my:snippets ~Munakata Reishi~ Bezkrólewie



MySnow-chan mnie opuściła... ;_; ZNOWU!!!!!!! *wyje*
.
.
.
Dobra, ogar.
Po tym jakże przejmującym wstępie zapraszam na małe kontinuum perypetii Ciebie, kimkolwiek jesteś, oraz Munakaty Reishiego. Ach, ten Rei-chan... Nie zliczę, ile razy już przeczytałam poprzednie jak i to opo. Nieobecność Yukiś nie ma tu akurat nic do rzeczy, po prostu Muniek skoczył mi w rankingu~ .3.

Aktualnie pracuję nad trzema samodzielnymi opkami. Żeby nie zapeszać NIE WIEM, kiedy je wstawię, ja i samodzielna praca równają się jednej wielkiej niewiadomej. Ale MAM JE ZACZĘTE, NO~! Hói, że żadnej nie chce mi się kończyć x"D 
W każdym bądź razie wiedzcie, że się nie opierdzielam, a chociaż idzie jak po grudzie, to jednak jakoś idzie~ ^*^ 

Nie powiem, biedni ci panowie. Żeby robić im tak chamsko przerwy, jak akcja nareszcie zaczyna się rozkręcać~ x"D Taaaak, będą seksy, i z Haizakim i z Nijimurą ;3 Z Kirishimą coś delikatniejszego (?) z racji na wiek~ 

Tej, dziewczęta, miłego czytanka~! ♥








my:snippets ~Munakata Reishi~
Bezkrólewie








Wreszcie znalazł dla mnie trochę czasu. Nie byłam u niego już długo. Kiedy więc usłyszałam, że mam przyjść, zaczęłam skakać z radości do góry.
No może nie dosłownie. Ale wiadomo jak to już jest z miłością, hehe. Człowiek zamienia się w bezmózgą gąbkę niezdolną do samodzielnego funkcjonowania na tym świecie, więc zostaje wysłany w inny wymiar, gdzie egzystencja przychodzi mu już z łatwością. Za każdym razem Rei-chan wysyłał mnie w "inne miejsce", wystarczyło tylko znaleźć się obok i bam, już było po mnie.
W takim razie on musi być nadczłowiekiem. Wiadomo, że nawet miłość bez miary (jak moja chociażby) nie mogła zmusić Reishiego do podzielenia moich uczuciowych zaburzeń. Żadnej reakcji, jaką można by skojarzyć z ograniczeniem powszednich funkcji życiowych.
- Rei-chan, żyjesz? - zapytałam nieco znudzonym tonem, przyglądając się smukłym palcom chwytającym nie-wiem-już-który-z-kolei puzzel. Nie wiedziałam także, ile już minęło czasu, w każdym bądź razie wystarczająco, żebym teraz siedziała i siedziała i siedziała... Walcząc z ogarniającym mnie znużeniem. O tej porze zwykle leżałam już pod kołderką i smacznie spałam (chyba, że robiliśmy coś znacznie przyjemniejszego~).
- A ty? Bo nie wyglądasz. - odparł bez wahania, w zamyśleniu kładąc kolejny element na środku niczego. Brawo, brawo, chyba jako jedyny na świecie tak je układa.
- Przepraszam. - wymamrotałam niemrawo. Musicie wiedzieć, że kiedy ogarniała mnie senność, traciłam nieco z mojego temperamentu. - Muszę przypominać truposza... - zwykle tego typu komunikat postawiłby mnie na nogi w trybie natychmiastowym, jako że Rei-chan raczej nie wykazywał skłonności nekrofila.
- Nie, nie. Miałem na myśli, że nie wyglądasz na tak energiczną, jak zwykle. - z troską zerknął na mnie zza szkieł, które błysnęły w świetle lamp. - Dobrze się czujesz?
- Yhm. - skinęłam głową, przy okazji obrywając w brodę od oparcia krzesła. Uch, całkiem zapomniałam o tym, w jaki sposób się na nim usadowiłam. To znaczy od strony zakrystii, wiecie, tyłem na przód, przodem do tyłu, jakoś tak... Nieznaczny ból pozwolił mi odzyskać nieco przytomności umysłu.
- Chyba jednak nie - stwierdził, wstał i poszedł do kuchni, po czym wrócił z jakimś dziwadłem na talerzyku. - Zjedz to.
- Emm... Ok. - sił do sprzeciwu jednak nie posiadałam. Wyprostowałam się (jako tako) i starając uśmiechnąć się z wdzięcznością, przyjęłam odeń naczynie.
Nieudolnie naśladując wystudiowane ruchy Reishiego, chwyciłam dziwadło, czymkolwiek było, między dwa palce. Sekundę później zniknęło w moich ustach.
- Borze, Rei-chan! - oczy miałam pewnikiem okrągłe jak monety. - To jest boskie! - glamałam i glamałam, a nieznany mi przysmak okazał się totalną wariacją smakową. - Skąd to wytrzasnąłeś?!
- Zrobiłem. Zawsze chciałem spróbować swoich sił w robieniu wagashi. Dobre? - uśmiechnął się. - Może sceneria nie jest odpowiednia, ale trudno.
Skinęłam głową, tym razem z o wiele większą werwą. - P-powiedz, że masz jeszcze... - Nie dość, że robiłam za Wyłupka z "Opowieści na dobranoc", to jeszcze narkomana na głodzie (znowu!), ale co z tego, skoro Rei-chan i tak mnie kocha~!
Zaśmiał się tak uroczo. - Mam, mam. Ale to zaraz. Czy panienka już wstała na nogi?
- A nie widać~? - zachichotałam wesolutko - Sasuga Rei-chan, ty to umiesz wszy... Nie, poprawka. - urwałam, poważniejąc, choć na mojej twarzy wciąż gościł uśmiech - Jest coś, czego nie potrafisz?
- O czym ty mówisz, oczywiście, że tak. Jestem człowiekiem tak jak ty, prawda? - ale przy okazji potężnym królem...
- Nie wydaje mi się. - momentalnie spochmurniałam. No sami powiedzcie, kto by nie miał kompleksów przy kimś tak niesamowitym. Może i uchodziłam za pewną swego zawsze i wszędzie, jednak tylko powierzchownie. Ponieważ, jak ujął to Rei-chan, byłam, jestem i pozostanę jedynie zwyczajnym szarym człowiekiem. Miałam więc pełne prawo do chwil słabości takich jak ta. - Jak dla mnie jesteś jakimś nadczłowiekiem. - mruknęłam. To i tak za mało na określenie twojej zajebistości.
Znowu się zaśmiał. Ten śmiech brzmiał jak niebiański dzwon czy coś... Pff.
- Cóż za niedorzeczność. Obawiam się, że nadludzie, jeśli tacy istnieją, nie są zdolni do uczuć. A te posiadam niezaprzeczalnie, prawda?
- W takim razie jesteś bogiem. - zripostowałam, lecz przez jego słowa aż mnie ścisnęło w dołku. I zrobiło się ciepło na sercu. - Nie wiem, co takiego we mnie widzisz.
- Hm. - zamyślił się z tym swoim uśmieszkiem, a potem ujął moją dłoń i uniósł sobie do ust. Aż mnie ciary przeszły, gdy złożył na niej pocałunek delikatniejszy od muśnięcia skrzydeł motyla. - W takim razie ty jesteś moją boginią.
Wydałam z siebie nieartykułowany dźwięk. Wiem jedno, nie należał on do najpiękniejszych, przypominał krzyżówkę ochrypłego jęku i zduszonego parsknięcia. Zarumieniłam się, uciekając przed przewiercającymi mnie na wskroś ciemnymi oczyma. - Skoro tak mówisz...
- Tak. - ku memu rozczarowaniu puścił moją dłoń. - Zatem co powiesz na kolejne wagashi? Tym razem w pawilonie z herbatą.
- Mhm...
- W takim razie zapraszam... Musisz się przebrać w yukatę.- uśmiechnął się niewinnie, zwłaszcza że sam już był w odpowiednim stroju.
- Haa... - nie widziałam sensu w opieraniu się, skoro i tak decyzja została powzięta. Nie pytałam też o fakt odbywania takich ceremoniałów, podczas gdy zza okna zaglądała do nas ciemność nocy. - No dobrze.
Kolejny absurd stanowił dla mnie ten cały teatrzyk z parawanem. Jakbym nie mogła po prostu przebrać się na widoku. I tak znaliśmy swoje ciała na pamięć, ale skoro nalegał - nie mogłam się nie zgodzić. W taki oto sposób skończyłam w tym samym stroju co Rei-chan. Oczywiście wersja kobieca wymagała obecności wielu misternie tkanych zdobień.
Potem wprowadził mnie do swojego domowego "pawilonu", czyli po prostu pokoju z tatami i całą tą pierdologią. Ale kiedy Rei-chan się już przyłoży... mrrr.
No a potem zaczęła się "uczta" z wagashi i herbatką w tle. Ale oczywiście MUSIELIŚMY robić to na sztywno, wedle tradycyjnie narzuconych standardów. Ani trochę mi się to nie podobało, zwłaszcza dzielący mnie z Reishim dystans. Pomimo tej niedogodności, trzymałam się dzielnie, niestety w środku dosłownie wyłaziłam ze skóry, żeby nie rzucić się naprzód, prosto w jego ramiona.
Ale trzeba przyznać, że wyglądał seksownie w tej yukacie. Choć bez niej byłoby jeszcze lepiej...
- Rei-chan, musisz mi wybaczyć. - to powiedziawszy, przemieściłam się ku niemu na czworakach i przyklękłam obok - Byłeś za daleko.
- Heh, o tym samym myślałem. - uśmiechnął się znad herbaty. - Może czas zmniejszyć dystans.
- Może. - oparłam się delikatnie głową o ramię ukochanego, uważając, aby nic nie zostało przezeń wylane. - Czas najwyższy.
- Czy dobrze się bawisz? - zapytał grzecznie Reishi. - Może to nie jest najlepsza rozrywka, jaką możesz sobie wyobrazić, ale mam taką nadzieję. Raz na jakiś czas lubię napić się z tobą herbaty.
No, co za sentymentalista. A w łóżku gada co innego. Ale któż zrozumie facetów.
- Hm? - mruknęłam, unosząc powieki. W sumie nawet nie wiem, kiedy opadły. - Ach, to nie tak, że nie lubię twoich sposobów na rozrywkę. Po prostu tracą na znaczeniu, kiedy tutaj jesteś. - przywarłam jeszcze bliżej niego.
- Heh. To chyba mi się podoba. - stwierdził, odstawiając pustą czarkę z herbatą. - Następnym razem zatem ty wybierzesz.
- Dobrze. - wymamrotałam w materiał jego yukaty - Jesteś taki ciepły...
- Naprawdę? To niespodziewane - zaśmiał się, ale ja wiedziałam, że tylko się zgrywał.
- Rei-chan... kochfuaaa...! - nie wiem jakim cudem, ale głowa uciekła z dotychczasowo zajmowanej pozycji, za cel obrawszy sobie...
Nie no, oczywiście znowu to JA musiałam zepsuć cały nastrój. ;-; Lądując ryjkiem TAM. MĘSKIE TAM. Spiekłam raka, a szybko krążąca krew znów przepędziła senność.
Ale on tylko zachichotał i pogłaskał mnie po głowie. Super.
- Ojej. Nie spodziewałem się tego, ale to całkiem miłe zaskoczenie. Nie krępuj się. - powiedział zachęcająco, tylko... DO CZEGO?
- Chciałam tylko powiedzieć, że cię kocham. - bąknęłam, nadal tkwiąc sztywno w tym samym miejscu. Jakby spętano mnie niewidzialnymi więzami i to ponadprogramowych ilościach.
Nic nie odpowiedział. Pewnie tylko się uśmiechał.
Straciłam ochotę na mówienie czegokolwiek, nie potrafiłam jednak znieść panującej między nami ciszy. Nie, kiedy go nie widziałam. Poderwawszy się, skoczyłam na niego niczym diabeł z pudełka. W taki oto sposób wylądował plecami na tatami, a ja na nim oczywiście.
- P-powiedz coś, a nie, śmiejesz się tylko.
Hahaha. Znowu ten śmieszek. Uwielbiałam go, ale czasami nie wiedziałam, czy smieje się do mnie, czy ze mnie.
- Jesteś urocza, wiesz o tym?
- Wiem. - palnęłam bez zastanowienia, studiując uważnie widok przed sobą. Oblicze Reishiego oczywiście. W poszukiwaniu jakiejkolwiek, najmniejszej nawet zmiany.
- Nie patrz na mnie takim wzrokiem, bo się nie powstrzymam. I ten piękny pokój poniesie szkodę. - zrobił nieco rozżaloną minę.
- No tak. Szkoda by było twoich starań. - odparowałam, zmniejszając nieznacznie dystans pomiędzy nami.
- Jak chcesz, możemy wyjść. - zaproponował z nutą rozczarowania.
- Nie trzeba. - słodkie usta przyjęły mój szept. Czułam jego oddech na swojej skórze. Tak bardzo kochaną przeze mnie woń Reishiego, przy jakim nie umiałam się skupić i jasno myśleć, chyba że tylko o tym, aby jak najszybciej pokonać dzielące nas niepotrzebnie centymetry. Zdaje się, że on także rozważał tę kwestię. Matko, kobieto, nad czym ty się jeszcze zastanawiasz, upomniałam się. Ale jego wargi w tamtym momencie znalazły się na moich.
Przepadłam z kretesem.
- Na pewno? - zapytał z tym swoim uśmiechem jak kot z Cheshire. Jak widać jemu też nie chciało się wychodzić.
- Chyba że chcesz. - nie omieszkałam się jeszcze trochę go poskubać. Po chwili dałam za wygraną i opadłam z głową na jego tors. - Nie wiem, jak wytrzymam bez ciebie kolejne "bezkrólewie". - miałam na myśli czas z dala od niego.
- Nie będzie żadnego bezkrólewia. To znaczy, oczywiście zachowujemy się jak dorośli ludzie, którymi jesteśmy, i nie jesteśmy związani, ani nic podobnego. - zaraz ostudził mój zapał tą roztropną gadką, ale nie mogłam nie zachwycić się, jaki był dojrzały i mądry. Mój Rei-chan. - Ale bezkrólewia jako takiego, nie będzie, bo jesteś moją królową. Tak? - uśmiechnął się.
Potaknęłam skinieniem głowy. Hę? Nawet nie zauważyłam, kiedy znów zrobiła się ciężka niczym ul pełen miodu. Próbowałam stłumić ziewnięcie, ale nadaremno.
- Możesz zasnąć. Nigdzie się nie wybieram. - opiekuńczo pogłaskał mnie po głowie, przez co zrobiło się tak ciepło w brzuchu.
Nie tego chciałam. Wolałabym cieszyć się jego obecnością, choćbym miała nie przespać już żadnej nocy (dnia też). Niestety potrzeby organizmu zadecydowały inaczej i już po chwili zasnęłam.
Ale tam też byłam razem z nim.

2 komentarze :

  1. Mam bardzo duży sentyment do blogów z opowiadaniami, bo sama kiedyś takie pisałam (Naruto). Dlatego fajnie, że tu trafiłam i mam co poczytać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nam fajnie, że jesteś z nami~ ^^
      No i fajnie, że jest co poczytać. Oby dobra passa trwała~

      Usuń

MY zachęcają do komentowania. Każde słowo jest dla nas na wagę złota! ♥

mypersonal © 2017. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka