Kolejne małe COŚ, które wyszło spontanicznie, podobnie jak i kobaltowo-miętowe hybrydki ufundowane przez Oneechan. Totalnie spontanicznie i chwała za to napalonej *SZOKING MODE ON* MySnow-chan! ♥♥♥ Ponadto przy skrobaniu tego co chwila łapałam beki, przynajmniej poza gabinetem Kapitańcia~, bo jak już tam weszliśmy... łuuuu xD
Rei-chan podskoczył mi przez Ciebie w rankingu, deklu~! *SZOKING MODE ON x2* xD
Rei-chan podskoczył mi przez Ciebie w rankingu, deklu~! *SZOKING MODE ON x2* xD
Niestety, [buuuu~! ;_;] Yukiś wyszła cenzura, ale może to i lepiej. Aż boję się pomyśleć, jakby skończyło wtedy biurko...~• *lennyface, którego nie chce mi się kopiować z neta*
Więc to tak wygląda herbatka z kapitańciem~•
Weź już się nie chwal. To ja tu robiłam za wielce jego królewską wysokość...
my:snippets ~Munakata Reishi~
- Naprawdę mi przykro, ale Kapitan sam ma wiele obowiązków. Nie może wychodzić od tak do każdego interesanta. Mogę w czymś pani pomóc, czy to wszystko?
CO ZA TĘPOTA! Chyba wiem, ile ma obowiązków! Lepiej od nich wszystkich! Aż mi się go szkoda zrobiło, że ma pod sobą takich debili i biurokratów.
- Posłuchaj no, chłoptasiu - zaczęłam. - Nie każ mi robić rzeczy, na które nie jesteś przygotowany. - Hm, chyba raczej ja nie byłam. Nie, po prostu nie miałam ochoty dłużej użerać się z tym imbecylem. Cierpliwość może i jest cnotą, ale powiedzmy sobie szczerze, tę straciłam już dawno. Po co więc się powstrzymywać? Heh, chyba tylko po to, żeby potem nie mieć z tego powodu nieprzyjemności.
Zirytowanie sięgało zenitu, jako że stojący przede mną matoł nie palił się do współpracy. I to nazywają pomocą obywatelom?
- ...Naprawdę nie mogę pomóc. Proszę napisać pismo o audiencję - odparł urzędas niezrażony moją reakcją, wciąż spokojny i profesjonalny. Jak jakiś nudziarz pierdzielony.
Zapowietrzyłam się. Tego było już za wiele!
- Będzie tego! - Bum! Walnęłam otwartą dłonią w blat, aż zatrząsł się w posadach, włącznie ze stojącymi na nim przedmiotami. Zadudniło, coś nawet zadzwoniło, ale mniejsza z tak mało znaczącymi szczegółami. Na obecną chwilę interesowało mnie tylko jedno. I nie zamierzałam wahać się przed osiągnięciem swojego celu. - Powyżej uszu mam twojej restrykcyjności, knypku! - Cóż, pociągała mnie ona tylko u jednego osobnika. - Stawiam sprawę jasno. - oznajmiłam, pochylając się do przodu do tego stopnia, że widziałam naczynka w tych szeroko rozwartych gałach. - Nie każ mi się powtarzać, ciemna maso. Chcę. Natychmiast. Widzieć. Się. Z. Munakatą. Reishim. - Każde słowo cedziłam w taki sposób, coby biedak nadążył. - DOTARŁO~?
- P-proszę pani, to niemożliwe. Nie mogę wpuścić postronnego… - urwał.
Postronnego kogo? Eh?
Ja? Kimś postronnym? Aż mi się śmiać zachciało z jego głupoty.
- Uważasz mnie za alochtonicznego osobnika? - parsknęłam - Mnie?! Czy ty w ogóle wiesz, z kim rozmawiasz...?!
- Nie wiem, nie miałem przyjemności…
No to i nie będziesz miał, bo zaraz umrzesz. Zabiję za tę ignorancję.
Ale nagle coś w jego twarzy się zmieniło. Pojawiło się na niej już nie przerażenie moją furią, ale istna groza. Wzrok wlepił w punkt za moimi plecami, zaczął się dosłownie trząść! Co niby wystraszyło go bardziej ode mnie?
- K-K-Kapitanie.
Eh?
W sumie mogłam się tego spodziewać po reakcji godnej jedynie najgorszego strachajły. Bo kiedy się odwróciłam, ujrzałam w progu właśnie jego.
- Rei-chan~! - z miejsca zapomniałam o tamtej niemocie, choć w pamięci zanotowałam sobie, aby potem się z nim rozprawić. Jednak gdy znalazłam się przy swym lubym, wszystko straciło na znaczeniu. - Rei-chan, kochanie! - wtuliłam się w jego tors. W nozdrza dotarł zapach bezczelnej męskości. Czy nagi czy w mundurze, woń pozostawała tak samo zabójcza. Choć oczywiście wolałam ją w wiadomej wersji.
- _____, tyle razy ci powtarzałem, żebyś nie przechodziła do mnie do pracy. To mało przyjazne miejsce. - gdzieś nad moją głową odezwał się ten głęboki, cudowny głos, zdolny poruszyć najbardziej wewnętrzne zakątki ciała i duszy.
No ale jak to... Co to za paskudna instytucja. Nawet się przytulić nie można?
- Kapitanie, mamy… GUH?! - wtem z tyłu niemal wpakował się na nas jakiś okularnik, tylko że jego bryle był koszmarnie niemodne i żałosne. A na nasz widok strzelił tak głupią minę, że klękajcie narody. - P-pani porucznik... - zawołał do kobiety za nim, a ona tylko zrobiła wielkie oczy i zamarła w bezruchu. Zresztą... zrobił się tu niezły tłumek zaskoczonych osób.
Reishi westchnął, a mnie znów owionął jego zapach, aaach. Ale raj nie trwał długo, ponieważ odsunął mnie T.T
- Co tu się stało? - zapytał tego idiotę od biurokracji, a on prawie schował się pod stół.
- Ta p-pani... chciała wejść do pana K-Kapitana, a-a-ale... n-nie miałem pojęcia...
- To oczywiste. _____, nie możesz robić awantury o to, że moi ludzie przestrzegają przepisów - skarcił mnie surowym tonem, ale widziałam, że się nie złości~ Bo Rei-chan tak po prostu miał.
- Terefere. - wydęłam buńczucznie wargę, ale skwapliwie przyjęłam werbalne manto. - Nie moja wina, że się stęskniłam. - przykleiłam się do niego znowu - Chciałam cię zobaczyć.
- Kapitanie... - odezwała się "porucznik", z miną tak samo pełną trwogi, jak reszta tego zbiorowiska. Okularnik to aż okulary przetarł.
- Mogłaś to zrobić w bardziej dyskretny sposób. - chwilowo mnie zignorował, co za dziad! Ale cóż, to część jego uroku. - Co chciałeś mi przekazać, Fushimi-kun? - zwrócił sie do okularnika.
- T-to nic ważnego... P-proszę się nie przejmować.... - i już go nie było. Spierdolił z porucznikową.
- Rei-chan... - westchnęłam zachwycona - Ten twój respect... Kocham, no~
- Czy coś jeszcze się stało? - tym razem przywdział swój wystudiowany uśmiech, zwracając się do reszty ludzi. Po sekundzie nie było po nich śladu. Westchnął i spojrzał na mnie po raz pierwszy inaczej niż z tą królewską wyższością. - Wybacz, ale po twoim wejściu chyba niewiele zostało z tego respektu,
- Zarzucasz mi coś takiego? - skrzywiłam się - Czyżbym okryła cię hańbą? - dopytywałam. Założyłam ręce na piersi, odwracając się na pięcie. - To absolutnie niemożliwe, zważywszy na fakt, iż jestem TWOJĄ kobietą.
- Ależ, nie to miałem na myśli. Może wstąpisz na herbatę? Podejrzewam, że przez jakiś czas nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Czyż można się oprzeć jego higashi z herbatką?
Tak to się dzisiaj nazywa...
- Z rozkoszą~♥
- Nie spodziewałem się twojej wizyty, więc wybacz ten nieporządek. – miał na myśli iluśdziesiąciotysięczne puzzle porozwalane po całym biurze.
- Niepotrzebnie przepraszasz. - przykucnęłam przy jednej z kupek, zaintrygowana, czemuż to mój przewspaniały mężczyzna oddaje się swemu hobby od strony zachrysti. Jakież było moje zdumienie, gdy po bliższych oględzinach fragment układanki nie okazał się być odwrócony tyłem. Po prostu całość stanowiła nic innego jak jednolity obraz najczystszej z bieli. – Sasuga Rei-chan... - za każdym razem posuwał się coraz dalej, przez co ciągle czekała na mnie jakaś niespodzianka. To także w nim uwielbiałam. Ciągle coś nowego do poznania.
- Wreszcie zamówiłem te mleczne puzzle z dwudziesty tysięcy elementów. - pochwalił się, poprawiając szkiełka. - Ale chyba nie będziemy ich układać, skoro już mamy chwilę spokoju - na jego ustach zagrał uśmieszek. Nie oficjalna mina, ale psotny uśmieszek. Czyli dla mnie nie ma już ratunku.
Nie żebym go pragnęła. Oboje z Reishim doskonale wiedzieliśmy, czego od siebie oczekiwać. Uniosłam się więc z gracją, nie zrywając ani na chwilę kontaktu wzrokowego. Ciemne oczy uważnie śledziły każdy mój krok, kiedy pokonywałam dzielący nas dystans.
- Gdzie moja herbata~? - zapytałam impertynencko, nawet nie spróbowawszy pozorować onieśmielenia. Równolegle do tego poczęłam bawić się od niechcenia żabotem wystającym spod niebieskiego uniformu.
- Mogę zaproponować coś lepszego, jeśli jesteś zainteresowana. - zmrużył oczy i wciąż przytłaczał tą swoją aurą królewskości. I jak na króla przystało, nie brał pod uwagę innej opinii, jak tylko swoją. Połączył nasze usta na jakieś dwie sekundy, po czym uciekł, uśmiechając się przebiegle. - Na więcej nie licz, gdy jesteś u mnie w pracy w godzinach roboczych - oznajmił bardzo z siebie zadowolony.
Miałam ochotę kogoś rąbnąć i to porządnie. A ten ktoś doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Myślałby kto. Pierwszy konwers się znalazł. - chyba w logice. Prychnęłam zirytowana tym, jak zgrabnie owinął mnie sobie wokół palca. No ale cóż... Sasuga Rei-chan. - Jeśli myślisz, że zadowolę się tym jednym nędznym ślimaczkiem - zmierzyłam go wzrokiem narkomana na głodzie - to grubo, oj, grubo się mylisz.
- Och? Przykro mi, że nie mogę dać ci nic więcej. - drażnił się specjalnie, pławił w tym po prostu. Jak przystało na największego drania na mieście. - Widzisz, kończę dopiero za dwie godziny.
Masaka! Ruszyłam ku niemu z nietęgą miną.
- Chyba nie każesz mi tyle czekać, co? - szarpnęłam go za fraki, przyciągając ku sobie. Przemilczmy fakt, iż wychodziłam na totalną desperatkę. Przemilczmy, no...
- A co ja mogę poradzić? Awashima-kun nie puści mnie wcześniej, mam trochę do zrobienia, nie da rady. - bo wcale nie jesteś królem , którego wszyscy słuchają i który tu RZĄDZI. WCALE. Woda na herbatę syczała, ale kogo to obchodzi!
Nazwisko tamtego babsztyla w ustach Reishiego przesądziło o wszystkim. Nie ze mną te numery, koleżko. Z każdym moim krokiem w przód on wykonywał krok w tył, nie przestając się uśmiechać ani na moment. W końcu dotarliśmy za biurko. Tam poniósł ostateczną porażkę, kiedy to położywszy mu dłoń na piersi, pchnęłam go do tyłu. Fotel skrzypnął, uginając się pod ciężarem mraśnego tyłka, który tak wielbiłam. Sekundę później sama usadowiłam się u niego na kolanach, uśmiechając się niewinnie.
- A czy kazałam komukolwiek cię stąd wypuszczać...? - Nie pozwoliłam mu odpowiedzieć, przynajmniej na razie. Zamknęłam mu usta pocałunkiem o wiele intensywniejszym, niż poprzedni.
- Więc wygląda na to, że chwilowo ten gabinet będzie wyłączony z użytku - oblizał wargi.
- Nie gadaj. Mamy tylko dwie godziny. - rzuciłam wprost w jego usta, drżąc w podnieceniu i zniecierpliwieniu. Myśl, że już za chwilę będziemy się kochać właśnie tutaj, w samym centrum królestwa Munakaty Reishiego tylko podsycała narastające we mnie pożądanie.
Nie musiałam mu dwa razy powtarzać. Nim zdążyłam wyjść mu na spotkanie, on już złączył nasze usta na powrót. Nie przerywając tych manewrów, chwycił mnie oburącz w talii i z dziecinną łatwością wstał. Odruchowo oplotłam go nogami, on objął dłońmi moje pośladki. Z żalem przyjęłam zamienienie tych boskich rąk na blat biurka, na którym zostałam posadzona.
- W takim razie trzeba się spieszyć.
- No to chodź tu, co tak stoisz. - chciałam znów wyjść mu naprzeciw, ale nie pozwolił mi na ten luksus. Musiałam obejść się smakiem, jednak w zamian dostałam coś o wiele lepszego.
Jakoś zdążyliśmy przed upływem dwóch godzin, jakim cudem Rei-chan tak szybko założył ten półtonowy mundur?
Ogar, _____, ogaaar! Biurko czeka!
Nie, nie na powtórkę, rzecz jasna, a szkoda, byłoby miło~ Nie ma jednak tak dobrze, musiałam posprzątać ten bajzel. Chciało mi się śmiać, albowiem porządek na biurku ucierpiał bardziej, niż my sami. Serio, nie przypuszczałam, że ta wizyta tak się zakończy. Owszem, żywiłam nadzieję na trochę czułości, ale Rei-chan przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Jak to on.
Sasuga Rei-chan.
Zerknęłam nań kątem oka, nie mogąc się powstrzymać. Właśnie poprawiał imponujący kołnierz.
Wiedziałam, że się ślinię. Nie było innej opcji.
- Mówiłam ci już, jak bardzo kocham twój mundurek?
- Ranisz mnie, myślałem, że wolisz to, co pod spodem - uśmiechnął się pod nosem i poprawił okulary.
- Tamto też. - dodałam nonszalancko - Nie bądź taki... drobiazgowy~
- Ależ skąd. Gdybym był drobiazgowy, nie mógłbym... haha.
- No tak. Gdzieżbyś śmiał. - także się roześmiałam. Podeszłam do niego i skradłam szybciutkiego całusa. Niestety refleks kapitana nie pozwolił mi zrobić tego z ust, skończyło się na policzku. Skoro tak, pozwoliłam sobie na przytulasa. - Mówiłeś, że to niezbyt przyjazne miejsce. Kłamałeś~
- Istotnie...Chyba zrewiduję swą opinię.
Nie pozostawało mi nic innego, jak przyznać mu rację.
- Posłuchaj no, chłoptasiu - zaczęłam. - Nie każ mi robić rzeczy, na które nie jesteś przygotowany. - Hm, chyba raczej ja nie byłam. Nie, po prostu nie miałam ochoty dłużej użerać się z tym imbecylem. Cierpliwość może i jest cnotą, ale powiedzmy sobie szczerze, tę straciłam już dawno. Po co więc się powstrzymywać? Heh, chyba tylko po to, żeby potem nie mieć z tego powodu nieprzyjemności.
Zirytowanie sięgało zenitu, jako że stojący przede mną matoł nie palił się do współpracy. I to nazywają pomocą obywatelom?
- ...Naprawdę nie mogę pomóc. Proszę napisać pismo o audiencję - odparł urzędas niezrażony moją reakcją, wciąż spokojny i profesjonalny. Jak jakiś nudziarz pierdzielony.
Zapowietrzyłam się. Tego było już za wiele!
- Będzie tego! - Bum! Walnęłam otwartą dłonią w blat, aż zatrząsł się w posadach, włącznie ze stojącymi na nim przedmiotami. Zadudniło, coś nawet zadzwoniło, ale mniejsza z tak mało znaczącymi szczegółami. Na obecną chwilę interesowało mnie tylko jedno. I nie zamierzałam wahać się przed osiągnięciem swojego celu. - Powyżej uszu mam twojej restrykcyjności, knypku! - Cóż, pociągała mnie ona tylko u jednego osobnika. - Stawiam sprawę jasno. - oznajmiłam, pochylając się do przodu do tego stopnia, że widziałam naczynka w tych szeroko rozwartych gałach. - Nie każ mi się powtarzać, ciemna maso. Chcę. Natychmiast. Widzieć. Się. Z. Munakatą. Reishim. - Każde słowo cedziłam w taki sposób, coby biedak nadążył. - DOTARŁO~?
- P-proszę pani, to niemożliwe. Nie mogę wpuścić postronnego… - urwał.
Postronnego kogo? Eh?
Ja? Kimś postronnym? Aż mi się śmiać zachciało z jego głupoty.
- Uważasz mnie za alochtonicznego osobnika? - parsknęłam - Mnie?! Czy ty w ogóle wiesz, z kim rozmawiasz...?!
- Nie wiem, nie miałem przyjemności…
No to i nie będziesz miał, bo zaraz umrzesz. Zabiję za tę ignorancję.
Ale nagle coś w jego twarzy się zmieniło. Pojawiło się na niej już nie przerażenie moją furią, ale istna groza. Wzrok wlepił w punkt za moimi plecami, zaczął się dosłownie trząść! Co niby wystraszyło go bardziej ode mnie?
- K-K-Kapitanie.
Eh?
W sumie mogłam się tego spodziewać po reakcji godnej jedynie najgorszego strachajły. Bo kiedy się odwróciłam, ujrzałam w progu właśnie jego.
- Rei-chan~! - z miejsca zapomniałam o tamtej niemocie, choć w pamięci zanotowałam sobie, aby potem się z nim rozprawić. Jednak gdy znalazłam się przy swym lubym, wszystko straciło na znaczeniu. - Rei-chan, kochanie! - wtuliłam się w jego tors. W nozdrza dotarł zapach bezczelnej męskości. Czy nagi czy w mundurze, woń pozostawała tak samo zabójcza. Choć oczywiście wolałam ją w wiadomej wersji.
- _____, tyle razy ci powtarzałem, żebyś nie przechodziła do mnie do pracy. To mało przyjazne miejsce. - gdzieś nad moją głową odezwał się ten głęboki, cudowny głos, zdolny poruszyć najbardziej wewnętrzne zakątki ciała i duszy.
No ale jak to... Co to za paskudna instytucja. Nawet się przytulić nie można?
- Kapitanie, mamy… GUH?! - wtem z tyłu niemal wpakował się na nas jakiś okularnik, tylko że jego bryle był koszmarnie niemodne i żałosne. A na nasz widok strzelił tak głupią minę, że klękajcie narody. - P-pani porucznik... - zawołał do kobiety za nim, a ona tylko zrobiła wielkie oczy i zamarła w bezruchu. Zresztą... zrobił się tu niezły tłumek zaskoczonych osób.
Reishi westchnął, a mnie znów owionął jego zapach, aaach. Ale raj nie trwał długo, ponieważ odsunął mnie T.T
- Co tu się stało? - zapytał tego idiotę od biurokracji, a on prawie schował się pod stół.
- Ta p-pani... chciała wejść do pana K-Kapitana, a-a-ale... n-nie miałem pojęcia...
- To oczywiste. _____, nie możesz robić awantury o to, że moi ludzie przestrzegają przepisów - skarcił mnie surowym tonem, ale widziałam, że się nie złości~ Bo Rei-chan tak po prostu miał.
- Terefere. - wydęłam buńczucznie wargę, ale skwapliwie przyjęłam werbalne manto. - Nie moja wina, że się stęskniłam. - przykleiłam się do niego znowu - Chciałam cię zobaczyć.
- Kapitanie... - odezwała się "porucznik", z miną tak samo pełną trwogi, jak reszta tego zbiorowiska. Okularnik to aż okulary przetarł.
- Mogłaś to zrobić w bardziej dyskretny sposób. - chwilowo mnie zignorował, co za dziad! Ale cóż, to część jego uroku. - Co chciałeś mi przekazać, Fushimi-kun? - zwrócił sie do okularnika.
- T-to nic ważnego... P-proszę się nie przejmować.... - i już go nie było. Spierdolił z porucznikową.
- Rei-chan... - westchnęłam zachwycona - Ten twój respect... Kocham, no~
- Czy coś jeszcze się stało? - tym razem przywdział swój wystudiowany uśmiech, zwracając się do reszty ludzi. Po sekundzie nie było po nich śladu. Westchnął i spojrzał na mnie po raz pierwszy inaczej niż z tą królewską wyższością. - Wybacz, ale po twoim wejściu chyba niewiele zostało z tego respektu,
- Zarzucasz mi coś takiego? - skrzywiłam się - Czyżbym okryła cię hańbą? - dopytywałam. Założyłam ręce na piersi, odwracając się na pięcie. - To absolutnie niemożliwe, zważywszy na fakt, iż jestem TWOJĄ kobietą.
- Ależ, nie to miałem na myśli. Może wstąpisz na herbatę? Podejrzewam, że przez jakiś czas nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Czyż można się oprzeć jego higashi z herbatką?
Tak to się dzisiaj nazywa...
- Z rozkoszą~♥
~***~
- Nie spodziewałem się twojej wizyty, więc wybacz ten nieporządek. – miał na myśli iluśdziesiąciotysięczne puzzle porozwalane po całym biurze.
- Niepotrzebnie przepraszasz. - przykucnęłam przy jednej z kupek, zaintrygowana, czemuż to mój przewspaniały mężczyzna oddaje się swemu hobby od strony zachrysti. Jakież było moje zdumienie, gdy po bliższych oględzinach fragment układanki nie okazał się być odwrócony tyłem. Po prostu całość stanowiła nic innego jak jednolity obraz najczystszej z bieli. – Sasuga Rei-chan... - za każdym razem posuwał się coraz dalej, przez co ciągle czekała na mnie jakaś niespodzianka. To także w nim uwielbiałam. Ciągle coś nowego do poznania.
- Wreszcie zamówiłem te mleczne puzzle z dwudziesty tysięcy elementów. - pochwalił się, poprawiając szkiełka. - Ale chyba nie będziemy ich układać, skoro już mamy chwilę spokoju - na jego ustach zagrał uśmieszek. Nie oficjalna mina, ale psotny uśmieszek. Czyli dla mnie nie ma już ratunku.
Nie żebym go pragnęła. Oboje z Reishim doskonale wiedzieliśmy, czego od siebie oczekiwać. Uniosłam się więc z gracją, nie zrywając ani na chwilę kontaktu wzrokowego. Ciemne oczy uważnie śledziły każdy mój krok, kiedy pokonywałam dzielący nas dystans.
- Gdzie moja herbata~? - zapytałam impertynencko, nawet nie spróbowawszy pozorować onieśmielenia. Równolegle do tego poczęłam bawić się od niechcenia żabotem wystającym spod niebieskiego uniformu.
- Mogę zaproponować coś lepszego, jeśli jesteś zainteresowana. - zmrużył oczy i wciąż przytłaczał tą swoją aurą królewskości. I jak na króla przystało, nie brał pod uwagę innej opinii, jak tylko swoją. Połączył nasze usta na jakieś dwie sekundy, po czym uciekł, uśmiechając się przebiegle. - Na więcej nie licz, gdy jesteś u mnie w pracy w godzinach roboczych - oznajmił bardzo z siebie zadowolony.
Miałam ochotę kogoś rąbnąć i to porządnie. A ten ktoś doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Myślałby kto. Pierwszy konwers się znalazł. - chyba w logice. Prychnęłam zirytowana tym, jak zgrabnie owinął mnie sobie wokół palca. No ale cóż... Sasuga Rei-chan. - Jeśli myślisz, że zadowolę się tym jednym nędznym ślimaczkiem - zmierzyłam go wzrokiem narkomana na głodzie - to grubo, oj, grubo się mylisz.
- Och? Przykro mi, że nie mogę dać ci nic więcej. - drażnił się specjalnie, pławił w tym po prostu. Jak przystało na największego drania na mieście. - Widzisz, kończę dopiero za dwie godziny.
Masaka! Ruszyłam ku niemu z nietęgą miną.
- Chyba nie każesz mi tyle czekać, co? - szarpnęłam go za fraki, przyciągając ku sobie. Przemilczmy fakt, iż wychodziłam na totalną desperatkę. Przemilczmy, no...
- A co ja mogę poradzić? Awashima-kun nie puści mnie wcześniej, mam trochę do zrobienia, nie da rady. - bo wcale nie jesteś królem , którego wszyscy słuchają i który tu RZĄDZI. WCALE. Woda na herbatę syczała, ale kogo to obchodzi!
Nazwisko tamtego babsztyla w ustach Reishiego przesądziło o wszystkim. Nie ze mną te numery, koleżko. Z każdym moim krokiem w przód on wykonywał krok w tył, nie przestając się uśmiechać ani na moment. W końcu dotarliśmy za biurko. Tam poniósł ostateczną porażkę, kiedy to położywszy mu dłoń na piersi, pchnęłam go do tyłu. Fotel skrzypnął, uginając się pod ciężarem mraśnego tyłka, który tak wielbiłam. Sekundę później sama usadowiłam się u niego na kolanach, uśmiechając się niewinnie.
- A czy kazałam komukolwiek cię stąd wypuszczać...? - Nie pozwoliłam mu odpowiedzieć, przynajmniej na razie. Zamknęłam mu usta pocałunkiem o wiele intensywniejszym, niż poprzedni.
- Więc wygląda na to, że chwilowo ten gabinet będzie wyłączony z użytku - oblizał wargi.
- Nie gadaj. Mamy tylko dwie godziny. - rzuciłam wprost w jego usta, drżąc w podnieceniu i zniecierpliwieniu. Myśl, że już za chwilę będziemy się kochać właśnie tutaj, w samym centrum królestwa Munakaty Reishiego tylko podsycała narastające we mnie pożądanie.
Nie musiałam mu dwa razy powtarzać. Nim zdążyłam wyjść mu na spotkanie, on już złączył nasze usta na powrót. Nie przerywając tych manewrów, chwycił mnie oburącz w talii i z dziecinną łatwością wstał. Odruchowo oplotłam go nogami, on objął dłońmi moje pośladki. Z żalem przyjęłam zamienienie tych boskich rąk na blat biurka, na którym zostałam posadzona.
- W takim razie trzeba się spieszyć.
- No to chodź tu, co tak stoisz. - chciałam znów wyjść mu naprzeciw, ale nie pozwolił mi na ten luksus. Musiałam obejść się smakiem, jednak w zamian dostałam coś o wiele lepszego.
~***~
Jakoś zdążyliśmy przed upływem dwóch godzin, jakim cudem Rei-chan tak szybko założył ten półtonowy mundur?
Ogar, _____, ogaaar! Biurko czeka!
Nie, nie na powtórkę, rzecz jasna, a szkoda, byłoby miło~ Nie ma jednak tak dobrze, musiałam posprzątać ten bajzel. Chciało mi się śmiać, albowiem porządek na biurku ucierpiał bardziej, niż my sami. Serio, nie przypuszczałam, że ta wizyta tak się zakończy. Owszem, żywiłam nadzieję na trochę czułości, ale Rei-chan przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Jak to on.
Sasuga Rei-chan.
Zerknęłam nań kątem oka, nie mogąc się powstrzymać. Właśnie poprawiał imponujący kołnierz.
Wiedziałam, że się ślinię. Nie było innej opcji.
- Mówiłam ci już, jak bardzo kocham twój mundurek?
- Ranisz mnie, myślałem, że wolisz to, co pod spodem - uśmiechnął się pod nosem i poprawił okulary.
- Tamto też. - dodałam nonszalancko - Nie bądź taki... drobiazgowy~
- Ależ skąd. Gdybym był drobiazgowy, nie mógłbym... haha.
- No tak. Gdzieżbyś śmiał. - także się roześmiałam. Podeszłam do niego i skradłam szybciutkiego całusa. Niestety refleks kapitana nie pozwolił mi zrobić tego z ust, skończyło się na policzku. Skoro tak, pozwoliłam sobie na przytulasa. - Mówiłeś, że to niezbyt przyjazne miejsce. Kłamałeś~
- Istotnie...Chyba zrewiduję swą opinię.
Nie pozostawało mi nic innego, jak przyznać mu rację.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
MY zachęcają do komentowania. Każde słowo jest dla nas na wagę złota! ♥