Uwielbiam Osamu Dazaia - tego pisarza. Dlatego kiedy przypadkiem natknęłam się na anime, w którym główny bohater nosi jego imię (a reszta postaci posiada personalia innych pisarzy), wiedziałam, że MUSZĘ to obejrzeć.
Było super.
Nie zamierzałam pisać tak wiele opowiadań o samobójstwie, ale pisząc o Dazaiu nie da się inaczej. Wybaczcie.
Podejrzewam, że napiszę coś też dla innych panów z Bungou Stray Dogs.
A, jeszcze słowo o zdolności Dazaia. Polskie wydanie książki, z której wzięła ona swoją nazwę (Ningen shikkaku), brzmi "Zatracenie", ale ponieważ słabo pasuje to w kontekście mocy Osamu, pozostawiłam dosłowne znaczenie - "Utrata człowieczeństwa".
Dziękuję za uwagę.
Podejrzewam, że napiszę coś też dla innych panów z Bungou Stray Dogs.
A, jeszcze słowo o zdolności Dazaia. Polskie wydanie książki, z której wzięła ona swoją nazwę (Ningen shikkaku), brzmi "Zatracenie", ale ponieważ słabo pasuje to w kontekście mocy Osamu, pozostawiłam dosłowne znaczenie - "Utrata człowieczeństwa".
Dziękuję za uwagę.
mypersonal ~Dazai Osamu~
Śmiertelna powaga
–
_____-san!! _____-san, szybko, chodź ze mną! Mamy problem!
Gdy
Kunikida wpadł do biura juk burza i bez żadnych wyjaśnień odciągnął dziewczynę
od pracy, a potem zmusił do biegu w nieznanym kierunku, _____ nie była
zdziwiona. W Agencji Uzbrojonych Detektywów coś takiego to normalka. Normalny
natomiast nie był fakt, że Kunikida Doppo, największy pracoholik we
wszechświecie, przerwał pracę i na dodatek odciągnął od niej swojego
współpracownika. Sytuacja musiała być poważna.
–
Co się stało, Kunikida-senpai?
–
Ten idiota, Dazai… – głos blondyna zniżył się do morderczego szeptu. – Właśnie
stoi nad najdłuższym miastem w Yokohamie i powiedział, że skoczy, jeśli cię nie
przyprowadzę.
…Aaaach.
–
Słucham?
To
zdecydowanie NIE BYŁO nic poważnego.
Zasadniczo
nic nie mogło być poważne, jeśli sytuacja dotyczyła Dazaia Osamu – po prostu on
i powaga wykluczały się nawzajem. Ale _____ zdziwił fakt, że Kunikida, zwykle
bez problemu sprowadzający swego samobójczego partnera na ziemię, dziś wydawał
się naprawdę zaniepokojony.
–
Nie wiem, co mu znowu odwaliło, ale proszę, _____-san, zrób coś. Nie wiem,
pogadaj z nim, odwiedź od tego pomysłu albo coś. Wyglądał… jakoś poważniej niż
zwykle.
_____
parsknęła.
–
Przy całej mojej sympatii dla niego, nie zamierzam popełniać z nim podwójnego
samobójstwa. Poza tym… – zawahała się. – Nie chcę nic mówić, ale prawdopodobnie
cię oszukał, Kunikida-senpai. Chciał cię tylko rozzłościć albo wykręcić od
pracy. Albo jedno i drugie.
–
Taa, pewnie masz rację – syknął okularnik. – Ale i tak…
Nie
musiał kończyć.
–
Wiem, wiem. Pójdę.
***
♪Sam nie
popełnisz samobójstwa podwójnego
Łohoho
Ale we dwójkę dacie radę, kolego
Łohoho♪
Bryza
niosła od wysokiej sylwetki na moście słowa dziwacznej piosenki, lecz Kunikida
i _____ znali to już zbyt dobrze. Płaszcz mężczyzny powiewał na wietrze,
nadając mu niemal spokojny wygląd… lecz to były tylko pozory.
–
Dazai-san, co wymyśliłeś tym razem?
_____
odezwała się, gdy zbliżyli się na odpowiednią odległość, a wtedy brunet
podskoczył wyżej niż własny tyłek, o ile to w ogóle możliwe. I co, swoją drogą,
wyglądało imponująco. Kunikida drgnął nieznacznie, jakby obawiając się, że skok
ten wymierzony zostanie w odmęty rzeki.
–
Wah! Jesteś wreszcie, moja słodka _____-chan! Wiedziałem, że nadejdzie dzień,
kiedy razem popełnimy—
–
Jeśli tylko o to chodzi, to wracam do Agencji. – przerwała mu, z całkowitą
premedytacją odwracając się na pięcie. To zawsze działało: Dazai zgiął się w
pół jak po ciosie.
–
Znowu wszystko na nic…
–
Ej, idioto, czy nie mówiłeś, że mam ci ją przyprowadzić, albo skoczysz? –
fuknął na niego Kunikida.
–
Żartowałem.
–
Ty gnoju—
Niestety,
Dazai nie wydawał się przejmować irytacją swojego partnera. Zostawiając go na
chodniku, pobiegł za oddalającą się _____.
–
_____-chaan! Poczekaj, poczekaj!
Dopadł
jej, lecz ona nawet na niego nie spojrzała.
–
Co znowu, Dazai-san – mruknęła uprzejmie, lecz oschle. – Już ci się znudziło
stanie na moście?
–
„Dazai-san”?! Jesteś taka zimna, zimniejsza niż Lekki Śnieg Jun'ichirou-kun… –
mężczyzna chwycił się za serce w przesadnie zranionym geście.
–
Więc po co jeszcze ze mną rozmawiasz?
–
Bo jesteś moją uroczą _____-chan!
–
Taaa… – skwitowała to jedynie westchnięciem.
–
Czemu wzdychasz, to powód największej radości na świecie. Łiii.
–
Czy ty kiedykolwiek spoważniejesz, Dazai-san?
–
Przecież – uśmiechnął się podejrzanie – jestem bardzo poważny.
_____
tylko kilka razy widziała Dazaia Osamu naprawdę poważnego, bez tych wszystkich
bzdur, bez gadek o samobójstwie i jego ogólnej głupawki. Należało to do
najrzadszych rzadkości wszechświata, ale było kilka takich chwil. Cóż,
najdziwniejszą i najbardziej pamiętną z nich z pewnością stanowił incydent,
który spowodował dołączenie _____ do Agencji Uzbrojonych Detektywów.
***
Zimno.
Ból. Ciemność. To był cały jej świat, przecinany jedynie błyskami lamp i bieli
fartuchów naukowców, którzy ją kroili. Wszystko tylko dlatego, że posiadała
Specjalną Zdolność, że była Obdarzona. Niech to szlag. Raczej przeklęta.
Nie
miała nikogo. Lekarze mówili, że porzucili ją właśni rodzice, przerażeni jej
umiejętnością. Mówili, że jej jedynym wyjściem jest zgodzić się, by
przeprowadzano na niej eksperymenty. Mieli w zamian zapewnić jej egzystencję. I
zrobili to, ale była to tylko egzystencja.
Pusta,
zimna wegetacja, a nie życie.
Czasem
_____ zastanawiała się, czy inni Obdarzeni też cierpią tak jak ona. Pewnie nie,
na pewno mają przydatne umiejętności, które zamiast skazywać ich na wieczny ból,
wzbudzają szacunek społeczeństwa. Zazdrościła im, ale jednocześnie ich
nienawidziła. Mieli to, czego sama nigdy nie mogła mieć.
Więc
pewnego dnia po prostu nie wytrzymała. Szczęściem akurat wtedy zajmował się nią
lekarz z żelazną płytką w głowie…
Jego
mózg wylądował na ścianie, a opiłki żelaza poprzecinały pozostały personel na
pół. Przebiły ściany, dostały się do składowni „ryzykownych sprzętów”, czyli
wszystkiego, co zawierało żelazo. Wkrótce cały budynek badawczy legł w gruzach,
a pośrodku wszystkiego stała _____ – przeklęte dziecko, które potrafiło tylko
niszczyć i zabijać, dopóki pod ręką miało cokolwiek wykonanego z żelaza.
–
Imponujące. Jak długo to wszystko znosiłaś?
Nie
znała tego głosu. Nie powinno go tu być. Wszyscy zginęli. W całym amoku jednak
nie zwróciła na to uwagi. Kiedy obróciła głowę, ujrzała wysokiego człowieka o
łagodnym spojrzeniu, ubranego w długi płaszcz.
Nie
należał do lekarzy, ale _____ nie znała innych ludzi, jak tylko takich, którzy
pragnęli zrobić jej krzywdę.
–
Kim jesteś. Skąd się tu wziąłeś. – wycedziła nienawistnie.
–
Nie musisz się obawiać, chcę dla ciebie dobrze. Tak jak ty, jestem Obdarzonym.
Konkretnie detektywem. I właśnie zajmuję się ciekawą sprawą.
–
Czyli jesteś taki sam jak oni. Zasrany Obdarzony, który ma wszystko i obchodzi
go tylko własna rozrywka cudzym kosztem. Znam takich jak ty, całe życie
spędziłam jako ich królik doświadczalny!
–
Przeciwnie, chciałem cię od tego uwolnić – facet rozejrzał się wokół – ale
widzę, że z tym już sobie poradziłaś.
–
Pieprz się!!
_____
wyciągnęła dłoń przed siebie, czując jak moc przepływa przez jej ciało. W głębi
umysłu widziała wszystkie istniejące wokół cząsteczki żelaza; wyobraziła sobie,
jak formują się w wiele mikroskopijnych ostrzy… a potem rozłupują czaszkę i
wnętrzności mężczyzny, który stał przed nią.
–
Specjalna zdolność: Droga żelazna!
–
Specjalna zdolność: Utrata człowieczeństwa.
Skoczyła
na niego, a za nią bezkształtna żelazna masa. W tym samym czasie mężczyzna
wypowiedział nazwę swojej umiejętności, jednak nie poruszył się.
Głupiec,
pomyślała. Zaraz zginie…
Wtedy
po prostu dźgnął ją palcem w obojczyk.
I
nagle wszystko ucichło. Żelazo z hukiem opadło na ziemię, moc wypełniająca
ciało _____ znikła. Dziewczyna nie zdążyła nawet się zdziwić, bo wciąż lecąc po
skoku, po prostu wpadła w ramiona faceta i oboje wylądowali na klęczkach.
–
Co… Jak to…
–
To jest właśnie moja zdolność – wyjaśnił łagodnie. – Mogę neutralizować moce
wszystkich Obdarzonych.
–
Kim ty jesteś…? – wciąż w szoku, _____ podniosła twarz, by przyjrzeć się temu
człowiekowi.
–
Dazai. Dazai Osamu. A ty jak masz na imię?
–
_____…
–
Powiedz, _____, nie chciałabyś dołączyć do Agencji Uzbrojonych Detektywów?
Człowiekowi,
który mógł być jej wybawcą lub zgubą. A najpewniej jednym i drugim.
***
–
_____-chan? Ziemia do _____-chan?
Ocknęła
się z transu i spostrzegła, że Dazai musiał wołać ją od dłuższego czasu. Rany,
rany. Co jej tak nagle odwaliło, żeby przypominać sobie tamten moment?
–
Przepraszam, zamyśliłam się. Rozważałam słowo „powaga” w twoim kontekście,
Dazai-san.
–
Wredne – jęknął brunet. – I co, wymyśliłaś coś?
–
Tylko tyle, że jednak to niemożliwe.
–
No wiesz, _____-chan – westchnął Dazai. – Kiedy nazywam cię moją uroczą
_____-chan, jestem śmiertelnie poważny.
Nie
może być!!
_____
gwałtownie przystanęła i obróciła się twarzą do starszego kolegi, po czym
zajrzała mu w oczy z przesadnym zaciekawieniem.
–
Dazai-san, dobrze się czujesz?
–
Hę? – odparł zdezorientowany. – Czuję się świetnie, czemu miałoby być inaczej?
Ta
zmiana w jego głosie… Może tylko jej się przesłyszało?
–
Nie, nic.
Jak
gdyby nigdy nic ruszyła dalej.
–
_____-chan, podobam ci się?
…I
zaraz znowu stanęła. Niech go szlag!
–
Znowu grzybki halucynogenki? – rzuciła przez ramię, starannie ukrywając
wszelkie emocje za zimną fasadą.
–
Poważnie, jesteś niemożliwa! Staram się do ciebie startować, a ty wyskakujesz z
czymś takim.
Wtedy
_____ parsknęła.
–
Dazai-san startować? Do mnie? – zasłoniła usta dłonią, ale szeroki
uśmiech rozbawienia i tak zza niej wyzierał.
–
Przecież mówiłem, że jestem śmiertelnie poważny. Tak poważny, że można by od
tego popełniać samobójstwa. – zrobił zadowoloną z własnych słów minę. – A skoro
zauważyłem, że _____-chan ma do mnie słabość… Yeyy!
W
pierwszym odruchu chciała wybuchnąć i zaprzeczyć. W drugim – zareagować zimno i
spokojnie. Koniec końców tylko wgapiła się w niego z rozdziawionymi ustami,
zupełnie zagubiona.
Kiedy
te słowa już padły, nie mogła im zaprzeczyć, ale inni ludzie nie mogą wiedzieć
takich rzeczy przed nami… prawda? A szczególnie ci, których lubimy, prawda?!
–
Och? Speszyłaś się?
–
Nie rozumiem – wykrztusiła. – Jak mnie przejrzałeś? Zawsze jestem obojętna albo
zimna… Cholera, ja sama nie miałam o tym pojęcia.
Dazai
zachichotał pod nosem.
–
_____-chan, jesteś taka naiwna. Czytam z ciebie jak z otwartej księgi.
Dziewczyna
przez dłuższą chwilę trawiła jego słowa.
–
No dobra… a to całe szukanie piękności do podwójnego samobójstwa? –
zaryzykowała. – To nie ma wiele wspólnego z „powagą”.
–
Och, to tylko zwykła sztuczka na wzbudzanie zazdrości. Również jak najbardziej
na poważnie. – rzucił on beztrosko.
–
Dazai-san, jesteś okropny.
–
I tak mnie uwielbiasz!
–
Racja…
–
A ponieważ jesteś moją _____-chan, pozwalam ci nazywać się Osamu!
–
J-jeśli dasz mi trochę czasu, spróbuję się przestawić.
–
Zacznij od zaraz.
–
O… Osamu.
–
Yeyyy!
Złapał
ją za rękę i pociągnął ulicą.
***
Idący
w pewnej odległości za nimi Kunikida początkowo się wściekał, ale potem mu przeszło.
Gdyby
ktoś mu powiedział, że miłość aż tak zmienia ludzi, nie uwierzyłby, ale to, co
się stało z Dazaiem, zakrawało na cholerny cud.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
MY zachęcają do komentowania. Każde słowo jest dla nas na wagę złota! ♥