Czy ten Saruhiko jest podobny do oryginału? Mam taką nadzieję...
Soł macz fan. Lubię nim być!
Skoro tak lubisz nim być, to może... CENZURA x"D
Na początku nie przepadałam za małpą. No ale cóż, los bywa pokrętny i lubi płatać figle (dupa nie filge, po prostu odkryło się, że MySnow-chan bytuje w Saru *-*), więc skończyłam lubiąc Fushimiego. Nie ma szału jak przy Panu Kusanagim (OMFGJH5E478TV8YT5Y477wey7c465t67646tc6475R$E%$IYTIG^!!♥♥♥♥♥♥♥♥) [<< reakcja mówi sama za siebie x"D], ale co tam...
Dobra, koniec bredzenia~! To opko wyjdzie dłuższe, to na pewno~
Bywajta~! ^o^/ ~•
Skoro tak lubisz nim być, to może... CENZURA x"D
Na początku nie przepadałam za małpą. No ale cóż, los bywa pokrętny i lubi płatać figle (dupa nie filge, po prostu odkryło się, że MySnow-chan bytuje w Saru *-*), więc skończyłam lubiąc Fushimiego. Nie ma szału jak przy Panu Kusanagim (OMFGJH5E478TV8YT5Y477wey7c465t67646tc6475R$E%$IYTIG^!!♥♥♥♥♥♥♥♥) [<< reakcja mówi sama za siebie x"D], ale co tam...
Dobra, koniec bredzenia~! To opko wyjdzie dłuższe, to na pewno~
Bywajta~! ^o^/ ~•
mypersonal ~Fushimi Saruhiko~
Ufff, było prościej, niż się obawiałam. Kapitan Munakata to taki miły człowiek~
Cała w skowronkach ruszyłam korytarzem siedziby Niebieskiego Klanu, Scepter4, którego członkiem byłam od dopiero paru dni. Tak naprawdę jeszcze nie wiedziałam zupełnie nic. Kapitan po prostu kazał mi przyjść do jego biura, żeby mi wszystko wyjaśnić. A tak naprawdę wyjaśnił tyle, że zajmie się mną inny członek klanu.
Cóż, może i się nie napracował, ale zrobił miłe wrażenie. ^.^
Ten inny członek... Kapitan wspomniał, że jest bodajże trzeci w hierarchii całego klanu, kowai! Czy ludzie z tak wysoką rangą mają czas sie zajmować nowicjuszami? Jak mu tam było? Jakoś zabawnie. Coś z małpą. Saruhito, jakoś tak. Podobno miałam go znaleźć w bibliotece.
Wystąpiły jednak pewne nieprzewidziane okoliczności - gdzie tak właściwie jest ta biblioteka? Siedziba klanu okazała się jeszcze bardziej rozległa, niż wyglądała z zewnątrz, a ja wciąż gubiłam się w gąszczu korytarzy, mimo dość prostej architektury budynku. Cóż, miejmy nadzieję, że za słabą orientację w terenie mnie nie wywalą.
Po raz wtóry przed otworzeniem kolejnych drzwi, strzepnęłam z umundurowania nieistniejący kurz, poprawiłam ułożenie włosów, wyprostowałam się i... Miejmy nadzieję, że to tutaj, eh.
Na moje szczęście właśnie w tej chwili odnalazłam cel swej podróży.
Przekroczywszy ostrożnym, ale zdecydowanym krokiem próg pokoju, zamknęłam za sobą drzwi.
- Ach! - rozległ się nieco zbyt głośny, jak na bilbiotekę, głos. Żeński. Ale to nie była porucznik Awashima. Wow, czyżby szeregi Sceptera zasilała jeszcze jakaś poza nami niewiasta? -To ty! Nowa!
- Uhm. - skinęłam głową na potwierdzenie, ale szybko zbeształam się mentalnie na tę prostacką reakcję. Zero szacunku, dziewczyno, co ty sobie wyobrażasz?! To myśląc, odezwałam się:
- ______. Miło mi.
- Ojej, wybacz, że nazwałam cię tak niemiło! Oczywiście, _____-san. Miło mi. - drobniutka, uśmiechnięta dziewczyna w okularach pasowała jak pięść do nosa do tej organizacji... Ale nie, zaraz. To było wredne. Pewnie jest twarda jak wszyscy faceci tutaj. - Jestem Yoshino Yayoi. Mogę ci w czymś pomóc?
- B-Bo... - skrzywiłam się, słysząc drżenie własnego głosu. No tak, co ja tak właściwie tutaj robiłam, hm? Czy aby na pewno Scepter4 był dla mnie odpowiednim miejscem? Eh, nie czas na tego typu rozterki, _____. Zostawiwszy za sobą kompleksy odnoszące się do pewnych słabości mego charakteru, zaczęłam jeszcze raz, tym razem głośniej:
- Jestem tutaj z polecenia kapitana Munakaty. - wyjaśniłam - Polecił mi on udać się do Fushimiego-san w celu... - nie widziałam zbytnio jak to określić. Ostatecznie stanęło na tym, co dodałam po chwili wahania - ...oddania się pod jego osobisty nadzór.
Znów ten dziwny dźwięk, ale jakby wyraźniejszy. Yoshino-san pobladła
- Cóż, skoro to polecenie kapitana... - zerknęła nerwowo na regały we wnętrzu pomieszczenia. - Idź do niego. Tylko bądź ostrożna i nie... I trzymaj się. - posłała mi pocieszający uśmiech, a ja już sama nie wiedziałam, co mam o tym myśleć.
Czemu miałabym się trzymać albo być ostrożna? Przecież Fushimi chyba nie jest jakimś smokiem z trzema głowami. Widziałam na korytarzach przerażające twarze, ale żadna nie szła do biblioteki, więc chyba nie ma się czego bać, prawda?
Hah, już niebawem miałam się przekonać, jak bardzo dalekie od prawdy były moje przypuszczenia.
Nie no, zostaw te teksty a la Stephen King. Po prostu tam idź!
No to poszłam.
- Ano... - wyjrzałam nieśmiało zza regału, na co przypomniał mi się ostatni film o tamtej niewinnej kobietce, która okazała się stalkować swojego sąsiada. Szybko odepchnęłam od siebie tę myśl. Jestem niewinna, powtarzałam sobie raz za razem, absolutnie niewinna. A on nic ci nie zrobi, w końcu to tylko...
Mieliście kiedyś nieodparte wrażenie, że znajdujecie się w niewłaściwym miejscu, o równie niewłaściwej porze i tego samego rodzaju ludźmi? Jeżeli nie, powinniście zapytać o to osobę stojącą naprzeciw mnie. To bowiem wyrażała aura młodego okularnika pogrążonego w lekturze jakiejś książki. Nie zwracałam uwagi na tytuł, bardziej interesował mnie sam Fushimi-san. Czego z kolei z pewnością nie można było powiedzieć o nim - zdaje się, że miał mnie za przeproszeniem tam, gdzie słońce nie dochodzi.
To on musiał wydawać te niezadowolone dźwięki... Rany, czy on aż tak nienawidzi całego świata? Musiał słyszeć moją rozmowę z Yoshino-san, musiał wiedzieć, że go szukam. Ale nie podniósł wzroku i dalej czytał.
Cisza. Przewrócił kartkę.
Przełknęłam ślinę, nieco onieśmielona. nie chciałam przerywać mu lektury, ale on też mógłby okazać nieco kultury. Roztaczał taką aurę, że włos się jeżył na głowie. Zaczynałam rozumieć słowa kobietki z biblioteki.
I stalibyśmy tak pewnie do końca świata, gdybym wreszcie się nie odezwała.
- P-Przepraszam najmocniej, ale... Mogłbyś poświęcić mi chwilę czasu, Fushimi-san? - ze złączonymi dłońmi, skłoniłam się przed nim lekko.
- Czego chcesz - mruknął niskim, przyjemnym głosem, ale słowa były wybitnie nieprzyjemne. Nawet nie podniósł wzroku.
O mamciu. Przełknęłam ślinę, pragnąc zniknąć z powierzchni ziemi.
- K-Kapitan prosił, ż-żeby... - nie mogąc się wysłowić, jeszcze bardziej go denerwowałam, na bank! A to z kolei stresowało mnie jeszcze bardziej.
Tsk. Znów to syknięcie. Czy raczej cmoknięcie. Kuźwa, ratunku.
- Słyszałem. - poprawił okulary, aż zalśniły w blasku świetlówek. Gdy zatrzasnął książkę, aż podskoczyłam. - Złośliwy dziad. - burknął pod nosem.
Zatkało mnie. To jest trzeci rangą osobnik w Scepterze? I tak się wypowiada o kapitanie... UWAH! Nim się obejrzałam, Fushimi odkładał książkę na półkę z drugiej strony mojej skromnej osoby.
- I co niby mam robić, niańczyć cię - nie brzmiało to jak pytanie, choć z pewnością nim było.
- Nie nazwałabym tego w ten sposób. - zaprzeczyłam, kręcąc energicznie głową. Nie chciałam sprawiać innym kłopotu, a już na pewno nie komuś takiemu jak Fushimi-san. Jeszcze tego brakowało, żebym mu podpadła. - Szybko się uczę, więc...
- Zapewne. - tym razem obyło się bez cmoknięcia, ale i tak wyraźnie wysyłał komunikat "Upierdliwe". Stanął naprzeciw mnie i zmierzył mnie złym spojrzeniem. - Miejmy to z głowy, jeśli łaskawie powiesz, czego oczekujesz, żółtodziobie.
Houston, mamy problem.
Chyba serio coś mocno ze mną nie tak. Pomyślmy, nie uderzyłam się ostatnio w głowę ani nic z podobnych kwestii. A jednak jakimś dziwacznym przypadkiem gdzieś w środku zrodziła się we mnie eksytacja na myśl, że będę mogła doświadczyć współpracy z tym oto człowiekiem traktujących wszystkich z góry. Nie mogłam sobie wyobrazić go w innym położeniu, poznawszy już tę część jego osobowości. I naprawdę wystąpiły jakieś nieprawidłowości w moim postrzeganiu świata, skoro uważałam to za...
Cholernie atrakcyjne. Nie inaczej.
I wtedy dotarło do mnie, że Fushimi wciąż czeka na moją odpowiedź, podczas gdy ja wpatruję się weń jak cielę w namalowane wrota. Spąsowiałam, przygryzając z nerwów wargę.
- P-Przepraszam. - Mimo odczuwanego strachu, nie odwróciłam wzroku, co uczyniłabym jak zwykle w takim położeniu. Nie potrafiłam, a może raczej nie chciałam odrywać się od tych przenikliwych oczu. - Ja... nie wiem.
Zauważyłam, że zaciska palce w pięść. O shit. Na szczęście nie uderzył mnie, tylko wyminął i ruszył do wyjścia.
ECH? Olał mnie?
- Rusz się. Nie mam całego dnia.
Ufff, jednak nie.
- H-Hai! - zawołałam, znajdując jeszcze czas na szybki pokłon, choć przecież już dawno odwrócił się do mnie plecami, a w związku z tym nie mógł tego zobaczyć. A może i mógł, nigdy nic nie wiadomo z takimi typkami... Niewiele myśląc, pobiegłam za nim.
Z nagła poczułam, że coś zdecydowanie jest nie tak. Serce przyspieszyło, wyczuwając niebezpieczeństwo. I rzeczywiście, niecałe kilka sekund później uświadomiwszy sobie co zaszło, wiedziałam już tylko jedno.
Mam przesrane.
Bo oto w jakże pięknym stylu przygniatałam swego zabójcę opiekuna do podłogi, leżąc nań na całej długości ciała. Matko, ile bym dała za zaczęcie tej znajomości od początku. Jak to w ogóle mogło się wydarzyć?! Czyżbym nabrała aż takiego rozpędu? Posadzka była za śliska? Buty miały nieodpowiednią amortyzację...?
Tak, szukaj usprawiedliwień, głupia, to na pewno ci pomoże.
- Patrz. Jak. Łazisz. - wycedził Fushimi, aż mu lśniły nie tylko okulary, ale też zęby, guziki... co on, Edzio ze zmierzchu czy co.
O mały włos nie zadławiłam się własną śliną. Gardło zarosło mi wielką gulą, a jednak bardziej wyrazistą reakcją stały się dreszcze wstrząsające całym moim ciałem. O dziwo, wcale nie takie przykre, jakby mogło się wydawać. Przez to następne reakcje znowu miałam opóźnione. Super, nie ma co.
- P-Przepraszam. - wydukałam cicho.
- Złaź ze mnie.
Powinnam być wdzięczna, że jeszcze mnie z siebie nie zrzucił. Zaraz... Nie zrobił tego, bo zgubił okulary. O nie! Teraz pewnie jest ślepy.
Ale na pewno nie strzela ślepakami, pomyślałam, a zaraz potem spiekłam raka. To naprawdę nie było w TYM sensie! Chodziło mi o strzał jako trafienie do wroga!
- Już. - niezdarnie sturlałam się z Fushimiego, lądując na czworakach. I o mało piorun we mnie nie trzasnął, kiedy zerknęłam w dół. Jeszcze centrymetr, a kolanem załatwiłabym na cacy zagubione bryle. Odetchnę z ulgą dopiero, kiedy znajdą się na swoim miejscu. Z namaszczaniem godnym ofiary dla najwyższego z bogów, chwyciłam okulary, po czym wyciągnęłam wraz z nimi ręce w stronę ich właściciela. Milczałam przy tym jak zaklęta, zanosząc modły o to, aby z oczu nie popłynęły mi strumienie łez. Rzecz jasna o miłosierdzie także.
Bez słowa wziął z moich rąk okulary, Gdy już odzyskał ostrość widzenia, spojrzał na mnie rozeźlony.
- Łazić nie umiesz? Nie wypłaciłabyś się za te okulary. Idziemy.
Ni czekając na odpowiedź, ruszył dalej.
Miałam jakieś inne wyjście? Podążyłam za nim, tym razem uważając przy tym, aby nie wykonać żadnych niepożądanych ruchów. Ograniczanie się jedynie do podstawowych funkcji życiowych jak oddychanie (choć mogłam się założyć, że i to mu przeszkadzało) czy chodzenie nigdy nie sprawiało mi aż takiej nerwówy.
~***~
- I tak właśnie to będzie wyglądało. Fushimi-kun jest doświadczony, więc nie musisz się niczego obawiać, a z pewnością wiele się nauczysz.
Tak właśnie przemawiał do mnie Kapitan... ale co poradzę, że i tak trzęsły mi się nogi!!
- A-Ale... jaaaaa... - 'gulpnęłam', co ostatnimi czasy stało się standardową reakcją na cokolwiek. Nieważne jakiego rodzaju było to wydarzenie, każde jedno okazywało się jeszcze bardziej druzgocące, miażdżące i w ogóle... A zresztą nieważne! Kiedyś trzeba się przemóc, prawda?!
Odzyskawszy z lekka panowanie nad sobą, spojrzałam na swego dowódcę.
- Panie Kapitanie, jest pan pewien, że nie będę tylko kulą u nogi?
Munakata uśmiechnął się pokrzepiająco, przynajmniej w zamyśle, bo ja nadal czułam się, jakbym miała umrzeć.
- Ależ skąd. Fushimi-kun będzie zachwycony. No i to twoja pierwsza misja, więc masz okazję nabrać doświadczenia. Poradzisz sobie, _____-kun, powodzenia.
- Uuuf... Dobrze, Kapitanie. - przytaknęłam i odmeldowałam się.
Ten człowiek coś za bardzo się uśmiecha... Ale jest miły. Dał mi takiego dobrego opiekuna, jak Fushimi-san, więc nie może być inaczej. A w ogóle, to gdzie jest sam Fushimi... W ogóle wie, że mam z nim iść? Cóż, jak go znajdę, to się dowiem.
Ruszyłam w kierunku męskich pokoi, mimo że kazał mi się tu nie zbliżać. Ale przecież nie wejdę do środka, tylko poproszę o pomoc Andy'ego! :D
- Puk, puk, Andy? Jesteś tu? - najwyraźniej mój nowy bff gdzieś wybył, bo otworzył mi jego współlokator z pokoju, Kamo-san.
- Poszedł do Akiyamy i Benzaia, bo wynaleźli na śmietniku nowy gadżet. - widząc moją nierozumiejącą minę, były kucharz tylko machnął ręką. - Nieważne, to długa historia, opowiem ci ją przy okazji. Masz do Doumyoujiego jakąś sprawę?
- Um, właściwie... Chciałam, żeby ktoś pomógł mi znaleźć Fushimiego-san, bo szczerze mówiąc, nie mam odwagi zapuszczać się dalej - wyznałam. Pokój Andy’ego był najbliżej, ale Fushimiego głęboko! Nigdy w życiu nie pójdę tam sama. - Andy wcześniej mi pomagał... Nie chciałabym ci przeszkadzać, Kamo-san.
- Nie przeszkadzasz, ale wiesz, jaki jest Fushimi-san. - Kamo zrobił dziwną minę. - Dobra, pomogę ci.
Wziął głęboki wdech i poooszedł w paszczę lwa!
Wrócił jeszcze szybciej, niż poszedł, cały blady.
- M-mówi, żebyś przyszła do jego pokoju.
Nie pytałam, co go tak wystraszyło. Po prostu z sercem w gardle ruszyłam sama się przekonać...
Cóż, pokój nie różnił się od innych, może tylko tym, że na stoliku stało mnóstwo puszek z gazowanymi napojami i Kalorie Mate'ów, ale to akurat sprawa marginalna. Fushimi siedział na podłodze, nawet nie nałożył okularów, i z niedowierzaniem i zaciśniętymi zębami wpatrywał się w swojego palmtopa.
- Tsk.
Zatkało mnie.
- Ano... Fushimi-san? Nie możesz tak niezdrowo jeść... Jeśli chcesz, ugotuję ci coś na kolację... - zaczęłam, ale zaraz zamilkłam, gdy on podniósł głos. Aż podskoczyłam.
- Milcz, kobieto! Nie będziesz mi tu chrzanić o kolacji, kiedy ten stary pierdziel każe mi.... iść... Z tobą na pieprzoną misję. Cholera. - wyrzucił na jednym oddechu. - Zdajesz sobie sprawę, że on to robi specjalnie. Uwielbia się drażnić z podwładnymi, a szczególnie ze mną.
Uderzył pięścią w ziemię.
Aha, miło wiedzieć, że naprawdę się ucieszył.
Zanim jednak zdążyłam jakkolwiek zareagować, on już się podniósł i nałożył swój płaszcz. Całkiem nieźle w nim wyglądał.
- Nieważne, miejmy to już za sobą - odzyskawszy panowanie nad sobą, nałożył bryle. - To tylko złapanie jakiegoś dzieciaka Straina. Nawet ty nie dasz rady tego schrzanić.
- A co to jest Strain?
- ...Jesteś w Scepter4 i nie wiesz, co to Strain? Borze drogi. Świat oszalał.
- Huh?
- Nieważne, idziemy, wyjaśnię ci po drodze - mruknął z rezygnacją, po czym wybiegł z pokoju, a ja za nim.
~***~
Znalazłszy się już w terenie, nie mogłam nadziwić się profesjonalizmowi Fushimiego-san.
A tak z innej beczki, ciekawe czemu nawet w myślach, gdzie przecież nie słyszy mnie nikt poza mną samą, nadal nazywam Fushimiego... No Fushimim.
Masło maślane mam w głowie i nic poza tym. Skup się, kobieto, masz robotę do wykonania!
- No więc mamy schwytać Straina. Powtórz definicję - zażądał mój przewodnik obojętnym tonem.
A jak ona brzmiała?
- Byt znajdujący się w posiadaniu niezależnych od czyjegoś zwierzchnictwa zdolności... eee... - Kurde, przez to eee już straciłam wszystkie punkty! A tak dobrze mi szło. - zdolności, które-eeee... - No weź coś wymyśl, kobieto!
Westchnięcie. - Niech będzie. To zwykły dzieciak, który po prostu wyzwala w ludziach matczyne instynkty, więc sprawa jest prosta, machnij mieczem, żeby nie zwiał, ale nie podchodź za blisko. Rozumiesz?
- A-Ale jak to...? Mam grozić bronią niewinnemu dziecku?
Owszem, nie miałam pewności, czy sobie poradzę. A to dlatego, że zwyczajnie nie miałam ochoty sprostać temu, co mnie czekało. Nie czułam się na siłach, nie, to złe określenie. Prędzej należałoby stwierdzić, iż po prostu nie chciałam tego robić. - Nie jestem przekonana - zaczęłam ostrożnie, nie będąc do końca pewną, czy powinnam kwestionować przebieg naszych przyszłych działań - czy dobrym pomysłem jest wymierzać oręże bojowe w stronę kogoś, kto ledwo odrósł od ziemi. Przecież - ciągnęłam dalej, mimo srogiego spojrzenia mego towarzysza - jaki damy tym przykład?
- Pytał cię ktoś o zdanie? To twoje zadanie i nie zamierzam się z nim pieścić. - ofuknął mnie Fushimi. - Jeśli sobie życzysz, możesz nawalić, ale sama to wytłumaczysz Kapitanowi. Będzie wesoło - zakpił.
Zdusiłam w sobie chęć roztrzaskania czegokolwiek. Nikt z was nigdy tak nie miał? Ta frustracja, bezradność. Nie możecie nic zrobić, pozostając zależnym od kogoś w zupełności.
Nigdy jakoś mi to specjalnie nie przeszkadzało. Jestem przeciętną przedstawicielką gatunku ludzkiego, wychowałam się w normalnej rodzinie. Moje wyniki w nauce też nie należały do najlepszych, choć oczywiście nie można było powiedzieć o nich czegoś złego. Nie posiadałam żadnych talentów czy wyróżniających mnie z tłumu zainteresowań. Uroda także nie należała do czegoś wyjątkowego, chociaż totalną brzydulą też nie byłam.
Owa zwyczajność nigdy mi nie wadziła. Do czasu, dopóki nie zaczęła mnie przyduszać. Zapragnęłam czegoś więcej, niż prozaiczn żywot dziewczyny istniejącej jako kolejny statystyczny szary człeczyna. Możliwe, iż to właśnie to pragnienie doprowadziło mnie tu, gdzie jestem dziś.
Nie mogę tego stracić. Ani się wycofać.
- Długo jeszcze? Nie mam całego dnia - burknął znowu Fushimi. No i czego mnie poganiasz, sieroto.
- Chyba nie maMY - sprostowałam, posyłając mu wyzywające spojrzenie. Ta dość nieoczekiwana odzywka zaskoczyła nas oboje, chociaż w jego wydaniu przejaw zdumienia nie trwał dłużej niż sekundę.
- Rusz tyłek - syknął. - Ile razy mam powtórzyć, żeby dotarło?
- Dotarło, dotarło - powstrzymała się od wywracania oczami cz innych gestów mogących go wpienić. - Prowadź, Panie Tsykający.
- Kto jest tsykający? Tsk.
Sam sobie odpowiedziałeś...
- Nie, bo go nie złapaliśmy. Teraz to się zmieni - odparł, poprawiając swoje bryle. - Rozumiesz? Więcej się nie wymknie.
Oho... Czyżby ktoś tu traktował sprawę osobiście? Przyjrzałam mu się uważniej, lustrując twarz zastygłą w grymasie zwyczajowego niezadowolenia. Coś jednak się zmieniło. Ach, rzeczywiście. Poziom negatywnych emocji wzrósł, aż odniosłam wrażenie, że stoję przy wrzącym kociołku, którego zawartość smoli aż miło.
Z tym 'miło' to sarkazm, żeby była jasność.
- Oczywiście. Nie pozwolimy na to - potaknęłam, starając się nie roześmiać. Jak widać Fushimi nie był aż tak wszechmogący, jak mi się wydawało.
Zaraz... Policzki zapłonęły, kiedy zdałam sobie sprawę z wagi twgo stwierdzenia. I to jeszcze ja jestem autorką boskiej definicji Fushimiego. Nieźle, porypana kobieto.
A w ogóle SKUP SIĘ!
- O cholera, to on - pasja, jaka wtedy pojawiła się w jego oczach, zmierziła mnie (pozytywnie, jeśl iw ogóle można kogoś zmierzić pozytywnie). Ciekawe, jakie to uczucie, gdy jest się obiektem pasji Wspaniałego Okularnika Nr3 ? Bo Kapitan jest Nr1... I teżź okularnik... Zaraz... On już poleciał za nim! A to ja miałam to zrobić!
- Co ten dzieciak sobie wyobraża!? Pojawiać sie tak nagle - pobiegłam za Fushimim, w duchu modląc się do bogów o to, by przeczucie choć raz mnie zawiodło. Bo jeżeli i w tym przypadku stanie się tak, jak przewiduję, to... Co ja wygaduję, przecież do tego nie trzeba żadnego jasnowidzenia! I bez tego mogę jasno stwierdzić, ba, każdy może, iż już niebawem dojdzie do katastrofy.
- Ja nie mogę! - Nie miałam w zwyczaju przeklinać, to jedyne, na co było mnie stać w łacinie podwórkowej. Co robić, co robić, myślałam gorączkowo. Błękit uniformu Saruhiko nie mógł zniknąć mi z oczu, nie mogłam na to pozwolić. Ale on biegł tak szybko, jakby chcieli go zabrać na madejowe łoże.
Mogłam założyć się o swoje pantsy, że to Fushimi zabiera swoje ofiary w kręgi piekielne słynące z owego mebla. Coś w ten deseń...
- Zobaczył ją, tak bardzo dupa~
...EM, przepraszam, co?
Z tymi słowami podbiegł do mnie mały chłopczyk z rozwianą czupryną.
Blond pukle zdawały się jaśnieć od środka, jakby każdy z włosków wywiniętych w inną stronę żył własnym życiem. Ale nic nie mogło przebić głębi tych niebieskich oczu, tak bardzo niebieskich... Bardziej, niż nasze umundurowanie wyprane w Perwollu.
- Chłopczyku... - zaczęłam ostrożnie, wyciągając ręce w stronę aniołka (istotnie, tak wyglądał *.*). Może jednak mi się uda? I wszyscy będą zadowoleni, może z wyjątkiem Pana Tsykającego. Myślałby kto, wyżywać się na biednych dziecinkach.
- Nie znajdziesz mnie! - zawołał, ale że biegł prosto na mnie, raczej mówił to do Fushimiego. Widziałam żyłki pulsujące na skroniach mojego senpaia... Kuźwa, dziwne to wszystko.
- Stój!
Ale się porobiło.
Nie przywykłam do działania pod presją, ale nie dam się ograć jakiemuś dzieciakowi. Nie, to nie tak, że go lekceważyłam. Definicja straina pobrzmiewała mi ciągle w uszach, na dodatek raz po raz powtarzana głosem Saruhiko. Pominąwszy ten jakże istotny i nieco irytujący szczegół, skupiłam całą swą uwagę na aniołku z piekła rodem.
To był mój pierwszy z poważniejszych błędów. Lecz o konsekwencjach przyszło mi przekonać się na własnej skórze, na dodatek już po fakcie.
Nie widziałam do końca, jak to się stało, to już nieistotne. Znalazłszy się pod kontrolą malca, stałam się zabawką w jego rączce.
Mówią, że ryby i dzieci głosu nie mają. Może i racja, ale kiedy już te drugie dopuścisz do czegoś, mogą okazać się bardziej przerażające, aniżeli najgorszy z twoich koszmarów.
- F-Fushimi, ratuj...~? - pisnęłam. No to teraz już po ptokach. Bo niby jak mam wyjść z tego dziwnego czegoś?!
- Zatrzymaj go! Nie znajdzie mnie!
Nim się spostrzegłam, stanęłam na środku chodnika i rozłożłam ręce. A Fushimi nadal gonił dzieciaka. Spostrzegł się w samą porę, żeby się nie zderzyć ze mną. Ale nie zamierzał pozwolić mu uciec. - Rusz się! Jemu o to chodzi! - syknął.
- Ale jak, ja nie mogę! - nie powstrzymywałam łez. Nigdy nie byłam tak bezradna. I nikt inny nie będzie, uwierzcie mi na słowo. Ciało nie słuchało mnie, prawowitej właścicielki, tylko aniołka (przykro mi, nie potrafię nazwać go inaczej). Wolą aniołka okazało się powstrzymanie Fushimiego. Jak nie tak, to innym sposobem.
- Fushimi, zrób coś! - łkałam, łapiąc go oburącz za obutą w wysokie skórzaki łydkę. Nie chciałam tego robić, NAPRAWDĘ! Ale siła perswazji aniołka okazała się zbyt silna. Zamiast walczyć z nim, obrałam za wroga tego, z kim miałam stworzyć zespół.
Nigdy nie przypuszczałam, że tak wygląda robota Scepter4.
- Puszczaj mnie! - próbował się wyrwać, ale moje ciało wiedzione pragnieniem małego stworzonka nie puszczało, o nie. A maluch oddalał się coraz bardziej.
Nigdy nie czułam się tytan. Nie byłam nim i nie zanosiło się na to.
A jednak, heh...
Ku własnej zgrozie i zdezorientowaniu, dotarło do mnie coś strasznego. Nie, nie zakochałam się, nic z tych rzeczy. Zresztą co to ma do rzeczy w naszym położeniu!? A raczej położeniu Fushimiego, w którego nodze zaczęło złowrogo trzeszczeć. Zaszumiało mi w uszach, gdy zobaczyłam, jak ten upada na chodnik, przy okazji idąc w moje ślady z płaszczeniem się. Twarz okularnika wykrzywiała się, prawdopodobnie prawidłowo reagując na mój ucisk.
Niemożliwe, żebym miała tyle siły. Przecież...
Masaka. Wzrokiem powędrowałam w stronę aniołka. Skakał, wykrzykując raz po raz bojowy okrzyk, machając do nas rączkami jak te pomponiary.
- Dupam cie, dupa naturalna~
Gdybym miała stwierdzić, co wstąpiło w człowieka, który rzuca innym... Cóż, skwitowałabym to określeniem 'szaleństwo'. Tymczasem mnie z pewnością się to nie tyczyło. Mnie opętał szatański aniołek, chucherko z blond lokami.
- Nie chcę... - trzymałam Fushimiego nad sobą niczym łyżwiarkę figurową. Ciekawą stworzyliśmy konfigurację ruchów, przyciągnęła ona uwagę przechodniów. Tym, którzy obserwowali nas od dłuższej chwili chyba udzielił się mój nastrój, a przynajmniej na tyle, aby co poniektórzy zaczęli reagować instynktownie.
- Spadać mi stąd! - wrzasnęłam z płaczem. Zamknęłam oczy. Nie chciałam tego widzieć. W witrynie sklepowej znajdującej się przed nami widać było wszystko jak na dłoni. A ja nie mogłam patrzeć na to, co robię. Czy raczej co zrobiłam, bowiem nie czułam już ciężaru Saruhiko, który właśnie w tej chwili z hukiem wpadł do wnętrza budynku.
- Tak smakuje życie~ - śpiewał aniołek, kiedy Fushimi jęknął ciężko, zaskoczony własnym losem. Widząc tę sytuację, ludzie na ulicy zaczęli panikować i uciekać w przeciwną stronę.
Zdruzgotana, trzęsłam się w obawie o... o wszystko, kurna! O Fushimiego, o aniołka (w końcu to tylko dziecko!), o wszystkich mnie otaczających. Najtrudniejsze do zniesienia było jednak to, że nie miałam tu nic do powiedzenia. Tutaj rządził aniołek, to jego terytorium. I zdaje się, że właśnie zapragnął pobawić się w burzyciela.
- N-nie rób tego - błagałam jeszcze, licząc, że jakoś przemówię mu do rozsądku. Ale czy w takim przypadku można o tym mówić?! - Nie rób już nic!
- Wielka dupa~!
Teraz już wiedziałam - ten dzieciak tak ma. Po prostu. Ale 'wielka dupa' nigdy nie miała być bardziej straszna. Przerażona tym co zaserwował mi na danie główne umysł słodkiego kilkulatka, krzyknęłam, ale niemo. Gardło już dawno zdarło się, niezdatne teraz do wydobycia jakiegokolwiek dźwięku, jaki by mógł posłużyć za ostrzeżenie, cokolwiek.
Milcząc, pozostawszy w pełni świadomą tragicznego położenia, ruszyłam naprzód, niczym samobójca idący na pewną śmierć. Nie miałam jednak skoczyć z mostu, a wejść do sklepu, tak po prostu. A on już niebawem zawali się niczym domek z kart. Może i zyskałam nadludzką siłę godną tytana (nie wnikam, jakim cudem aniołek jest do tego zdolny, ale to z całą pewnością jego sprawka!), ale co mi po tym, skoro wykorzystam ją do zbudowania masowego grobu?
Łzy płynęły wartkimi potokami, podczas gdy ja wbrew własnej woli pstrykałam palcami. Wystarczyło ich lekkie pyknięcie, aby ściany drżały w posadach. Po paru sekundach zaczął odpadać tynk, a w stropie pojawiła się szczelina. Z początku niewielka i wąska, przypominała włos, lecz w następstwie kolejnych ciosów wymierzonych pykającymi palcami rozrastała się w zastraszającym tempie.
Fushimi przyglądał się temu z rosnącą zgrozą.
Jak bardzo żałosny człowiek staje się w obliczu nadchodzącej śmierci? Nieuniknione przeznaczenie zajrzało mi w oczy. Jeszcze kilkanaście dni temu nawet nie przypuszczałam, że zasilę szeregi Scepter4. Kiedy to już się stało, zaczęłam wierzyć, że mogę coś zmienić. Jeśli nie siebie, to świat wokół.
- Ale nie w ten sposób... - wycedziłam przez zęby, zagryzając wargę. Na tyle mocno, aż popłynęła strużka krwi. - Na co to komu było, ha!? Chciałaś coś zmienić, dziewczyno!? TO TERAZ MASZ! - dałam upust ogarniającej mnie frustracji. To nie fair. Nie tak miało być. Nie oczekiwałam cudów, ale i nie tego wszystkiego! To wszystko przeze mnie, kurwa!
Mniejsza ze mną, czemu musiałam wciągnąć w to tych ludzi? I wtedy uświadomiłam sobie, że nie ma tu nikogo poza mną i Saruhiko.
- Ty... ogarnij sie, ugh... - stękał i kwękał, a ja przecież nie mogłam nic na to poradzić! Sam się ogarnij, cioto! Zaraz wszyscy umrzemy!
- Gówno, nie wszyscy! – wrzasnęłam dziko. Może i nierozważnie z mojej strony, zwłaszcza że za moment sufit razem z parunastoma piętrami miał nam się na łby zawalić.
Wewnątrz zalała mnie fala gorąca. A zaraz potem kolejna, następna i jeszcze jedna. Atakowały mnie, a jednak w jakiś porypany sposób wiedziałam, że mogę im zaufać.
Nie dopuszczę do tego, żeby tak to się skończyło!
- Chciałbyś, małpo jedna! - To mówiąc (czy raczej wrzeszcząc, jakbym szła na rewolucję), szarpnęłam się do przodu. A co najważniejsze, w kierunku przeciwnym od tego, jaki obrał za mnie aniołek. Czułam się tak, jakbym stąpała pod ciśnieniem produkującym rezystencję kolosalnych wielkości. Walić fizykę i podobne stwierdzenia, co to ma do rzeczy! Im bliżej Fushimiego się znajdowałam, tym słabszy odczuwałam opór.
Gdy wzięłam go na ręce, zaczął się pieklić, choć to nie był odpowiedni moment. - Ej, ty, nie pozwalaj sobie! Ja tu rządzaaaugh... - syknął, gdy ręka wygięła mu się pod dziwnym kątem. Chyba zapomniał, że to tamten aniołek rządził.
Ale nie, tym razem byłam to ja. Świadoma ja. Prawdziwa ja. Aniołek utrzymywał dystans, patrzył na mnie, gdy kiedy stanęłam w samym środku piekła. Posłałam mu smutny uśmiech, na który on odpowiedział nierozumnym, typowo dziecięcym wyrazem buźki. Uniósł do ust palec i zaczął ssać.
W tym samym czasie strop nad nami oświadczył gniewnym łomotem, iż nie ma zamiaru na nas czekać i nie wytrzyma już zbyt długo, na dobrą sprawę wykruszył się do tego stopnia, że gdy przelotnie zerknęłam w górę. Serce załomotało, przełknęłam ślinę; dachu już nie było. Zamiast niego dojrzałam ten pojebany błękit nieba. Chmury przepływające po nim wyglądały, jakby zaraz miały na mnie splunąć. Chrzanić to. Po drodze - zostało jej jeszcze trochę, jako że Saruhiko wylądował dość głęboko - o mało nie trafił nas jebany kamień. I żyrandol. I kolejne kamienie. Kuźwa!
Dam radę...!
Jak widać los zaplanował inaczej. Ponieważ dookoła światło zaczynało gasnąć. Niedługo zasypie nas mur gruzów. Więc jednak nie dam rady przejść. I wtedy do głowy wpadł mi ostatni genialny pomysł.
Uniosłam Fushimiego wysoko, zamachnęłam się i...
- Miło było poznać, Fushimi-san - wyrzuciłam go na zewnątrz, chociaż zapierał się rękami i nogami, wierzgając się jak idiota. Myślałby kto, że zależy mu w takiej chwili na męskiej dumie. Wiedziałam, że taki już zostanie. Tsykająca małpa.
Była to ostatnia z rzeczy, o których pomyślałam, zanim nastała ciemność.
Świetne ^ω^ \ (^o^) /. Będzie ciąg dalszy???
OdpowiedzUsuńOczywiście. Saruhiko potrzebuje trochę czasu, by jego lodowe serce odtajało, ale jak już się uda...
UsuńOya oya podoba mi się~! Miła odskocznia, w dodatku ten kochany frajer =ω= szczerze mówiąc, to pierwszy raz kiedy spotykam się z nim w takiej formie..i like it :D
OdpowiedzUsuńNa pewno zostanę na dłużej~
Pozdrawiam i przy okazji zapraszam do siebie chociaż nie wiem czy tematyka przypadnie do gustu ^^"" unravel-silence.blogspot.com
Jejku, czy ja widzę kolejną nową twarz? A może mi się tylko udziela atmosfera nocy, kiedy to najlepsze fanty się rodzą w głowie? Oby powyższy komentarz nie był kolejnym nocnym widziadłem... *innymi słowy, cholernie się cieszy, widząc kolejną nową(?)twarz* Witamy na pokładzie~!
UsuńOsobiście, widząc ten komentarz pod małpeczką... Hm, wzruszyłam się, to chyba za mało powiedziane, jako że dopiero teraz skończyłam ryczeć i jestem w stanie odpisać... Ale najpierw tom się śmiertelnie wystraszyła, bom nie wyciszyła dźwięków i jak przyszło powiadomienie o komciu, wyrywając mnie ze snu... No cóż, mój błąd x"D
ZOSTAŃ NA DŁUŻEJ~! (Jeśli ci życie niemiłe x"D) bardzo się cieszymy, że Ci się podoba ^*^
Ja pewnie wpadnę do Cb, do zob~
Ojej, ojej, ojej! W końcu mogłam przeczytać jakiś Fushimi x reader w polskiej wersji! (Jeśli jakieś są, to ja nie umiem szukać, bo widziałam same zagraniczne... T.T).
OdpowiedzUsuńTsykająca małpa... Fajne określenie. XD chyba zacznę go używać. :P
Nie mam pomysłu na komentarz, więc dopuszę tylko, że czekam na kolejną część! :D
Dzięki!
UsuńJestem zmęczona, jednakże:
OdpowiedzUsuń"Yoshino Yayoi." - Wspaniałomyślna Inaba przeinaczyła na swoje "Yoshino Yaoi".
"Nie no, zostaw te teksty a la Stephen King." - i to mi przypomniało, że powinnam się za niego zabrać a nie zaczynacz 7 razy dziś... cóż, chyba jednak skończe najpierw to, w końcu co pożyczone musi zostać oddane...
" co on, Edzio ze zmierzchu czy co." - hehe.
" Bardziej, niż nasze umundurowanie wyprane w Perwollu." - Nowy mundur? Nie, wyprany w Perwollu, he he he~
To opko jest nieco inne, nie spodziewałam się takiego przebiegu akcji. No i ta końcówka.. ojej, szkoda, że już mnie oczy nie słuchają, to przeczytałabym dalej...
Jak dla mnie bardzo podobna tsykająca małpka do orginału~
Ne, serio, nie wiem co jeszcze powiedzieć, jakoś myśli mi uciekają a emotki... zniknęły w odmętach czegokolwiek - może i być ta ciemność.
Chyba nie mam dnia... Mimo wszystko opo świetne i wciąga, wiem że są dalsze części, dlatego też niedługo i po nie wpadne~
A teraz bardzo zawiedziona swym organizmem - bo miałam skończyć mojego ukochanego oneshota - ide spać.
(Kom tradycyjnie rano wrzucony - taka zależność)
Rzadko się zdarza, żem ja w nie w sosie, co...? ;c
Omg jakie to smetne xdd Nie dajcie się zwieść zamułowi~ wszystko jest takie fajneeeee *chichocze* ale końcówka mnie zabiła, bo już chce więcej xddd
Spiczniała Inaba... O_o
UsuńTo rzeczywiście coś z tym światem jest nie tak x.x
Nw co ci odpisać, bo i jam samotna (MySnow-chan na wsi, biedna ja, pozbawiona wszystkich kohankuf #smuteg, #rzal, #rozpacz, #samo_zuo...), więc się będę żegnać.
Dzięki za komcie~*