mypersonal ~Dziesiąty Doktor~ Kosmici, muzycy i inne dziwolągi (feat. Liam & Noel Gallagher)

Siema. Całe wieki nie napisałam nic tak długiego jak to. W ogóle całe wieki nic nie napisałam.
Martwię się o senpai, ona to w ogóle wydaje się nie mieć ochoty na pisanie czegokolwiek. A wraz z tym i moje chęci spadają. Niestety.
Tęsknię za tym, ale do rzeczy.
Niniejszy fik jest bardzo dziwny, nie za dużo w nim romansu, za to dużo przeklinania, ale nazwisko Gallagher chyba tłumaczy wszystko.
Enjoy.



mypersonal ~Dziesiąty Doktor~
Kosmici, muzycy i inne dziwolągi (feat. Liam & Noel Gallagher)

Liam & Noel, disasterous duo


Drzwi TARDIS otworzyły się ze standardowym zgrzytem, a po chwili pojawiły się w nich dwie sylwetki.
– Gotowa?
– Tak. Jestem gotowa.
_____ rzuciła ostatnie nostalgiczne spojrzenie na rodzinny Londyn – współczesny Londyn – i podążyła za Doktorem do wnętrza maszyny czasu, którą podróżowali już od jakiegoś czasu. Opuszczała swoje czasy z pewnym żalem, ale i ekscytacją; na innych planetach, ale też w innych erach na Ziemi czekało mnóstwo przygód, które tylko czekały, by je przeżyć. Posłała w stronę Doktora przekonujący uśmiech i skocznym krokiem wbiegła do sterowni TARDIS.
– Fajnie, że powiedziałaś „papa” rodzince. Nie będzie pretensji, że za długo cię nie było. – stwierdził Doktor na wpół żartem, stając przy panelu sterowniczym swojej maszyny. Nacisnął kilka przycisków i drzwi zablokowały się, gotowe do trybu podróży. – Masz jakiś pomysł, gdzie pojechać dalej, hm?
Odpowiedź nie padła, więc Doktor podniósł wzrok i omiótł nim pomieszczenie, jednak nie ujrzał swojej towarzyszki. Zmarszczył brwi. Sam nie znał wszystkich pokoi, jakie oferowała TARDIS, ale to chyba nie był powód do niepokoju.
Zmienił zdanie, gdy powietrze przeszył pisk _____.
Szybko pobiegł do pomieszczenia, z którego zdawał się dochodzić; dziwnym trafem była to sypialnia dziewczyny. Ona sama stała pod ścianą i z przerażeniem wpatrywała się w barłóg, który dawniej był jej tymczasowym posłaniem… i faceta, który tam leżał.
– Ktoś tu jest! Coś tu jest!
– Ktoś, ktoś – pośpieszył z wyjaśnieniami Doktor, pewnym przynajmniej tego, że mieli do czynienia ze zwyczajnym człowiekiem. Pochylił się nad łóżkiem i skrzywił, gdy w jego nozdrza uderzył ostry odór nie całkiem przetrawionego alkoholu. Ktoś tu zaliczył niezłego zgona. Tylko dlaczego w jego TARDIS?!
Nawet nie siląc się na delikatność, chwycił śpiącego za ramię i przewrócił na plecy. Facet spał jak osesek i nawet nie wyglądał na niebezpiecznego, poza tym zdawało się, że po obudzeniu będzie w pełni funkcjonalny. Pewnie już nie raz zdarzyło mu się uchlać w cztery dupy. Zresztą—
– A niech mnie – wyrwało się _____.
Doktor spojrzał na nią, a ona z oniemieniem wpatrywała się w twarz menela.
– Co jest? To twój były, czy co? Nie za stary? – zażartował, choć tamten miał pewnie dopiero po czterdziestce.
– Nie, to jest…
Głos uwiązł jej w gardle, a po chwili rozległo się mruknięcie śpiącego faceta. Może już nie całkiem śpiącego.
– Dajcie mi, kurwa, jointa, byle był mocny… – stęknął nieprzytomnie.
– Kto? – ponaglił Doktor.
_____ niespokojnie przebierała nogami.
– Powiedz wreszcie!
– To… to jest… – plątała się. – Wokalista…
Mężczyzna podniósł się do siadu i wreszcie otworzył oczy. Mętnym wzrokiem przeleciał po pokoju i postaciach Doktora oraz _____, po czym ponownie opadł na poduszkę.
– Archie, weź no zapodaj kolejkę, bo chyba odleciałem. – sapnął.
– Dość tego. – Doktor zerwał z faceta pościel i oskarżycielsko wycelował w niego palec. – Kimkolwiek jesteś, to jest mój wehikuł czasu i żaden gwiazdor, a już szczególnie pijany jak żeglarz, nie będzie spał w moim łóżku!
– Chwilowo moim – poprawiła go _____.
– Na jedno wychodzi.
Facet zamrugał, gapiąc się na Doktora, jakby ten miał pięć głów i zionął ogniem (chociaż po wczorajszej popijawie taki widok i tak nieszczególnie by go zdziwił). Dziwne było co innego – jakiś Szkot ubrany jak patałach ośmielał się na niego krzyczeć, podczas gdy głowa napierdalała go jak pięćset stereo nastawionych na full!
– Do mnie mówisz, kurwa? – podźwignął się z powrotem do wyprostowanej pozycji. – Czy ty wiesz, kim jestem? Jestem kurewską legendą i z całą pieprzoną pewnością się ciebie nie boję, złamasie!
– Nie wiem, kim jesteś, i mam to gdzieś. – Doktor wzruszył ramionami. – Wynocha z mojej TARDIS.
– Co, kurwa—
– Czekaj, Doktorze – wreszcie odzyskawszy głos, _____ uspokajająco chwyciła Doktora za ramię, po czym nieśmiało zwróciła się do ogłupiałego faceta. – Ja… jestem fanką. Liam Gallagher, prawda?
Gdy tylko skończyła mówić, twarz mężczyzny rozjaśniła się jak na komendę.
– No pewnie, że ja. Kurwa, już myślałem, że trafiłem do pierdolonego wariatkowa. Twój frajer ma coś z bańką, skarbie.
– No chyba ty – prychnął Doktor, ale jego uwaga została zignorowana.
– Dobra, ja spierdalam.
Liam niezgrabnie wstał z rozbebeszonego łóżka i chwiejnie podążył w stronę szafy, która najprawdopodobniej wydała mu się drzwiami. Otworzył ją i zaraz zamknął, po czym pytająco spojrzał na _____.
– A w ogóle to gdzie jestem?
– Przecież mówiłem. – westchnął cierpliwie Doktor.
– A możesz powtórzyć, bo chyba nie zarejestrowałem? – Liam rozłożył ręce.
– Na TARDIS.
– Czym, do kurwy nędzy, jest TARDIS?
Władca Czasu otworzył usta, gotów do wyjaśnienia, lecz _____ powstrzymała go ruchem ręki.
– Może poczekajmy z tym, aż całkiem otrzeźwieje. Inaczej pomyśli, że to kolejny efekt grubej imprezy.
– Racja… – Doktor z irytacją popatrzył na zdezorientowanego piosenkarza. – Ależ mamy dzisiaj szczęście.

***

– Kurwa… Kurwa mać… Wehikuł czasu w budce telefonicznej? Pierdoleni kosmici? Niech mnie chuj strzeli… – mamrotał Liam, teraz już całkiem trzeźwy, ale wcale nie mądrzejszy niż przed chwilą. I tak uwierzył w całą historię dopiero wtedy, gdy TARDIS zabrała swoich pasażerów na Gegenschein, a on na własne oczy ujrzał Ziemię z odległości Księżyca.
– Zmieniłbyś repertuar. W końcu jesteś piosenkarzem, nie? – żachnął się Doktor znad panelu sterującego.
– Spierdalaj. – syknął tamten i przeczesał dłonią włosy. – Wprawdzie zawsze sądziłem, że ludzie nie mogą być sami w kosmosie, ale to już kurewska przesada.
– Ludzie. Zawsze myślą, że są pępkiem wszechświata – westchnął filozoficznie Doktor.
– Co ty pierdolisz? – najeżył się Liam. – Sam wyglądasz jak każdy inny człowiek, do diabła! Ze zjebanym stylem, ale jednak! Nikt nie uwierzyłby, że pochodzisz z wariackiego Galli-kurwa-cośtam!
– Nie przyszło ci nigdy do tego pustego łba, że to ludzie wyglądają jak Władcy Czasu, a nie na odwrót?
– Pocałuj mnie w dupę! Może i jesteś skurwysyńskim kosmitą, ale to nie znaczy, że się ciebie, kurwa, boję. I założę się, że nie będziesz się tak pedalsko uśmiechać, kiedy jeden z moich butów pierdolnie cię w tył tego pustego czerepu!
_____ słuchała tej wymiany uprzejmości niemal z zadowoleniem. Ilość przekleństw wylatująca z ust Liama Gallaghera była wprost proporcjonalna do jego zdrowia psychicznego, zatem mogła być spokojna o haje, zwidy i inne rozrywki.
– Zresztą jak na razie to tylko ona się tu uśmiecha. – Doktor obojętnie wskazał na swoją towarzyszkę.
Liam podążył wzrokiem za palcem kosmity, a _____ natychmiast poczuła pewne zażenowanie. Niecodziennie miała okazję spotkać jednego ze swoich idoli, a ten na dodatek patrzył na nią maślanymi oczami.
– Taak. Nie wiem, jakim, kurwa, cudem, taka laska znalazła się w pierdolonej budce czasowej jakiegoś psychopatycznego kutasa-kosmity, ale teraz to sam chciałbym być takim kosmitą, d’you know what I mean? – wyszczerzył się.
– Emm… Dzięki.
O ile _____ sobie przypominała, w zeszłotygodniowym NME pisali coś o nowej dziewczynie Liama, jednak najwyraźniej nie przeszkadzało mu to w prawieniu jej osobliwych komplementów. Ani trochę.
– Skończyliście już? – wtrącił się Doktor, najwyraźniej zniecierpliwiony obecnością dodatkowego pasażera. – Jeśli tak, to może szanowny pan gwiazdor łaskawie weźmie tyłek w troki i zniknie z mojego pojazdu.
– Ej, ej, ej, moment, stary – Liam zerwał się na równe nogi. – Jesteś pieprzonym kosmitą i masz wehikuł czasu, a ja od dziecka chciałem przejechać się takim wehikułem. Nie ma szans, nie przepuszczę takiej okazji. To zdarza się tylko raz w życiu!
– Co sugerujesz? Mam ci dać darmową podwózkę? – obruszył się Doktor.
– A co, kurwa!
Liam z entuzjastyczną miną wziął się pod boki i wyczekująco spojrzał najpierw na Doktora, potem na _____. Nie znajdując w jej oczach dezaprobaty, postanowił wykorzystać okazję.
– _____, kochana? Weź przetłumacz temu dziwakowi, co mu szkodzi.
– Właściwie… – zawahała się _____, widząc, jak Doktor wywraca oczami. – A dokąd chciałbyś się udać, gdyby się zgodził?
Liam wyszczerzył się w zadowolonym uśmiechu.
– Chcę zobaczyć koncert Beatlesów!
Twarz Doktora stężała, ale _____ już wiedziała, że cała ta zwariowana podróż musi się odbyć. Sama lubiła Beatlesów, ale Liam… Liam miał na ich punkcie obsesję. A gdyby odmówili, i tak by się wprosił. Nie było rady.
– Doktorze… – posłała Władcy Czasu uśmieszek.
– Nie wytrzymam, wszyscy artyści są tacy? – Doktor teatralnie rozłożył ramiona. – Beatlesi? Ale przynajmniej w pełnym składzie?
– Jasne, kurwa, że w pełnym. – obruszył się Liam. – I wybierz taki koncert, żeby był w Anglii. Żadna zasrana Ameryka, te prostaki nie znają się na muzyce.
_____ parsknęła śmiechem, na co Doktor z rezygnacją położył dłoń na dźwigni.
– Dobra, niech będzie. Ale kiedy już wrócimy, grzecznie pójdziesz do swoich czasów i—
– Dzięki! – Liam klepnął go w plecy, aż tamten się zachłysnął. – Teraz kieruj się do Little Venice, musimy po kogoś zajechać!
– Zajechać? – _____ uniosła brew.
Nagle Liam umilkł, jakby dotarło do niego coś nie całkiem oczywistego. Doktor spojrzał na niego zdziwiony, a potem przeniósł wzrok na _____, którą nagle olśniło.
– Och. Noel.
– Jaki Noel? – nie rozumiał Doktor.
– Nie, dobra, tak mi się wyrwało. Nieważne – mruknął Liam. – Jedź do tych Beatlesów.
– Zaraz, zaraz – _____ nie zamierzała łatwo dać za wygraną. W jej głowie zrodził się znakomity pomysł, za który potem miliony fanów mogło być jej nieświadomie wdzięcznych. – Jedźmy po niego. Jestem pewna, że też chce obejrzeć Beatlesów. Little Venice, tak? – nagląco dotknęła ramienia Doktora.
– Ale kim jest ten cały Noel?
– To brat Liama. Kiedyś mieli największy rockowy zespół lat 90.
– Jeszcze jeden arogancki dupek? – Doktor jęknął. – Chyba nie wytrzymam podwójnej dawki Gallagherów.
– Wytrzymasz. Teraz zespół nie istnieje, a oni kiepsko się dogadują. No jedź już!! – ponagliła _____.
Ostatnie zdanie wystarczyło, by Doktor pokiwał rozumiejąco głową i ustawił współrzędne TARDIS na zachodni Londyn, 2017. Chyba miał zbyt miękkie serce do tych słabych ludzi, którzy potrafili tylko się kłócić… Ale czyż ich nie uwielbiał?
Zerknął na towarzyszkę i odpowiedział sam sobie: oj tak, uwielbiał.

***

TARDIS zatrzymała się, jak wyjaśnił Doktor, w samym środku pokoju Noela.
– No dawaj, idź po niego – _____ próbowała namówić Liama.
– Pojebało? Nie mogę tak po prostu wyjść z pierdolonej budki policyjnej w środku domu tego dupka!
– Ale jesteś jedyną spośród nas twarzą, jaką on zna! Inaczej po prostu zadzwoni na policję!
– Aha, akurat. Zadzwoni, jeśli to właśnie ja po niego wyjdę – burknął Liam, ale w końcu poczłapał do drzwi TARDIS.
Nie zdążył jednak nawet chwycić za klamkę, gdyż otworzyły się same… a stanęła w nich bardzo wkurzona postać Noela Gallaghera.
– Co jest, kurwa? Zgubiliście się?
Nikt nie odpowiedział; wzrok Noela prześliznął się po twarzach brata, laski i dziwaka w płaszczu, po czym wrócił z powrotem do Liama, który wpatrywał się w niego z niezbyt mądrą miną.
– Cześć, pizdo – rzucił wesoło Liam.
– Siemasz, kutasie – odparł Noel. – Szukasz guza? Bo jeśli tak, to trafiłeś, kurwa, idealnie.
– Czekaj, czekaj, odłóżmy na chwilę te pierdoły, dobra? – młodszy z braci uniósł dłonie w uspokajającym geście. – Patrz na to – wskazał wnętrze TARDIS, a Noel dopiero teraz zauważył, że kurestwo było większe w środku. – Ta chujoza to pieprzony wehikuł czasu, a ten tu Doktor to kosmita! Może nas zabrać na koncert Beatlesów! Kurewsko kochasz Beatlesów, prawda?
Noel milczał kilka sekund, po czym obrzucił go spojrzeniem pełnym politowania.
– Uderzyłeś się w głowę, Liam? A może ktoś dosypał ci jebanego pieprzu do dragów?
– Słuchaj, kurwa! – nie czekając na protesty brata, Liam wciągnął go do TARDIS i zablokował drzwi. – Ruszaj, Doktorku!
– Nie wytrzymam… – mruknął tylko Doktor, ale odblokował hamulec ręczny.
Maszyna ruszyła; tymczasem Noel w ogromnym harmiderze usiłował wyrwać się z żelaznego uścisku brata.
– Puszczaj, kurwa! Do reszty postradałeś swoje pierdolone zmysły!
– Możecie obyć się bez bójki? – spytała nieśmiało _____, jednak jej głos nie przebił się przez wrzaski siłujących się mężczyzn.
– Hej, słuchaj mnie! Posłuchaj! – wreszcie Liamowi udało się postawić Noela do pionu i zmusić, by choć na sekundę się uspokoił. – Patrz, co mówię. Pomyśl chwilę. Siedzisz w domu na pieprzonej wygodnej kanapie i oglądasz tele, a tu nagle znikąd pojawia się kurewska niebieska budka. Tak?
– No… tak. – niechętnie przytaknął Noel.
– A teraz się rozejrzyj. – młodszy Gallagher roztoczył ręką wokół panelu sterowniczego TARDIS. – To gówno jest większe w środku niż na zewnątrz. Jest?
– Jest – zgodził się starszy.
– Dowód: dzieje się tu coś dziwnego. Tak?
– Tak, kurwa! – wrzasnął Noel. – Chciałbym tylko wiedzieć co! I dlaczego mój pierdolony brat gada jak kurewski lunatyk, mówiąc, że chce mnie zabrać na koncert Beatlesów!
– Um, przepraszam – wtrąciła _____ z przymilnym uśmiechem. – Jeśli zechcesz mnie wysłuchać, chętnie to wyjaśnię. Co ty na to?
Noel przestał wrzeszczeć i zmierzył ją wzrokiem. Chyba musiał zareagować tak samo, jak wcześniej Liam, bo dziewczyna znowu poczuła zawstydzenie. Spotkanie z jednym Gallagherem przyprawiało o zawrót głowy, ale z dwoma?!
– Hm – kąciki ust Noela uniosły się w uśmiechu pierwszy raz, odkąd zjawił się w TARDIS. – Chyba się skuszę, laleczko.


Podróż trwała i trwała, a Doktor niepodzielnie wydawał się zirytowany adoracją, jaką obaj panowie obdarzali _____. Co gorsza, ona sama też wydawała się zafascynowana. Jak można było do tego dopuścić?!
– A jaka jest twoja ulubiona piosenka Oasis? – spytał Noel z wbitymi w dziewczynę zupełnie maślanymi oczami.
– Hm… Trudne pytanie – _____ popukała się w brodę. – Ogólnie chyba D’you know what I mean… Ale jeśli z wokalem Noela, to The importance of being idle.
– Serio? – skrzywił się Liam. – Skrzeczy na nim, jakby ktoś mu urwał jaja.
– Przynajmniej nie chrypię jak ty – odciął się Noel.
– Ej, kurwa—
– Hej, hej, tylko spokojnie – _____ pośpiesznie posłała im obu miłe, acz ostre uśmiechy. – Aż do powrotu do współczesności macie się dogadywać, jasne?
Bracia umilkli, mierząc się niezbyt przyjaznymi spojrzeniami; wreszcie dali za wygraną i obaj zajęli się patrzeniem w dowolne punkty na TARDIS. Bardzo przy tym od siebie oddalone.
– Zresztą dobrze, że nie odpowiedziałaś „Wonderwall i Don’t look back in anger” – stwierdził Noel. – Ludzie zachowują się, jakby to były nasze jedyne pierdolone piosenki.
– Kurewska prawda. – pokiwał głową Liam.
Nagle TARDIS wstrząsnęło. Silnik przestał mruczeć i wreszcie ucichł zupełnie. Doktor otrzepał płaszcz i z średnio zadowoloną miną zwrócił się do swoich towarzyszy.
– Jesteśmy w Londynie, rok 1966. Wysiadać.
– Kurwa, serio?!
Zaskoczony Noel natychmiast zerwał się z miejsca. Liam podążył za nim, pozostawiając w tyle _____, która z nieśmiałym uśmiechem zerknęła na Doktora.
– Gniewasz się? – spytała tonem, który nie oczekiwał innej odpowiedzi niż negatywna.
– Na ciebie nie. Na tamtych tak. Pożerali cię wzrokiem. – burknął Doktor.
– Daj spokój, oni mają swoje życie, a ja po prostu przypadkiem jestem jedyną kobietą na pokładzie. – uśmiechnęła się i wzięła go za rękę. – Chodźmy obejrzeć ten koncert. Przyznam, że sama jestem ciekawa.
Gdy wyszli na zewnątrz, obaj bracia wyglądali już jak dzieci wpuszczone do sklepu z cukierkami. Koncert jeszcze się nie zaczął, a oni skakali wokół, dziwowali się Londynowi sprzed 50 lat i jeden przez drugiego krzyczeli coś do obsługi na scenie, która obserwowała ich, jakby byli wariatami. Na szczęście wydawało się, że ludzie w tamtych czasach albo byli bardziej tolerancyjni, albo po prostu bardziej naćpani – i traktowali to jak coś normalnego. Względnie.
– Dobra, panowie – Doktor chwycił obu za ramiona, żeby się uciszyli. – Mimo że wasza obecność tutaj nikomu nie zaszkodzi, nie powinniśmy zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Obejrzyjmy to show bez uszczerbku na historii, dobra?
– Jasne, szefuńciu! – zasalutował Liam, po czym puścił _____ oko. Czuł się jak na haju, chociaż nic nie brał. Sądząc po minie Noela, ten miał tak samo.
Nagle całe trybuny zapełniły się strasznym wrzaskiem, aż _____ zasłoniła uszy. To zespół wszedł na scenę – John, Paul, Ringo, George, w roku 1966, w Londynie, na koncercie, który wydawał się trwać wiecznie i nigdy nie pozwolić, by czas biegł dalej…
Reszta była wielką kolorową, głośną plamą w umyśle dziewczyny. Noel i Liam wrzeszczeli, muzyka grała, fani szaleli. Cała ta papka sprawiła, że chyba zrozumiała, dlaczego niektórzy ćpali i w ogóle jak to jest. Czuła się skołowana, ale nie było to nieprzyjemne skołowanie. Obawiała się tylko, że – jak z prawdziwym hajem – negatywne skutki nadejdą później.
A jednak koncert dobiegł końca. W tamtej chwili Gallagherowie już obejmowali się jak najlepsze przyjaciółki i dośpiewywali ostatnie wersy ostatniej piosenki, aż wreszcie muzyka ucichła, a widownia rozwrzeszczała się na dobre. Doktor litościwie zasłonił uszy _____, choć i tak niewiele to dało. Beatlesi zeszli ze sceny, ludzie zaczęli się rozchodzić. Wreszcie dało się coś usłyszeć.
– Kurwa, to było zajebiste!
– Najlepszy pierdolony koncert, na jakim byłem!
– Nie licząc naszych, rzecz jasna!
– Kuuurwa!
– Szefuńciu! – wrzasnął Noel, z całej siły waląc kosmitę w plecy. Oczy miał zupełnie nieprzytomne. – Nie wiem, kurwa, jak to zrobiłeś, to było chore, ale kurewsko dobre!
– Do usług – odparł spokojnie Doktor. Coś w obu sercach mówiło mu, że dobrze zrobił, przywożąc ich tu.
Jego wzrok przelotnie padł za kulisy i nagle go olśniło.
– Hej, a chcecie zobaczyć coś jeszcze?
– Dawaj, co masz! – Liam rozłożył ramiona, wpadając na _____, która się zatoczyła.
– To chodźcie.
Puścili się biegiem; Doktor nerwowo przeszukiwał kieszenie. W ostatniej chwili przed kulisami wyciągnął psychiczny papierek i przelotnie pokazał go ochroniarzowi, jaki stał przy wejściu.
– Osobista obsługa Johna Lennona! – wrzasnął, nie dając biedakowi nawet dojść do słowa.
Cała czwórka biegiem puściła się korytarzem. Wyglądali jak banda wariatów i tak się czuli; nie było jednak nikogo, kto mógłby zwrócić im na to uwagę. Biegli do utraty sił, aż zatrzymali się dopiero przed pokojem z nazwiskiem największego idola obu braci.
– Kurwa, to na poważnie? – Liamowi opadła szczęka.
Doktor zapukał, ignorując go.
– Kto tam? – ze środka rozległ się łagodny, spokojny głos.
– Doktor. Nie przeszkadzam? Przyprowadziłem kogoś, kto bardzo chciał cię poznać, Johnie.
Zanim drzwi otworzyły się, _____ zdążyła bezgłośnie zapytać, skąd taka zażyłość między Władcą Czasu i legendą światowego rocka. Doktor na migi odparł coś ogólnikowo.
Stojący w progu John Lennon wyglądał dokładnie tak, jak bracia go sobie wyobrażali – tak jak na zdjęciach, które miały już miano legendarnych. Liam z zażenowaniem zauważył, że jego idol w 1966 był dużo młodszy niż on sam teraz. W niczym nie umniejszyło to jednak szacunku, jaki zalał go od środka niepohamowaną falą.
– Witaj, Doktorze. Minęło sporo czasu. Kim są ci dżentelmeni? – spytał John Lennon, patrząc na Liama i Noela Gallagherów, którzy nagle nie byli w stanie wydusić słowa ani nawet ruszyć małym palcem.
– To są twoi najwięksi fani, Liam i Noel. Bardzo chcieli cię poznać.
– Jak przypuszczam, nie pochodzą stąd?
– Są z przyszłości – wyjaśnił Doktor.
– Mój Boże – Lennon z zamyśloną miną poprawił okulary. – Ludzie z przyszłości pragną mnie poznać. To doprawdy osobliwe… Powiedzcie mi, dzieci – zabrzmiało to dość komicznie, zważywszy, że rzeczywiście obaj bracia byli starsi – czy w waszych czasach nadal słucha się naszej muzyki?
– Proszę pana! – Liam podskoczył nerwowo jak uczniak mający wygłosić mowę na apel szkolny. – Beatlesi są uznawani za największy zespół wszech czasów, są legendą! Nikt was nie zapomni do końca świata!
– My też jesteśmy muzykami – dodał Noel. – Jest pan naszym największym autorytetem. Czy mógłby… mógłby pan dać nam jakąś radę, wskazówkę, jak tworzyć, żeby przekazywać dalej to, co pan zaczął?
Lennon uśmiechnął się łagodnie.
– Radę…? Moja rada jest taka: muzyka musi pochodzić z serca. Bez tego nie istnieje. Jeśli będziecie tworzyć według tego, co naprawdę czujecie, wasze uczucia trafią do słuchaczy. I tyle. To cała zasada.
Zapadła cisza; Liam i Noel wytrzeszczali oczy, kompletnie oszołomieni i pełni podziwu, więc _____ zamiast nich posłała muzykowi uśmiech wdzięczności.
– Dziękujemy – rzekła.
– To ja dziękuję. – Lennon pokręcił głową, a kąciki jego ust również się uniosły. – Ludzie będą pamiętać moją muzykę…

***

– Co za dzień. – Liam przetarł oczy, jakby chcąc wybudzić się ze snu, ale TARDIS pozostała tam, gdzie ją zostawili. Gdy tylko weszli do środka, wyczerpany uwalił się na podłodze.
– Nie mogę uwierzyć, że poznałem Johna Lennona – dorzucił Noel, siadając pod ścianą. – Ile sławnych ludzi już tak spotkaliście? – zwrócił się do _____.
– Czy ja wiem? – tamta pytająco spojrzała na Doktora. – Nie tak dużo. Szekspir, takie tam…
– Pierdolić Szekspira, to był John Lennon! – wrzasnął Liam z podłogi. – To najlepszy dzień w moim pojebanym życiu, odkąd Noel odszedł z zespołu!
Zadziwiona tą wymianą zdań _____ usiadła obok Gallagherów i skinęła głową na Doktora, żeby posłał TARDIS do współczesności. Pociągnął za dźwignię; silnik zabrzęczał.
 – Mój też… – mruknął Noel.
Niepomni na otoczenie bracia spojrzeli na siebie. Chwilę mierzyli się wzrokiem, po czym wybuchli śmiechem.
– Kutas z ciebie.
– Z ciebie większy.
– Hej, mam pomysł – nagle _____ wstała. – Zróbmy sobie pamiątkowe zdjęcie. Doktorze, masz tam gdzieś polaroid, nie?
– Jasne, powinien być.
– Poczekajcie chwilę! – krzyknęła i pobiegła na pokoje TARDIS. Po chwili wróciła z aparatem w ręku, cała w skowronkach.
– Szkoda, że nie mieliśmy go za kulisami – stwierdził z żalem Noel.
– Wykluczone, nikt nie może mieć dowodu, że przenieśliście się w czasie. – mruknął kwaśno Doktor, ale nikt się nim przejął, bo _____ już ciągnęła go w kadr.
– Musimy być wszyscy. Gotowi?
Ayeee – przytaknęli zadowoleni Gallagherowie, kiedy wcisnęła się między nich.
– Noom – dodał Doktor.
– No  to uwaga… cheese!
Aparacik wypluł piękne zdjęcie, na którym _____ uśmiecha się nieco zbyt szeroko, Doktor z kiepskim skutkiem ukrywa skrzywioną minę, a Noel przyprawia rogi Liamowi. Dziewczyna przez długą chwilę wpatrywała się w nie z zachwytem.
– Podpiszcie – wyciągnęła w stronę braci. – Chyba tyle możecie zrobić za tego Lennona, nie?
– Jasna sprawa!
Liam bez wahania złożył na odwrocie zamaszysty podpis, po czym przekazał fotografię Noelowi. Kiedy _____ dostała zdjęcie z powrotem, na odwrocie widniały dwie dedykacje:
Dla _____, która ma najbardziej pojebane znajomości we wszechświecie LG x
_____ i Doktor, najdziwniejsza pieprzona para wszechczasów. NG
Patrzyła na nie bardzo długo.
– Dzięki…
W tamtym momencie obaj przysięgliby, że widzieli w oczach dziewczyny łzy.


TARDIS wylądowała w oddalonej uliczce Londynu. Bracia stali już przy drzwiach, gotowi do odejścia.
– Kurwa… – Liam w ostatniej chwili odsunął dłoń od klamki i jeszcze raz klepnął Doktora w plecy. – Serio, dzięki, stary. To było kurewsko genialne. Wymiatasz. A ty, _____, jesteś najbardziej zajebista na Ziemi i na wszystkich planetach! – ku dezaprobacie kosmity, zamknął ją w niedźwiedzim uścisku.
– Jestem zobowiązany – dodał Noel, ściskając jego dłoń. – Myślałem, że to wszystko pierdolone oszustwo, ale się myliłem. Dzięki.
_____ pokiwała głową, zadowolona z ich szczęścia.
Wreszcie wyszli z maszyny, ale zanim drzwi się za nimi zamknęły, jednocześnie wyciągnęli ręce, które jednocześnie zatrzymały się nad klamką. Chwilę patrzyli na siebie.
– Trzymaj się, cioto – rzucił pokojowo Liam.
– Ty też. – Noel uśmiechnął się. – Chcę cię widzieć na następnym meczu Manchesteru, kid.
– Jasne, kurwa! I tym razem to ja będę miał opaskę kapitana!
– Śnij dalej!
Roześmiali się, ostatni raz pomachali na pożegnanie Doktorowi i _____, po czym rozeszli się w dwie różne strony. TARDIS zatrzasnęła się.
Zapadła cisza. Przerwało ją westchnięcie Doktora.
– Jezu… Wszyscy twoi idole są tak problematyczni?
– Nie martw się, oni najbardziej – zaśmiała się _____. – Gorzej już nie będzie. A wiesz, co jest najlepsze?
– Hm? – spytał, otaczając ją ramieniem.
– Nie zmieniliśmy historii, dalej jest rok 2017, a Oasis nie dalej istnieje… Ale nawet jeśli ich przeznaczeniem jest nigdy nie powrócić, nawet jeśli nie przybliżyliśmy tego ani o jotę – dodała z uśmiechem – to z pewnością udało nam się nieco przybliżyć dwóch skłóconych braci.
Po chwili ciszy Doktor parsknął śmiechem.
– Co cię tak bawi?
– Jesteś romantyczką. Lubię to – stwierdził, nim dał jej buziaka.
– A wiesz, co zrobimy teraz? – _____ wyszczerzyła się. – Zabierzesz mnie na koncert Oasis. Migiem!
– Ugh…

***

Manchester, rok 1997. Liam Gallagher nadal czuł lekkość w umyśle po ostatnich dragach, ale widownia była pełna, gitara Noela nastrojona, a jego głos zajebisty jak samego Boga, czego chcieć więcej?
Muzyka grała bez problemów, ludzie bawili się w najlepsze. Słowa piosenki same cisnęły mu się na usta bez żadnego przygotowania. Nagle naszła go ochota, żeby zagrać D’you know what I mean… albo… albo… jak się nazywał ten pieprzony kawałek?
Jego wzrok bezwiednie powędrował na widownię. Gdyby nie fakt, że trzymał mikrofon, pewnie przetarłby oczy, bo w pierwszej chwili pomyślał, że widzi zjawę. Ale to nie była zjawa, tylko zabawny facet w długim płaszczu i piękna dziewczyna, oboje stojący na samym końcu wielkiego tłumu. Liam mógłby przysiąc, że gdzieś ich już widział… tylko, kurwa, gdzie?
Najdziwniejsza pieprzona para wszechczasów.
Zezłoszczony na dziurę w pamięci, zwalił pojawienie się w jego umyśle słów na karb narkotyków i po prostu śpiewał dalej. Dziwne postacie dalej tam stały i najwyraźniej dobrze się bawiły. Lepiej dla nich. Źle się bawić na koncercie Oasis to pierdolony grzech.
Zagrali D’you know what I mean. Dwa razy.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

MY zachęcają do komentowania. Każde słowo jest dla nas na wagę złota! ♥

mypersonal © 2017. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka