób tego. Nie ruszaj się. Wszystko
będzie dobrze. Tylko spokojnie.
Dziewczyna istotnie nie poruszyła się, więc uznał to za
dobry moment na chwycenie jej za ramiona. Gdy tylko to zrobił, poczuł
niesamowitą ulgę. Już nie spadnie, nie powinna też mu się wyrwać; zresztą i tak
nie wyglądała, jakby miała taki zamiar, a jej ciało nie stawiało dłoniom
Doktora prawie żadnego oporu. Była tak chuda, że nawet gdyby próbowała się
uwolnić, raczej nie miałaby szans.
– Teraz ostrożnie, dobra? Powoli się odwróć, pomogę ci
przejść – nadal mocno ją trzymał. Nie odważył się jej puścić.
Wtedy obróciła głowę i spojrzała na niego, a Doktor
zdrętwiał. Przez chwilę miał nadzieję, że dziewczyna wybuchnie mu śmiechem
prosto w twarz, wcale nie mając zamiaru skakać. O, byłoby świetnie, gdyby tak
się stało. Ale nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego w spojrzeniu dziewczyny
zobaczył wiele emocji typowych dla samobójcy – rozpacz, beznadzieję, zmęczenie –
nie spodziewał się jednak takiego natężenia złości.
– Proszę mnie puścić.
Jej głos kontrastował z oczami; był zimny i stanowczy, lecz
Doktor nie spełnił żądania. Nawet nie zamierzał.
– Nie ma mowy. Po prostu się obróć – nakazał.
– Po co?
– Żebym mógł pomóc ci przejść na bezpieczną stronę –
wyjaśnił cierpliwie.
– Nie chcę.
Odpowiedź ta ucinała wszelkie dyskusje i Doktorowi też na
moment zabrakło słów. Przez ułamek sekundy poczuł dojmującą bezsilność, no bo
jak odwieść kogoś od odebrania sobie życia, jeśli ten ktoś być może
przygotowywał się na to od miesięcy? Trwało to jednak tylko moment; potem
wróciła determinacja, by zapewnić tej dziewczynie bezpieczeństwo.
– Pogadajmy na spokojnie. Przejdziesz tutaj i porozmawiamy.
Nie należy podejmować decyzji w stresie – ciągnął, coraz silniej trzymając jej
ramiona.
– Nie widzi pan? Jestem bardzo spokojna. – odparła chłodno
dziewczyna. Istotnie, była; nie ukazywała ani śladu paniki ani w ogóle emocji.
Zupełnie jakby nic w niej nie zostało.
Właśnie w tym momencie Doktor zdał sobie sprawę, że może to
nie być takie proste, jak początkowo zakładał. A wcale nie zakładał, że będzie
prosto. Odepchnął jednak bezsilność na bok i postanowił nieco zmienić taktykę.
– Proszę. Pozwól mi sobie pomóc.
– Czego pan ode mnie chce? – spytała niecierpliwie
dziewczyna.
– Powstrzymać cię od zrobienia największego głupstwa we wszechświecie
– odparł nieco ostrzej, niż zamierzał.
– A co to pana obchodzi? Niech pan wraca do pańskich spraw
i pozwoli mi wrócić do swoich.
– Żebyś się zabiła?
– Nawet jeśli, co z tego? – głos dziewczyny niebezpiecznie
się zatrząsł. – Myśli pan, że to takie szlachetne z pana strony, powstrzymać
mnie, ale nic pan nie rozumie. Nie zna mnie pan. Jaką to robi panu różnicę, czy
umrę, czy nie?
Z jej głosu wyzierało niemal rozpaczliwe błaganie, lecz
chyba tylko kanalia spełniłaby tę prośbę i pozostawiło ją na pewną śmierć. Poza
tym było coś, o czym mnie miała pojęcia.
– Robi – mruknął
słabo Doktor. Pomagał Ziemianom od wieków i choć nigdy dotąd nie zdarzyło mu
się ratować samobójcy, nie zamierzał nagle przestać tego robić.
– Ta, akurat.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Robi! – powtórzył dotknięty. Bezwiednie wzmocnił chwyt na
jej ramionach. – I dopóki tu jestem, nie pozwolę ci skoczyć.
– Proszę mnie zostawić!
Wtedy dziewczyna szarpnęła się i prawdopodobnie udałoby jej
się wyślizgnąć, gdyby nie refleks Doktora. Jedną ręką chwycił jej dłoń, drugą
wciąż ściskając ramię. W dziwacznej pozycji oboje zawiśli nad Tamizą. Dziewczyna
zaszlochała cicho. Doktor skrzywił się, jakby połknął cytrynę, jednak ponieważ
nie stawiała już oporu, szybko podniósł ją nad barierką i postawił na
bezpiecznej ziemi. Nawet nie próbował ukrywać swojej ulgi.
– No, już po wszystkim.
Nie było to najtrafniejsze określenie, zwłaszcza gdy
spostrzegł, że dziewczyna stoi tam, gdzie ją pozostawił, i płacze. No,
przynajmniej mógł już być spokojny o jej życie. Mimo wszystko nie podobała mu
się cała ta sytuacja. Gdyby tylko zdołał jakoś ją uspokoić…
Zbliżył się do niej i zniżył do jej poziomu, starając się
jednak zachować odpowiedni dystans.
– Hej, nie płacz, jesteś bezpieczna.
– Dlaczego pan to zrobił? – przez szloch jej słowa z trudem
dawały się zrozumieć. – Uwolniłabym się raz na zawsze. Wreszcie by mi się
udało. Próbowałam już tyle razy, ale zawsze przydarzało mi się coś takiego. I
teraz też…
Znów zaniosła się cichym płaczem, a Doktor zmartwiał. Nie
potrafił zrozumieć, jak ktoś mógłby chcieć dobrowolnie odebrać sobie życie, ale
oto miał przed sobą żywy przykład.
– Próbowałaś wiele razy? – szepnął niedowierzająco. –
Dlaczego?
– Nie zrozumie pan. Czy czuł pan kiedyś fizyczny ból
egzystencji? Ból wynikający tylko z faktu, że pan żyje? – dziewczyna z trudem panowała
nad głosem. – Czuł pan kiedyś niemal śmiertelną samotność? Śmiertelną
beznadzieję?
– Co…
– No właśnie. Ja czuję to bez przerwy. Nikogo nie obchodzę,
nie mam żadnego celu w życiu, żadnych marzeń. Wegetuję. Gdyby pan wiedział,
jakie to straszne, też nie chciałby pan żyć. Ale pan pewnie ma kochającą
rodzinę, piękną dziewczynę, wielu przyjaciół i dobrą pracę. Dlatego niech nie
próbuje mnie pan zrozumieć.
Doktor osłupiał i osłupienie powiększało się z każdym jej
słowem.
Ponieważ rozumiał.
Samotność? Beznadzieja? Och, znał to bardzo dobrze. Uczucia
te towarzyszyły mu od stuleci, od Wojny Czasu. Odkąd Gallifrey zostało
zniszczone, a wszyscy Władcy Czasu – wszyscy oprócz niego – zginęli. Wprawdzie
miał od tamtej pory wielu towarzyszy z różnych zakątków wszechświata, ale oni
wszyscy i tak w końcu odchodzili albo umierali. Przemijali, podczas gdy on
trwał. Sam.
Tak, doskonale znał uczucia, o których mówiła dziewczyna –
tylko że nigdy nie miał ochoty z ich powodu się zabić.
– Rozumiem cię lepiej, niż myślisz. – odparł z naciskiem,
aż spojrzała na niego zaskoczona. – Widzisz, jestem ostatni ze swojego rodzaju.
Dobrze znam uczucie samotności.
W jej wzroku pojawiła się ostrożność. Najwyraźniej wzięła
go za wariata. Zignorował to.
– Ale nie jest to powód, żeby porzucać życie. Nie poddałem
się, ruszyłem w podróż i ujrzałem wiele istot, rzeczy oraz miejsc tak pięknych,
o jakich nawet ci się nie śniło. Tak pięknych, że aż chce mi się żyć.
Udając uwagę, dziewczyna zaczęła powoli cofać się w stronę
jezdni. W tym samym momencie rozległ się pisk opon. Kątem oka spojrzała w bok,
a ujrzawszy nadjeżdżający samochód, skoczyła w jego stronę. Doktor był szybszy.
Jeden błyskawiczny ruch sonicznego śrubokręta wystarczył, by unieruchomić
pojazd i udaremnić kolejną próbę samobójczą.
Dziewczyna wylądowała na ziemi, ale nie wykonała żadnego
ruchu, by wstać. Tylko gapiła się z przerażeniem na Doktora, który zresztą też
wydawał się wstrząśnięty całą tą sytuacją.
– Co…
Tylko tyle wydobyło się ze ściśniętego gardła dziewczyny.
– O rany, niewiele brakowało – westchnął Doktor,
wygładzając poły płaszcza. – Całe szczęście, że Władcy Czasu mają tak dobry
refleks.
– S-samochód… zepsułeś samochód… – szeptała dziewczyna z
przestrachem. – Kim pan jest?
– Doktor.
Posłał jej miły uśmiech.
– Jaki Doktor?
– Po prostu Doktor. Tak mi mów – wyciągnął ku niej dłoń.
Przyjęła ją po chwili wahania i z jego pomocą wstała. – A ty? Zdaje się, że jeszcze
mi się nie przedstawiłaś.
Na sekundę dziewczyna uciekła wzrokiem w ziemię, lecz potem
spojrzała prosto na Doktora.
– _____.
– Uroczo. Widzisz, _____, tak się składa, że akurat mam
wolne miejsce w moim pojeździe – wskazał na stojącą nieopodal TARDIS. – Jak
pewnie się domyślasz, nie jest to zwykły pojazd. Nie chciałabyś dołączyć do
moich podróży?
Gdyby nie sytuacja ze śrubokrętem, nikt normalny nie
przyjąłby takiej propozycji, zwłaszcza słysząc nazwanie staroświeckiej budki
telefonicznej „pojazdem”. Doktor doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Teraz
jednak nic nie było normalne. Nic nie przypominało jego poprzednich wizyt w
Londynie. Komiczne, zwłaszcza że jeszcze dziesięć minut temu przewidywał coś
zupełnie odwrotnego.
Być może też z tego powodu usłyszał coś innego, niż
normalnie.
– Czemu miałbyś mnie
zapraszać, Doktorze?
– Och, przecież mówiłem. – Doktor uśmiechnął się łagodnie.
– Pokażę ci rzeczy, od których zachce ci się żyć.
Teraz to _____ się uśmiechnęła, choć był to słaby uśmiech.
– Nie sądzę. Wybacz, ale nic nie jest w stanie tego
sprawić.
– Ja bym jednak spróbował. Daj mi szansę. Jeśli mi się nie
uda, przestanę zawracać ci głowę. Oczywiście nie musisz podejmować decyzji
teraz – dodał szybko. – Jeśli chcesz, możesz obejrzeć moją maszynę i zastanowić
się na spokojnie. Obiecuję, że nie wezmę cię nigdzie wbrew twojej woli.
_____ popatrzyła z niedowierzaniem najpierw na Doktora,
potem na TARDIS. Po chwili zacisnęła zęby i postąpiła w stronę budki. Doktor
otworzył drzwi i pozwolił jej wejść. Gdy tylko przekroczyła próg, nie mogła powstrzymać
zdumienia.
– Jest większa w środku…
Doktor parsknął pod nosem. To akurat mówili wszyscy. Od tej
reguły nie ma wyjątków.
– Jak to możliwe? – _____ zwróciła się do niego z
autentycznym oniemieniem, może nawet zaciekawieniem. Po raz pierwszy ukazała
jakieś ludzkie reakcje, co sprawiło mu niespodziewaną radość. – Jesteś
iluzjonistą?
– Nie, marketingowcem.
Załapanie żartu zajęło jej chwilę, ale potem oboje
chichotali jak wariaci. Jej śmiech. Cóż za wspaniały dźwięk dla jego uszu.
Czyli jednak mu się udało. Przynajmniej na razie.
– Tak jak mówiłem, jestem Władcą Czasu z planety Gallifrey,
ale to długa historia. Jedyne, co na razie musisz wiedzieć, to to, że mogę
zabrać cię w dowolny czas i miejsce we Wszechświecie. Brzmi nieźle, prawda?
Niespodziewanie oczy _____ rozbłysły.
– W dowolny czas?
– Kiedy tylko chcesz.
– Bo wiesz… – zaczęła nieco nieśmiało. – I tak nic mnie nie
trzyma w tych czasach. Zawsze uważałam, że urodziłam się dwadzieścia albo
trzydzieści lat za późno. Wtedy powstawała najlepsza muzyka, a przeżyłam tak
długo chyba tylko dzięki niej.
– O, nie ma problemu – zapewnił Doktor. – Zobaczysz i
usłyszysz, kogo będziesz chciała.
Nie spodziewał się po _____ gwałtownego wybuchu radości, ale
podekscytowany błysk w jej oczach, błysk zastępujący iskrę życia, był po
stokroć lepszy od euforycznych reakcji, jakie często widywał u ludzi. Na moment
jednak to małe światełko przygasło, przytłumione zbyt długim przyzwyczajeniem
do smutku.
– A, um… Nie będę ci przeszkadzać? – spytała ostrożnie.
– A skąd. Mówiłem. Na co dzień jestem dość samotny.
Poniekąd to towarzysze są tym, co napędza mnie do życia – wyszczerzył się. – To
jak, wchodzisz w to? – wyciągnął do niej rękę.
_____ jeszcze raz zajrzała do wnętrza TARDIS, po czym
wzięła głęboki wdech i chwyciła dłoń Doktora.
– Wchodzę.
Uśmiechnął się i pociągnął dziewczynę do środka. Drzwi zatrzasnęły się, a Doktor stanął przy sterach. Pomyślał, że będzie musiał poprosić maszynę o zamknięcie ryzykownych pomieszczeń i schować potencjalnie niebezpieczne narzędzia, ale chwilowo nie miało to znaczenia. Odbezpieczył hamulec; maszyna zamruczała, a na twarzy _____ pojawił się przestrach zmieszany z podekscytowaniem.
– No to allons-y!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
MY zachęcają do komentowania. Każde słowo jest dla nas na wagę złota! ♥