mypersonal ~Kageyama Tobio~ Skazani na ciemność


Siema~
Duuuużo osob prosiło o Haikyuu!!, no i nie ma się co dziwić. Chłopaki są cudne, szkoda by było nie skorzystać, hehe~ .3. Na każdym odcinku drugiego sezonu (szok, manami ogląda anime na bieżąco, podczas jego trwania O_o) trzęsę się z wrażenia, no kocham ich, nooo! >*<
Na pierwszy ogień poszedł Noya-senpai (dawno temu to było ;-;), ale obeszło się bez większych sensacji. Wielka szkoda, spodziewałam się większego "odzewu". Dziś z kolei przybywa do Was Tobiś. Opowiadanie z nim jest wyjątkowe i zapisze się w naszych sercach na długo... jako jedno z najbardziej upierdliwych. Wystarczy, że po przeczytaniu opka zerkniecie na obrazek zamieszczony na końcu, żeby stało się jasne, dlaczego Tobiś, mimo całej sympati, jaką go darzę, okazał się aż tak... Pomińmy to... ._.

Miłego~ 







mypersonal ~Kageyama Tobio~
Skazani na ciemność







Popołudnie, liceum Karasuno.
Dawno po lekcjach, więc czemu stała tu i snuła się na korytarzu jak idiotka...
Cóż, _____ miała pewien osobliwy zwyczaj siedzenia pod salą gimnastyczną, gdy tylko skończyła swoje zajęcia. Nieważne, że praktycznie nic poza tym nie robiła, czyli teoretycznie po prostu traciła czas. Ukryta gdzieś w kącie wyczekiwała, aż drużyna siatkarska skończy trening i na parę sekund pojawi się przed jej oczami.
Tylko tyle.
Zazwyczaj chowała się na tyle dobrze, że nikt nie zwracał na nią uwagi, ale oczywiście niektórzy z siatkarzy już dawno zorientowali się, co jest na rzeczy. I przede wszystkim KOGO tak usilnie wyczekuje. Bo sam obiekt obserwacji wydawał się pozostawać zupełnie nieświadomy.
Król boiska, król jej serca, bez różnicy!
Tak, tak, pewnie nawet ni pamiętał o jej istnieniu, chociaż chodzili do jednej klasy i zamienili wcześniej kilka słów. Ktoś taki nigdy nie spojrzałby na taką ciotę, która tylko czai się na korytarzach i pacza bez końca, za co można już podciągnąć pod paragraf.
Wtem drzwi do sali gimnastycznej otworzyły się. Eh? Przecież trening kończy się dopiero za 15 minut?
Jakież było zdziwienie _____, gdy ujrzała całą drużynę, z wyjątkiem Kageyamy, biegnącą ku niej zwartą chmarą! Przeraziła się, kiedy usłyszała krzyki:
- Heeej, _____! Musisz iść do schowka na zapleczu! Kageyama chce ci coś powiedzieeeć~!
Opadła jej szczęka.
I dostała zawału.
I orgazmu.
Wszystko naraz.
- Eh? Co?
Chyba wszyscy zauważyli buraka. Teraz już nie mogła ich oszukać, że jej nie zainteresowali.
- Nie trać czasu!
- On czeka!
Nishinoya na przemian z Hinatą zaczęli wrzeszczeć, więc szybko zostawiła ich i pobiegła. Jak wariatka.



~***~



Tuż przed drzwiami zatrzymałam się jednak. A co, jeżeli Kageyama jednak zauważył? Co, jeżeli uznał mnie za stalkerkę, a teraz chce zarżnąć mnie w ciemnym i niedostępnym miejscu?
Nie, nie, _____, ogar!
Serce łomotało mi, jakbym przebiegła maraton stąd do Chin i z powrotem, co nie było możliwe w zupełności, zważywszy na moje 'zdolności' biegacza, czy też raczej ich całkowity brak. W ogóle jeśli szło o sport nie miałam się czym chwalić. I czym tu zaimponować takiemu utalentowanemu sportowcowi jak Kageyama Tobio? Genialnemu rozgrywającemu, który praktycznie nic nie robiąc, owinął mnie sobie wokół małego palca.
Do tego stopnia, że jeszcze zanim przekroczyłam próg tego cholernego schowka, czułam jak przenika mnie na wskroś pod każdym możliwym kątem. Serce, dusza, ciało, umysł, nawet energia (yyych, dobra, brak energii T.T) stały się całkowicie zależne od niego, nic więc dziwnego, że minęło dobrych kilka sekund, zanim się otrząsnęłam. Zebrawszy się w sobie, wzięłam głęboki wdech i z dumnie uniesioną (yyych, macie rację, ze zwieszoną) głową wkroczyłam do swego niedoszłego mauzoleum.
- EEEEJ, CO WY!?!?!? - nagle do mych uszu dobiegł rozdzierający serce wrzask, jakby kogo ze skóry obdzierali. I to nie byle kogo! - POSTAWCIE MNIE, DO DIASKA, Z POWROTEM NA ZIEMI, BO JAK NIE...!
- ...współczuję, brachu. Już wkrótce przywdziejesz kajdany... - westchnął aż zanadto teatralnie Tanaka. I być może jego występ wywarłby jakieś wrażenie, gdyby nie fakt, iż zaraz po nim chłopak roześmiał się dziko. Mogłam się założyć, że z oczu leją mu się łzy, a on sam tarza się po podłodze.
- O co wam chodzi, co?! Wyżarło wam mózgi! - wrzeszczał Tobio, a odgłosy szamotaniny słyszałam coraz wyraźniej. Struchlałam ze strachu, chowając się w najciemniejszym kącie, zaraz za materacami. Piekło nadchodziło!
- Ty, kudłacz, powiedz im coś, bo nie wytrzymam! - wydarł się, jak mniemam, w stronę Hinaty. Moje przypuszczenie zaraz znalazło poparcie w słowach rudzielca:
- Nie ma mowyyy~ Przecież chcemy ci pomóc!
- Mam gdzieś taką pomoc, deklu! I o jakie "kajdany" wam cho---
Nie zdążył powiedzieć już nic więcej, albowiem as Karasuno, Azumane Asahi uczynił swą powinność i bez słowa rzucił bruneta na kopiec z materacy, za którym znajdowała się moja kryjówka. Zatknęłam usta dłonią, drżąc jak osika, podczas gdy chłopcy pomachali rozwścieczonemu Kageyamie na pożegnanie.
- Liczę, że zachowasz się odpowiedzialnie, jak przystało na członka drużyny Karasuno. - oznajmił na odchodne Sawamura, po czym wrota piekieł zatrzasnęły się bezpowrotnie.
O co tutaj, do jasnej ciasnej piczki, chodzi?!
- Wy dranie, nie daruję wam! - natychmiast poderwał się do wzięcia odwetu na swych oprawcach, na to jednak było już za późno. Zostaliśmy tylko we dwójkę w pomieszczeniu na sprzęt sportowy. I po kiego wała mnie tu spraszali, skoro Kageyama wcale nie miał zamiaru nic mi powiedzieć? I o co chodzi z tą całą pomocą...?
Podciągnęłam kolana pod brodę, a zanim się obejrzałam z oczu popłynęły mi łzy. Czułam się bezsilna wobec własnej słabości, jaką była totalna nieśmiałość. W końcu pojawiła się szansa, a ja co? Ryczę jak głupia, zamiast brać się do roboty!
Tymczasem Tobio, nie wiedząc nawet o moim istnieniu, zmagał się z drzwiami zamkniętymi od zewnątrz, postękując pod nosem i złorzecząc na kolegów z drużyny, a w szczególności na Hinatę.
- Już ja wam dam pomoc, ciapciaki...
Parsknęłam cicho, rozbawiona tym "łagodnym" słówkiem. Ups, cholera, zauważy mnie! Schowałam się jeszcze głębiej, w tym akurat byłam dobra, ale serio... Co za nierozwaga z mojej strony.
- Hę? - kużwa, wpadłam. Tobio zaprzestał wyżywania się na drzwiach, by zamiast tego skupić się na nasłuchiwaniu - Halo? Jest tu kto?
Jezu, jaka ja szybka. Przecież tu ciemno jak oko wykol. Hah, mam jeden plus! Ale... w sumie czego ja oczekuję? Przecież ja sama widziałam tyle, co kot napłakał.
- Ja nie mogę, co za cymbały. - mruczał pod nosem. Moje oczy, które zdążyły już przywyknąć jako tako do egipskich ciemności, zarejestrowały cień - to jest Tobio oczywiście - znajdujący się niebezpiecznie blisko odkrycia mojej obecności, choć to raczej nie mnie szukał ; ( Błądził po omacku, wyzywając kumpli od najgorszych, zachowując przy tym maksimum kulturalności. Tylko on potrafił wyrażać się w tak skrajny sposób. To i wiele innych rzeczy w nim uwielbiałam.
- Nie mogli zrobić tego pstryczka w normalnym miejscu...? - nie potrzebowałam zbyt wiele, aby wyobrazić sobie w tej chwili jego minę. Szatańską, diaboliczną do potęgi nieskończonej. Możecie myśleć, że mam trochę, nazwijmy to delikatnie, nieciekawy gust. A guzik prawda, bo miłość nie wybiera! Poza tym Tobiś jest najcudowniejszy na świecie~! ♥ Z szatańską minką czy bez!
- Emm... że co proszę?
EEEH? To nie ja! Mnie tu nie ma, nie ma! I na pewno nie powiedziałam tego głośno! NIE!
Tak, tak, tak, przykro mi, gejm ołwer.
- ...raczej jesteś... - odezwał się niemrawo Kageyama, jednak jego głos usłyszałam TAK BLISKO siebie, że aż poderwałam się do góry. Jęknęłam z bólu, uderzając głową o coś twardego, prawdopodobnie również będącego czymś zawieszonym na szyi [no chyba że nie w 'to', choć twarde to twarde~ xD /m]. On także wydał z siebie zduszone stęknięcie, choć jeszcze wcześniej do moich uszu dotarł specyficzny dźwięk mocno i gwałtownie zaciskanej szczęki. Super, pewnie walnęłam go w podbródek, pięknie. Wizja pozbawionego zębów Tobio wcale mnie nie przerażała, skądże ^o^;
- Nie, nie ma... Ugh, p-przepraszam - zaczęłam się wycofywać, ale ups, za mną była ściana. Nie miałam gdzie uciec?! W takim razie pozwólcie mi umrzeć bez wstydu... Nie, na to za późno, po prostu pozwólcie!
- N-Nie szkodzi... - nagle tak uwielbiany przeze mnie głos stracił na sile. Mówił ciszej i subtelniej, a ja oczyma duszy ujrzałam, jak oblicze mego wybranka łagodnieje, co należało do niesamowitych rzadkości w realnym świecie. Cóż, mówi się, że wyobraźnia potrafi działać cuda. Jednak tym razem miałam nieodparte wrażenie, że wcale nie przeinaczam jego zachowania na inne - W końcu jest ciemno... - dodał, jakbym tego nie wiedziała. Nie przeszkadzało mi jednak to, iż stwierdza zaistniałość tak oczywistego faktu.
Usłyszałam, jak przemieszcza się ostrożnie kawałek dalej, utrzymując bezpieczny dystans, a przynajmniej starając się to uczynić, co jako fakt oczywisty numer dwa, nie zaliczało się do grona zadań najłatwiejszych.
I co teraz? Zestresowałam się tak, że byłam gotowa na śmierć spowodowaną zawałem, uduszeniem albo czym tam jeszcze. Ponadto drzwi zostały ZAMKNIĘTE, więc hoi, nie mogłam się uratować. Z drugiej strony o uwięzieniu wraz z nim marzyłam od dawna. Co robić, gah!
- Wiesz może, czemu mnie tu zamknęli? - nie wiedziałam, czy odpowiadać na zadane przezeń pytanie. Z tonu głosu, jakim je wypowiedział, wywnioskować można było jedno - totalny wkurw razy pierdyliard do potęgi nieskończonej. Na dodatek zaleciało mi tu retoryką, nie chciałam więc niepotrzebnie sobie nagrabić.
Ach, no i jeszcze jedno! Skoro pyta się o takie rzeczy, pomijając mnie... To znaczy, że nie może podejrzewać, że jestem z tym powiązana, prawda~? .3.
- Nie mam pojęcia. T-to było dziwne - stwierdziłam, szczękając zębami. Skoro już mnie odkrył, nie było sensu chować się w rogu, toteż wstałam i otrzepałam ubranie z nieistniejącego kurzu, którego i tak nie mógł zobaczyć... Logika. Mojego buraka na ryjku też nie widział, a to akurat plus.
- Nie wiesz może, gdzie tu włącza się światło? - fuknął 'nieco' podirytowany, na powrót zająwszy się poszukiwaniem pstryczka-elektryczka. I na co on mu do szczęścia potrzebny?
- Nie! - zaprzeczyłam gwałtownie. - Byłam tu może ze dwa razy...
- Ja setki. - przyznał, a z jego głosu coraz mocniej sączyło się zdenerwowanie. Drogą dedukcji wykombinowałam, że musi być zawstydzony tym, że nigdy nie zwrócił uwagi na guziczek "i niech nastanie światłość", choć robił tu za stałego bywalca. Nie żebym znała Kageyamę aż tak dobrze, ale... No dobra, macie mnie, trochę go obserwowałam, ale to nie powód do wstydu, prawda? W końcu to normalne - wodzić maślanymi oczami za swym nieosiągalnym ukochanym.
- Racja. Ale chyba bez światła też sobie poradzimy. - bąknęłam pod nosem i westchnęłam ciężko. Może właśnie on uważał inaczej? spaliłam cegłę i postanowiłam już nie mówić nic niepotrzebnego, żeby się jeszcze bardziej nie skompromitować.
- Nie uważasz, że mimo wszystko ŁATWIEJ byłoby n-nam się stąd wydostać, gdyby było jasno?! - jego głos niebezpiecznie balansował między sferami "jestem spokojny" i "jestem mniej spokojny", przy czym ta druga - na moje nieszczęście - zdawała się znajdować bliżej, niemalże na wyciągnięcie ręki. A może to coś innego...? Zdębiałam, słysząc miękkie plaśnięcie wywołane dotykiem dłoni chłopaka centralnie na moim czole.
- Eh? - tylko tyle do mnie dotarło, reszty mózg albo nie chciał przetworzyć ze względu na przeciążenie systemu, albo Kagayama zwyczajnie nic nie powiedział.
Dotychczas miałam się za powściągliwą osobę, nawet w sytuacjach kryzysowych, ale teraz to stwierdzenie zostało wystawione na ciężką próbę... W duchu dziękowałam niebiosom za spowijającą pomieszczenie ciemność. Bo gdyby nie ona, wszystkie oznaki mojego utraconego opanowania stałyby się widoczne jak na dłoni! Niee!
Duszno mi, otwórzcie okno... T.T
Dupa, co mi okno pomoże. Tu trzeba otwartych przestrzeni na miarę pustkowii arktycznych. Pomogłoby to może na wszechobecne w moim ciele gorąco. Nigdy tak doraźnie nie byłam świadoma spiekoty własnych policzków i nie tylko.
Pomyśleć, że dotknął jedynie czoła.
Nołp, chyba miałaś na myśli AŻ czoła!
Tymczasem do Pana Najzajebistszego Rozgrywającego Ever chyba najwyraźniej dotarło, że mojemu czołu daleko było do zagubionego w ciemnościach pstryczka-elektryczka.
- Ekhem... - odchrząknął. W jego głosie pobrzmiewało niemałe zakłopotanie, chyba właśnie pojął ogół naszego położenia. Czy raczej położenia swojej dłoni. Tej, którą zawsze uderzał piłkę z jedynym w swoim rodzaju zacięciem a zarazem gracją i sprężystością.
- N-Nie masz przypadkiem podwyższonej temperatury?
Co on mówi? Chyba coś o temperaturze. Ledwo zdołałam wyłapać sens z jego słów, coś jest nie tak. Ja chyba muszę się leczyć.
- Hę? No tak, gorąco... - mruknęłam niewyraźnie i nawet nie starając się zabrzmieć wyraźnie ani sensownie. To już i tak nie ma sensu, skoro wkopałam się na całego.
- S-Sory. – szybko zabrał rękę, co wcale nie oznaczało poprawy mego stanu.
- To nic - westchnęłam. Powinnam chyba coś zrobić. Cokolwiek. Ale nie zanosiło się na to, aby miało mnie natchnąć odwagą czy Duchem Świętym.
Usłyszałam, jak bierze głęboki wdech. Chyba przysiadł gdzieś w pobliżu, bo usłyszałam skrzypnięcie materacy. Instynktownie skurczyłam się w sobie na myśl, co to może oznaczać. Hehe, marzenia ściętej głowy. Pomimo iż sytuacja zdawała się być jakby specjalnie dla nas stworzona, nic nam z tego nie przyjdzie. Przez to ogarnęła mnie gorycz. Już zawsze będę takim tchórzem?
- Grrr, co zrobić... Grrr... - i tak w koło Macieju, niczym zdarta płyta. Mimo zawartego w nim niepokoju i gniewu, mnie on uspokajał i to na tyle, żebym nieco się rozluźniła. Co prawda zajęło to dłuższą chwilę, ale co tam.
- ... - no właśnie, co robić. Dobre pytanie.
- Nie możemy tak tu siedzieć. - oznajmił stanowczo, dość ostro w brzmieniu. - Nie mam zamiaru spędzać tutaj z tobą nocy. Z-znaczy... - zamotał się odrobinę. Słodko. - Nie żebym miał coś przeciwko t-twojemu towarzystwu, tylko - ciągnął dalej, tym razem o wiele ciszej - sama rozumiesz.
- Rozumiem. Ale jak mamy stąd wyjść? - zapytałam mało inteligentnie. Może przy mnie poczuje się silnym facetem... chociaz nie. Był nim zawsze. XD
- Uch... Właśnie w tym problem! - rzucił, nie kryjąc się z irytacją. Ta jednak nie robiła już na mnie zbytniego wrażenia, w kontekście negatywnym oczywiście. Bo jeśli szło o pozytywy, nie muszę chyba mówić, jaki stopień osiągnęła moja podjarka. Im bardziej Kageyama coś przeżywał, tym silniej ja razem z nim.
Szkoda tylko, że nie jawnie.
- Nie chciałem tego mówić, naprawdę. - zabrzmiał tak poważnie, aż się zachłysnęłam z zachwytu - Ale zdaje się, że jednak b-będziemy musieli tutaj zostać do rana. - Nie trzeba być geniuszem, aby móc się domyśleć, iż takowa perspektywa nie przypadła Tobio do gustu. W przeciwieństwie do mnie oczywiście.
- To nic. Jakoś damy radę, prawda, Królu? - UPS. Powiedziałam to? Zabije mnie! No ale... jest moim królem *.*
Zapadła cisza. Niezręczna to mało powiedziane. Jej wszechobecność raziła uszy bardziej niż największa ilość decybeli. Po stokroć wolałabym, żeby porządnie mnie ochrzanił, niż ignorował. ;_;
- Nie nazywaj mnie tak. - Jego wyprany z jakichkolwiek emocji głos ranił. I to fhói mocno.
- ...Przepraszam. To było niechcący. - mruknęłam. Z jakiegoś powodu poczułam przypływ fascynacji. Ciekawe, dlaczego tak tego nie lubi? Nie mógł zobaczyć mojej zaciekawionej, choć zranionej miny.
- W porządku. - odpowiedział po dłuższej chwili. Myślałam, że już się nie odezwie. - Nie jestem żadnym królem i nigdy nie byłem. - mówiąc to, zachował spokój, nie potrafiłam się jednak oprzeć wrażeniu, iż stanowi to jedynie fasadę i to dość kruchą. A gdyby tak spróbować się przez nią przebić...? Taka szansa może się już nie powtórzyć, _____.
- Dla mnie jesteś. - nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy, ale na razie musiało wystarczyć, trudno.
Wtedy dotarł do mnie dziwny dźwięk. Najwyraźniej Kageyama nie spodziewał się tego roadzaju wyznań. Cóż, tu mnie miał, bo ja też nie.
- Ekhem - odchrząknął, wyraźnie zmieszany. - Ch-chyba... Rany! - wykrzyknął, znów poddając się emocjom. - O co tutaj chodzi?! To jakiś test na psychikę?!
Och tak, to test. Na siłę woli. Ile czasu minie, aż moje samozaparcie zniknie i zacznę wygadywać głupoty, które dawno zamknęłam w głębi serca.
- Tak, psychologiczny. Choleryk z ciebie jak nic. - stwierdziłam z przekąsem, w końcu uwielbiałam te jego wybuchowość.
Zamilkł, przez co ponownie utraciliśmy jakikolwiek kontakt. Po upływie paru minut ciągnących się w nieskończoność, w końcu się odezwał. - N-nie przesadzaj, aż tak źle nie jest. Chyba... - dodał ciszej.
- Nie no coś ty, jest świetnie - sarknęłam.
- No nie? - odwzajemnił zaczepkę, nie szczędząc przy tym sarkazmu sobie jak i mi.
- Nom. - prychnęłam śmiechem.
On także się roześmiał. Wbrew wszystkiemu. Wbrew egipskim ciemnościom, wbrew zamknięciu nas w przepoconej rupieciarni. Nawet wbrew temu, że nie byliśmy dla siebie nikim więcej, jak znajomymi z rocznika, chociaż to i tak za dużo powiedziane.
- Matko, chcę już stąd wyjść, idiotom się zabaw zachciało! - westchnęłam z nie całkiem szczerym niezadowoleniem. - Nie pomyśleli, że zachce mi się do łazienki czy co.
- A chce ci się? Znaczy... no wiesz. - odchrząknął, ni to zniesmaczony, ni to zawstydzony. Ki diabeł, nie miałam pojęcia co on czuje, jak to odbiera. Nic. Totalne zero. Dosłownie i w przenośni brnęłam na ślepo, chociaż oczy przyzwyczaiły się już dawno do mroku.
- No, trochę. - odparłam łobuzersko. - Jeszcze trochę i będzie problem.
- Ugh... - najwyraźniej nie spodziewał się aż takiej szczerości. - Niech no ich tylko dostanę w swoje ręce... Hinata... - warczał złowróżbnie. Ohoho, ale czemu wszystko skupiało się na jedynym koleżce? Przecież to cała drużyna przyczyniła się do tego, że znajdujemy się tutaj razem.
Czemu nam to zrobili? Niesmaczny żart kosztem mnie, jeżeli chcieli pośmiać się z Tobio. No bo czym niby ja im zawiniłam? Zresztą nie wydaje mi się, żeby chłopcy mieli czas myśleć o takich błahostkach, jak strojenie sobie żartów z niewinnych stalkerek. .3.
- Pomogę ci... Obedrę ich ze skóry! - zaśmiałam się wesoło. Ale to nie perspektywa zabicia tych żartownisiów mnie tak ucieszyła, o nie!
- Z czego się cieszysz, głupia! - wydarł się pod wpływem emocji. Ohoho, Tobio, coraz bardziej sobie pozwalasz. - Najpierw musielibyśmy stąd wyjść. - mruczał złowrogo pod nosem. - A w ogóle... - westchnął, uspokoiwszy się nieco, choć gdyby przełożyć nastroje Kageyamy na wykres, otrzymalibyśmy szlaczki posuwające się w górę i w dół, a oddalone od siebie wierzchołkami tak daleko, jak stąd do Chin. Przez to postanowiłam nie nastawiać się na dłuższy znerwicowania. - Mogli zostawić nam chociaż zapalone światło. - dokładnie w tym samym momencie rozległo się donośne "buuuuurrrrk".
- Widzę, że mamy więcej problemów. - parsknęłam, nagle przestając się przejmować. - Nie masz komórki, co?
- ... - milczał. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili. - Została w szatni... Ci debile po prostu wzięli mnie, jak stałem, nawet nie zdążyłem ich porządnie... - z tonu jego głosu wynikało, że jest zaskoczony. Możliwe, że dopiero sobie o tym przypomniał. - A ty? MASZ?! - wykrzyknął zdesperowany. Biedaczek, niestety, musiałam go srogo zawieść.
- Coś ty. Gdybym miała, dawno bym po kogoś zadzwoniła. - no, to nie była do końca prawda. Fajnie się tu z nim siedziało, więc hm... Zadzwoniłabym kiedy już zachce mi się siku. A TO JUŻ NASTĄPIŁO.
Odchrząknął z zakłopotaniem, najwyraźniej zawstydzony swoją przesadną reakcją. A gdzie tam przesada, był przesłodki!
- Wygląda na to - zaczął znowu - że będziemy musieli tu trochę posiedzieć. - Ej, musisz brzmieć tak zrezygnowanie, zaprotestowałam w myślach. Nie jesteśmy na końcu świata, kiedyś w końcu stąd nas wypuszczą. A moje towarzystwo... Aż tak ze mną źle? :c
- Racja... - westchnęłam ciężko.
Nie pozostało nam nic prócz czekania.



~***~



Nie wiem, jakim cudem powstrzymałam się od popuszczenia w majtki. Nie zmrużyłam oka, całą noc rozrywana od środka sprawą załatwienia najpilniejszej potrzeby fizjologicznej w historii ludzkości. Zaśnięcia nie ułatwiały też katusze przeżywane przez Kageyamę. Nie chciałam zostawiać go samego na lodzie, dlatego walczyłam z sennością z całych sił, co dzięki wyżej wymienionej kwestii, a także nieustannie burczącemu żołądkowi chłopaka było prostsze, niż dodanie dwa do dwóch (niektórzy i tego nie potrafią). Zwłaszcza, że w pewnym momencie naszej mordęgi, Tobio tak mnie rozśmieszył… Tak, wielka szkoda, że nie zobaczyłam jego wywrotki w świetle dnia. Wtedy ciśnienie pęcherza zostałoby uregulowane bez zbędnych sygnałów, a jego właścicielka zorientowałaby się o niecnym występku po fakcie dokonanym.
Teraz mogę sobie o tym żartować, heh.
Biedny Tobiś. Kiedy nadeszło wybawienie w osobach tych cudownych, to znaczy zdradzieckich, bardzo zdradzieckich, najbardziej zdradzieckich zdrajców ever, nie miał nawet siły ich porządnie ochrzanić, co planował przez caluśką nockę. Przypomniałam sobie, że obiecałam mu pomóc zemścić się na chłopakach, ale ostatecznie stanęło na dziękowaniu im z całego serca, oczywiście po cichu. Chyba bym się pochorowała, mając wyznać im wdzięczność w trybie głośnomówiącym. Tak więc cichutka, grzeczniutka, skromniutka… Taa, chciałabym. Jak tylko drzwi składziku otworzyły się, pomknęłam ku nim, jakby mnie stado napalonych byków goniło. Przy okazji stratowałam Hinatę, Tanakę i Azumane (biedni). Pozostali ledwo mi mignęli. Siedząc już w toalecie, zanotowałam sobie w pamięci, żeby kiedyś tam ich przeprosić, a wszystkich jak leci, poza Tobio oczywiście, zabić. -.-
Psiiiiiiii~… „Notatka” uleciała w niebyt razem z trzymanym przeze mnie ciężarem. Borze, moje ciało chyba jeszcze nigdy nie czuło aż tak ogromnej ulgi!
- Aaa… – ziewnęłam, wychodząc z kabiny. Zmęczenie dawało o sobie znać. Stanęłam przed umywalką i odkręciłam kurek. Przez moment rozważałam, czy nie wsadzić łba pod kran, ale wydało się mi to zbyt prostackie i nieporęczne. Nie miałam przy sobie żadnego ręcznika, więc po prostu ochlapałam twarz zimną wodą. Aach, od razu lepiej.
Nieco otrzeźwiona po nieprzespanej, pełnej wrażeń nocy (nie, to nie to o czym myślicie! .////.), zerknęłam w lustro. Zdusiłam okrzyk przerażenia. Z naprzeciwka spoglądał na mnie blady truposz z worami ciemnymi jak krucze opierzenie. Jęknęłam zrezygnowana. Cóż, nocne schadzki z rozgrywającym Karasuno wymagają poświęceń, a przecież nieraz modląc się o szansę spotkania z nim w cztery oczy, zgadzałam się na rzeczy gorsze od paktu z diabłem.
I wtedy dotarło do mnie najważniejsze.
- O matko~! – pisnęłam. Nogi mi zwaciały, z wrażenia osunęłam się na podłogę, musząc przytrzymać się ściany, aby przypadkiem nie zaliczyć gleby, jakby Tobiś nie wystarczył. – Oya… - na nic więcej nie było mnie aktualnie stać. Zapatrzona w punkt przed sobą, tkwiłam tak, sama nie wiedziałam ile.
Ja nie mogę! SIEDZIAŁAM Z KRÓLEM MOJEGO SERCA W SCHOWKU!
Jeśli może być lepiej, zabijcie mnie, zanim umrę z wrażenia.


_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _








Dokładnie. 
Pisałyśmy tego &^*%$#! ponad pół roku... Dobijające, nie powiem.


Z innej beczki, obsmaruję na tym blogu chłopaków z Haikyuu!!, choćbym miała to zrobić osobiście na łamach własnoręcznie nabazgranych wypocin, których czytanie grozi dożywotnim upośledzeniem umysłowym, przepaleniem neuronów itd.

7 komentarzy :

  1. Nooo, chłopaki narozrabiali i to nieźle. Żeby tak wrednie zamknac w schowku na calą noc... Gdybym miala tak siedziec na dodatek by mi sie siusiu chcialo, to... nie wiem co bym zrobila chyba bym tam umarla ;-; gdyby nie Kageyama, ktorego lubie w sumie od niedawna. *Pierwszy sezon niedawno obejrzala i teraz bierze sie za drugi, bo nie moze wytrzymac* Tak wiec jak najardziej poprosze wiecej z haikyuu ^^ Najlepiej z Hinatą, Kageyamą, Azumane, Nishinoyą... ze wszystkimi po kolei <3333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo~! *chwali oglądanie Haikyuu!!* ♥
      Ja się zastanawiam, czy pierwszego nie obejrzeć jeszcze raz.
      Nie wiem jeszcze, kogo wybiorę jako następnego. Przydałoby się Haizakiego skończyć (co za menda -.-).

      Dzięki za miłe słowa~

      Usuń
  2. Gah! <3 Co za mendziochy ;3; aż dziwne, że mama Suga zgodziła się na taką operację umieszczenia swojego *cough* gejowskiego *cough* synka z napaloną stalkerką w jednym malutkim pomieszczeniu pełnym materacy;w; Znajomość z Daikim źle na niego wpływa ._. Zawiodłam się na tobie mama-chan.
    Tobio mój skarb...uwielbiam tego frajera, po prostu wielbię <3 *tak bardzo składny komentarz, że oczy krwiawią* cholernie mi się podobało, choć nie przywykłam do parowania frajerów z Haikyuu z przeciwną płcią...*cały czas miała wrażenie, że kagehina jest na rzeczy, ale to tylko jej chory umysł*
    Mówię to za każdym razem, ale tak daję 11/10!
    (czekam na kolejne coś z Haikyuu. Wypełnia mnie determinacja)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa i powodzenia w trwaniu w determinacji. Przyda się też cierpliwość c":
      Pozdrawiam~♥

      Usuń
  3. TOBIOOOO *niewcaleniemamcorobic*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko ok, ale proszę Cię kiedy piszesz opowiadanie nie pisz tam emotikon bo to boli. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze to powtarzam manami, bo mnie też to boli... Dzięki :)

      Usuń

MY zachęcają do komentowania. Każde słowo jest dla nas na wagę złota! ♥

mypersonal © 2017. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka