Co tu dużo mówić, Renji to Renji. ♥
my:snippets ~Abarai Renji~
Kiedy Renji zaprosił _____ na obiad, była zaskoczona, ale szybko okazało się, że jej obawy nie miały racji bytu.
- I wtedy kapitan powiedział "CHYBA NIE". Hahahahaha! - wybuchnął śmiechem między jednym kęsem a drugim.
Z kamienną miną w porę odsunęła się na bok, dzięki czemu nie została opluta ziarnkami ryżu. Zamrugała, mierząc Abaraia nieodgadnionym spojrzeniem.
- I co w związku z tym?
- No weź, trochę poczucia humoru, kobieto. - mruknął, sięgając po mięso. - Złość piękności szkodzi.
- Nie jestem zła - odparła zwyczajowym tonem, rzeczowym i spokojnym. - Muszę się szczerzyć jak wioskowy kretyn, żeby być rozbawioną?
- No raczej! Nie jestem cholernym jasnowidzem.- prychnął, znów plując ryżem.
- Myślałam, że zdążyłeś się już przyzwyczaić do mojej aparycji. - Bądź co bądź, trochę już się znali. Przez te wszystkie lata jej wyraz twarzy nigdy nie ulegał zbytnim zmianom, przez co biedakowi ciężko było się połapać.
_____ poczuła się zawiedziona i nieco urażona tym, że każą jej uśmiechać się na siłę. Gdyby to było takie proste, nie ćwiczyłaby przed lustrem. Nie jej wina, że nawet wtedy, kiedy wydaje jej się, że się uśmiecha, wcale tak nie jest.
- No ale nadal nie wiem, co mam myśleć - burknął, po czym opróżnił pół kubka z jakimś podejrzanym trunkiem. - Ah, walić to.
- Nie wiedziałam, że myślisz o czymkolwiek - ogryzła się. Ajć, to był jeden z nielicznych momentów, kiedy Renji mógł poznać, co siedzi w serduszku _____. Nie było to jednakże nic, z czego należało się cieszyć, wręcz przeciwnie.
- Kobieto... - westchnął tylko i zabrał się za czyszczenie talerza. Co za baba. Już nie miał do niej siły.
Ona natomiast skubała dalej w swoim, zastanawiając się nad czymś intensywnie. W końcu popatrzyła na niego ze śmiertelną powagą, aż się chłopina przestraszył.
- Co w takim razie mogę zrobić? Starałam się z całych sił pokazać, co czuję.
- Uhhh dobra, ja się na tym nie znam. Ale... doceniam. - mruknął cicho, odstawiając talerze, - Ja też się postaram.
- Ty nie musisz - no to go podsumowała. - I bez tego widzę wszystko jak na dłoni. - Przez te jej przenikliwe oczy czuł się tak, jakby przed chwilą zatańczył nago przed Centralą 46. Albo i przed całym Seireitei, jeśli nie Soul Society. Ugh. Musiała tak patrzeć?
- Weź wyluzuj... I lepiej się staraj, bo nie wyrobię - miał tego dość, ale co miał poradzić? Eh...
- Na przykład tak? - całe szczęście, że przez twarz nie potrafiła przekazać wystarczającej ilości uczuć. Gdyby nie daj borze tak było, prawdopodobnie wyglądałaby jak kapitan Zaraki podczas walki - tak waliło jej serce, kiedy przytuliła się do Renjiego. Ten zastygł w bezruchu, wyraźnie się spinając. Nie podobało mu się?
- No... może być. - prychnął, przyciągając ją do siebie, - Czasem mam wrażenie, że robisz to specjalnie...
- To teraz? Masz rację, zrobiłam to specjalnie. Dla ciebie. - Przesłyszała się, czy rzeczywiście głos jej zadrżał. Odpędziła od siebie tę myśl. Tak tracić nad sobą kontrolę...
- To może zrobisz coś jeszcze i stracisz kontrolę? - nagle w jego oczach pojawił się dziwny błysk.
- Nawet tak nie żartuj - spróbowała mu się wymknąć, ale nadaremnie. Tym bardziej było jej wstyd. Oboje doskonale wiedzieli, że jako ta starsza (o dobrą setkę) posiadała większe doświadczenie. Potrafiłaby rozpłynąć się przed jego oczami nawet bez użycia shunpo. Szkopuł w tym, że nie chciała znikać. Dlatego kiedy zacisnął ramiona wokół jej ciała jeszcze mocniej, modliła się o to, aby nie puszczał. - Nie żartuję! - zmarszczył przerażające brwi. - Komu to szkodzi? - przyszpilił ja do ściany. - Nikomu. - Chciała tego. Matko, tak bardzo go pragnęła. W czym więc tkwił problem. Skąd te opory? Wstydziła się...? Możliwe. Trochę prawdy w tym by się znalazło. Bądź co bądź, to byłby ich pierwszy wspólny raz. - Chociaż jakby się nad tym zastanowić... Jeżeli nie będę z ciebie zadowolona, ktoś tu na pewno poniesie znaczące straty. - Spojrzała sugestywnie w stronę jego krocza. Nie żartowała.
- Na pewno będziesz.
~***~
Po wszystkim udzieliła im się leniwa atmosfera ulotnej chwili. Leżeli sobie na podłodze, okryci wzajemnie swoimi shihakushou. Trochę nędznie, ale zawsze coś. Jej nie chciało się ruszyć, a jemu opuszczać boku _____.
- Nie było tak źle - zażartowała. Inna sprawa, że nie zabrzmiało jak żart.
- Zaraz ci poprawię... - ale najpierw dał jej prztyczka w nos.
- Nie bądź taki hej do przodu, poruczniku Abarai. Trochę minie, zanim dopuszczę cię do siebie raz jeszcze. - Podwładna kapitan Unohany nie rzucała słów na wiatr. Ale wicekapitan szóstego oddziału także nie zamierzał ustępować.
Dlatego walka miała dopiero się rozpocząć.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
MY zachęcają do komentowania. Każde słowo jest dla nas na wagę złota! ♥