To jest ta niespodzianka, o której mówiłam.
Obejrzałam dokładnie dwa odcinki South Park, nawet nie początkowe, ale nie dlatego kocham Neda. Wszystko z winy pewnej mangi, o przetłumaczenie której mnie poproszono i w której zakochałam się bez pamięci.
To opowiadanie jest nietypowe. Relacja Neda i readerki jest czysto platoniczna, bo Ned jest jej wujkiem, a ona jego siostrzenicą, która ponadto cierpi na depresję. Przysięgam, jeśli ktoś wzorem senpai doszuka się tu podtekstów, wyjdę z siebie.
Miłej lektury.
my:personal ~Ned Gerblansky~
Wizyty
u wujka były jedyną rzeczą, na jaką zawsze czekała z utęsknieniem.
Były
jej jedynym promykiem nadziei w bezcelowym, nieudanym życiu, jakie wiodła.
Czasem myślała nawet, że gdyby nie wujek, nie zdołałaby przetrwać niektórych
kryzysów i w końcu coś by sobie zrobiła. Kryzysy dzieliły się na mniejsze i
większe; mniejsze zazwyczaj objawiały się przejściowym przygnębieniem i na
dłuższą metę były niegroźne, większe natomiast równały się ogromnej fali
czarnej, nieprzepartej rozpaczy. Zarówno z nagromadzeniem tych pierwszych, jak
i pojedynczymi wystąpieniami tych drugich nie umiała poradzić sobie sama.
Skutecznie rozprawiał się z nimi tylko wujek.
Wujek
Ned.
_____
wiecznie odczuwała zżerające ją poczucie winy z powodu nieustannego zwalania mu
się na głowę i obarczania swoimi problemami, podczas gdy sam miał tyle swoich.
Doskonale wiedziała, że obwinianie się to też jeden z objawów jej choroby, ale
nie umiała przestać, przynajmniej dopóki wujek sam jej tego nie przypomniał.
Robił to na tyle skutecznie, że w rezultacie mówiła mu o wszystkim, ale na tyle
subtelnie, że podczas rozmów z nim nie czuła się wariatką ani osobą
upośledzoną.
Wujek
nie namawiał jej na terapię ani na leki. Nie oceniał jej postępowania, nie
bagatelizował jej problemów. Nie udzielał rad, jeśli go o to nie poprosiła.
Po
prostu słuchał, rozumiał i wspierał, a dzięki temu to nieudane życie stawało
się odrobinę bardziej znośne.
***
Oto
nadszedł duży kryzys, pomyślała _____ z rezygnacją. Chyba tylko dzięki
dystansowi do siebie i choroby znajdowała w sobie dość odwagi, by skierować swe
kroki do domu wujków. W innym wypadku pewnie wybrałaby tchórzostwo i zabiła
się.
Pojawiwszy
się przed drzwiami, zaczęła modlić się, żeby ją wpuścili. I żeby Jimbo nie
zadawał pytań, jeśli to on otworzy.
–
_____? Nic ci nie jest?
Co
za ulga. Tego mechanicznego głosu nie sposób pomylić z żadnym innym. Żeby było
zabawniej, dosłyszała w nim troskę, co przyjęła z prawdziwą ulgą – bo trosce w
oczach wujka nie dało się zaprzeczyć.
–
H-hej, wujku – pociągnąwszy nosem, standardowo zaczęła od kajania się. –
Przepraszam, że przychodzę o tej porze―
–
Właź – Ned nawet nie kłopotał się słuchaniem tego steku bzdur i po prostu
wciągnął dziewczynę do środka. Typowy on.
Musiał
zauważyć jej podkrążone, wilgotne oczy, ale nie skomentował tego ani słowem.
Była mu za to wdzięczna.
–
Daj jej piwa! – gdy zdejmowała buty, z salonu dobiegł ich głos Jimbo.
Przyzwyczaił się już do częstych wizyt _____, nawet jeśli nie przychodziła
bezpośrednio do niego, i czasem udawało mu się wywołać choćby cień uśmiechu na
jej twarzy.
–
Cześć, wujku Jimbo.
–
Jest niepełnoletnia – odparł tylko Ned. – Ale herbaty się napijesz, co?
Skinęła
głową.
–
Chodź.
Poszli
do kuchni. Gdy po pięciu minutach stania i gapienia się w ziemię herbata była
gotowa, Ned zaprowadził _____ do ich „pokoju wyznań”. Kiedy tam wchodzili, wszyscy
inni w domu (głównie Jimbo) wiedzieli, że pod groźbą śmierci nie wolno im tam
wchodzić i przeszkadzać.
_____
przycupnęła na fotelu, wbijając wzrok we własne stopy. Kubek z herbatą parzył
ją w dłonie, ale ignorowała to. Ned tymczasem w milczeniu usiadł naprzeciw
niej. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili.
–
Co się stało?
Nie
owijał w bawełnę. Działało to niczym kubeł zimnej wody, zawsze skutecznie
wyrywało ją z letargu.
Ale…
–
Miałam cichą nadzieję, że może mi pomożesz napisać referat do szkoły – wskazała
wystający z jej torby zeszyt, zupełnie jakby to było głównym powodem jej wizyty.
Poniekąd było, ale nie przede wszystkim. – O wojnie w Wietnamie, uwierzysz?
Ned
ledwo dostrzegalnie zmrużył oczy. Jasne, że domyślił się wszystkiego, oboje o
tym wiedzieli. Jego niesamowitość polegała na tym, że mimo to nie zadawał
żadnych pytań.
–
Oczywiście, pomogę. Ale jesteś pewna, że nie wolałabyś poprosić o to Jimbo? –
zapytał łagodnie. – W przeciwieństwie do mnie potrafi snuć kwieciste historie,
no i…
Urwał
na moment i zerknął na swoją mechaniczną krtań. _____ aż podskoczyła, zdając
sobie sprawę z własnego nietaktu.
–
Rany, przepraszam! Nie powinnam była, wiem, że nie możesz dużo mówić…
–
Nie w tym rzecz – sprostował szybko Ned. – Mówić mogę, tylko czy chcesz słuchać
tego głosu, tym bardziej, że moja opowieść nie będzie zbyt poetycka?
Dziewczyna
zwiesiła głowę. Nie chciała sprawić wujkowi jeszcze więcej trudów i przykrości.
–
Jeśli byłbyś tak miły… nie mogłabym prosić o więcej.
Odważyła
się spojrzeć mu prosto w oczy. Na szczęście nie zobaczyła w nich wyrzutu, co
poprawiło jej humor.
–
Zresztą – dodała już weselszym tonem – wujek Jimbo jest stanowczo za głośny i
energiczny. Gdybym poprosiła jego, zamiast referatu wyszedłby mi cyrk.
–
Też prawda. To stary błazen – Ned wydał z siebie coś na kształt śmiechu. – To
co dokładnie masz pisać w tym referacie?
_____
poczuła zalewającą ją falę wdzięczności. Wujek był gotowy jej pomóc mimo swoich
trudności z mówieniem i wciąż nie zapytał o jej opuchnięte od płaczu oczy.
Wiedział, że sama mu o tym opowie w swoim czasie.
Tymczasem
chwyciła zeszyt i długopis.
–
Na pewno ogólny przebieg wojny, ale to mogę sobie znaleźć sama w Internecie.
Bardziej atrakcyjne są informacje z pierwszej ręki, słowem: opowiesz mi, jak to
wyglądało z twojej perspektywy?
Z
trudem zdusiła w sobie myśl, że te wspomnienia mogą być dla niego zbyt bolesne.
Cholerne poczucie winy.
–
Pewnie. Hmm, od czego by tu zacząć – Ned podrapał się po brodzie. – Kiedy
zaczęła się wojna, byłem niedawno po rozwodzie. Wojsko wydawało się całkiem
atrakcyjne po tej błazenadzie w sądach.
–
Domyślam się…
Nie
musiała się domyślać, w końcu jej rodzice też się rozwiedli, ale to obgadali z
wujkiem już dawno temu. Tylko dzięki niemu przetrwała te koszmarne czasy.
–
Stacjonowałem w Da Nang. Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy przybyliśmy do
bazy, oczy wszystkich żołnierzy wydawały mi się strasznie martwe i puste. Ale z
drugiej strony, to była wojna, zdziwiłbym się, gdyby ktoś miał oczy pełne
życia.
–
Wujku?
–
Hm? – spojrzał na nią wybity z rytmu.
–
Nigdy więcej nie mów, że nie umiesz poetycko opowiadać – posłała mu słaby
uśmiech.
Nieco
zdziwiony, odwzajemnił gest i wrócił do opowieści.
–
I cóż, był tam ktoś, kogo oczy wydawały się pełne życia. W pierwszej chwili
wziąłem go za dziwaka, bo nie chodził ponury jak reszta ludzi, ekscytował się byle
czym i, co dziwne, był dla mnie miły.
–
Wujek Jimbo, prawda?
–
Dokładnie – Ned skinął głową. – Nigdy nie byłem umięśniony czy szczególnie
wysportowany, co zresztą chyba łatwo sobie wyobrazić, dlatego inni żołnierze
patrzyli na mnie jak na jakąś babę. Zaskoczyło mnie, że Jimbo zachowywał się
dokładnie odwrotnie. Robił wszystko, żeby nawiązywać ze mną rozmowę. Nie
rozumiałem, czemu tego chce, w końcu co mogło być we mnie takiego ciekawego?
–
Ależ wujku – zaprotestowała _____. – Jesteś wspaniałą osobą i wujek Jimbo po
prostu to zauważył.
–
Wtedy coś takiego nawet nie przyszłoby mi do głowy. Całe życie byłem sam, bez
rodziny, a moje małżeństwo okazało się porażką. To zupełnie normalne, że
uważałem się za kogoś niegodnego przyjaciół, kogoś skazanego na samotność.
Dziewczyna
poczuła szybsze bicie serca. Nie mogła uwierzyć… Wujek Ned przechodził kiedyś
to samo, co ona teraz?
– Z tego powodu zbliżenie się do mnie zajęło Jimbo
sporo czasu. Podczas wojny pilotował helikoptery, samo to było odpowiedzialnym
zadaniem, a ten dureń jeszcze zajmował się mną. Komiczne – parsknął Ned. –
Punktem zwrotnym był chyba ten moment, kiedy podczas bitwy cholerny granat
urwał mi ramię. Jimbo musiał prawie mnie nieść, bo ledwo widziałem na oczy,
wszędzie było pełno krwi, ale i tak uparł się, że znajdziemy tego kikuta…
_____? – nagle Ned urwał i zaniepokojony nachylił się nad siostrzenicą. –
Przepraszam, mam przestać? Pozieleniałaś.
– Nie, nie – zapewniła szybko dziewczyna. – Nic mi nie
jest. To nie przez nadmierną drastyczność, bardziej przez szok.
– Jesteś pewna? Może trochę się zapędziłem.
– Nie, wszystko okej.
Uśmiech, jaki mu pokazała, nie wyglądał zbyt szczerze,
ale nie drążył dalej.
– W końcu jednak go nie znaleźliśmy. Wróciliśmy do bazy
i jakoś udało im się poskładać mnie do kupy, choć nie wyglądało to dobrze.
Jimbo siedział przy mnie cały ten czas. Kiedy się obudziłem, nie miałem ręki,
ale miałem przyjaciela, jakkolwiek naiwnie by to nie brzmiało.
– Wcale tak nie brzmi – _____ pisała w zeszycie jak
szalona. – I co było dalej?
– Cóż, niedługo potem wojna się skończyła, a my
osiedliliśmy się w South Park i to właściwie koniec całej opowieści. A, w
międzyczasie jeszcze straciłem głos – wskazał elektroniczną krtań – ale to już
naprawdę wszystko. Od tamtej pory minęło tyle czasu, przyzwyczaiłem się.
Jedyne, co wciąż czasem mnie zadziwia, to jak Jimbo wciąż ze mną wytrzymuje.
Wiesz, _____, tak naprawdę tej wojnie zawdzięczam najlepszego przyjaciela –
wujek zrobił zamyśloną minę.
– To niesamowite – szepnęła zdumiona dziewczyna.
– Może i niesamowite. Pytanie brzmi, czy tobie ta
opowieść przyniesie jakiś pożytek? – Ned powątpiewająco uniósł brew. – Mało w
tym historii.
– To nic. Mój referat będzie nosił tytuł „Przyjaźń w
czasach wojny”. Zrobię furorę, wujku, zobaczysz – na ustach _____ pojawił się nieśmiały uśmiech.
– No, mam nadzieję. Szóstka murowana.
Skończyła robić notatki i z dziwnym uczuciem w brzuchu
włożyła zeszyt z powrotem do torby.
Opowieść naprawdę ją zaskoczyła; w najśmielszych snach
nie spodziewała się, że wujek mógł kiedykolwiek odczuwać podobnie do niej. Wydawał
się zadowolony z życia, mimo że los go nie rozpieszczał. Ale może właśnie
dlatego tak dobrze ją rozumiał?
Echo
wcześniejszej kłótni z matką wciąż rozbrzmiewało jej w uszach.
To
był paskudny, naprawdę okropny dzień i po raz kolejny _____ pragnęła niczego
innego, jak śmierci, ale kiedy jeszcze raz przeanalizowała sytuację, coraz
mniej i mniej z tego rozumiała. Jej własna rozpacz była niczym w porównaniu z
życiem wujka, a jednak był on w stanie uśmiechać się, cieszyć i nawet jej
pomagać…
Ned
chyba zauważył dziwny wyraz jej twarzy, bo spojrzał na nią pytająco. Nie
pośpieszał jej jednak, czekał, aż sama podejmie wątek.
–
Właściwie… – dziewczyna poruszyła się niespokojnie. – Czy mogłabym jeszcze ci o
czymś powiedzieć?
Tak
zazwyczaj zaczynali sesję wyznań.
–
Mi możesz powiedzieć wszystko, _____. Myślałem, że wiesz to od dawna – odparł wujek
niemal z dezaprobatą. – Co takiego się dziś wydarzyło?
Czytał
jej w myślach. Albo po prostu tak dobrze ją znał.
–
Cóż. To nieco głupie – zaczęła, ale nie zareagował na to stwierdzenie. – Mama
zaprosiła na wieczór gości, którzy mają przyjść z córką. Ona chodzi do
podstawówki i żeby się nie nudziła, mama postanowiła wpakować ją mi do pokoju.
Powiedziałam, że nie mam na to najmniejszej ochoty, to logiczne, prawda?
Różnica kilku lat. Niby o czym miałybyśmy gadać? Nie umiałabym zapewnić jej
rozrywki, zwłaszcza że jestem… No wiesz.
Skinął
głową. Nie musiała wypowiadać tych słów – nienormalna, znerwicowana, w depresji
– by zrozumiał. Między innymi dlatego tak mu ufała. Nigdy nie nazwał jej
wariatką i nie wyśmiewał niczego, co mówiła, choćby dotyczyło to strachu przed
spędzeniem paru godzin z jakimś dzieciakiem.
–
Ale mama była innego zdania. Kazała mi z nią gadać albo obejrzeć jakiś film i
nie słuchała moich protestów. Zaczęłam panikować, a wtedy ona stwierdziła, że
jeśli nie będę umiała się odnaleźć w każdej sytuacji, nie poradzę sobie w życiu.
Powiedziała, że nie żyję dla siebie i jak tak dalej pójdzie, zostanę zupełnie
sama. I jeszcze kazała mi wreszcie zacząć brać leki, bo jestem nie do
wytrzymania.
_____
zacisnęła pięści, czując piekące łzy pod powiekami. Zdołała je powstrzymać
ostatkiem woli, choć głos nadal jej się łamał.
–
Miałam ochotę wykrzyczeć jej w twarz: „Więc po co żyję, skoro nie możesz ze mną
wytrzymać, jeśli nie biorę leków? Już jestem sama. Co ty o mnie wiesz? Nic o
mnie nie wiesz, nie masz pojęcia, co czuję, więc nie wypowiadaj się, jakbyś
mnie znała”. Ale oczywiście nie powiedziałam tego, tylko zmyłam się z domu,
żeby nie oglądać jej i tych jej cholernych gości, i tak… zwaliłam się wam na
głowę.
Nie
odważyła się podnieść wzroku, wiedząc, że Ned wpatruje się w nią uważnie. Miała
tylko nadzieję, że to było to samo ciepłe spojrzenie, jakim zawsze ją obdarzał.
A
jeśli przesadziła i ma już jej dość? Chyba by tego nie przeżyła.
–
Mówiłem ci – wyjaśnił cierpliwie Ned. – Nas się odwiedza, a nie zwala nam na
głowę.
Paraliżujący
strach przed odrzuceniem nieco zelżał. Odrobinę.
–
Przepraszam…
–
Nie przepraszaj za każdą rzecz.
Powtarzał
to zawsze, przy każdej rozmowie, i nigdy się nie niecierpliwił, nawet jeśli
często nie udawało jej się usłuchać tych rad. W jej oczach nadawał nowego
znaczenia stwierdzeniu „anielska cierpliwość”.
–
Dobrze – przełknęła kolejne przeprosiny, jakie stanęły jej w gardle.
–
Moja siostra ma gadane, wiemy o tym. Czasem powie coś ostrego, nawet nie zdając
sobie z tego sprawy – przyznał. – Nie zamierzam przekonywać cię, że robi to z
miłości, choć to na pewno jeden z powodów. Miłość bywa trudna.
–
Doskonale wiem – szepnęła _____.
–
Chciałaby zrobić wszystko, by żyło ci się lepiej i żebyś była szczęśliwa, co do
tego nie mam wątpliwości. Wszystko sprowadza się do tego, że inaczej
wyobrażacie sobie twoje szczęście. Prawda?
–
Tak – skinęła głową. – Ona by chciała, żebym była normalna. Nie bała się ludzi
i umiała cieszyć z tego, z czego cieszą się wszyscy. Ale ja… boję się czegoś
innego.
Ned
uniósł pytająco brew. Na te tory dotąd nie wkroczyli.
–
Boję się, że jeśli zacznę brać te prochy i zachowywać się zgodnie z jej
oczekiwaniami, nie będę już sobą. Moje obecne „ja” jest, jakie jest, nie do
pozazdroszczenia, ale to właśnie ja… A gdybym stała się normalna, przestałabym
być mną. Kim byłabym wtedy?
Mimo
że znajdowała się na skraju płaczu, łzy nagle przestały napływać jej do oczu.
Zupełnie jakby ktoś zakręcił kurek. Z jakiegoś powodu śmiertelnie ją to
zaniepokoiło.
Nie
umiała poradzić sobie z obecną sobą, ale gdyby utraciła nawet to, nie miałaby już
niczego. Właśnie tego bała się najbardziej.
–
_____, posłuchaj mnie uważnie – Ned przybliżył się i delikatnie ujął jej dłonie.
– Jesteś zupełnie normalna i jesteś wspaniała, rozumiesz? Na świecie jest wiele
chorób i ludzie muszą z nimi żyć, ale potrafią być szczęśliwi. Ty też to
potrafisz.
–
Ale jak? – głos dziewczyny niebezpiecznie zbliżył się do szlochu. – Nie rozumiem…
Na przykład ty, wujku. Jak ty to robisz, że zawsze jesteś pogodny? Że cieszysz
się życiem, chociaż…
Urwała,
ale oboje wiedzieli, o czym mówi. Rzadko poruszali ten temat, więc spodziewała
się wybuchu gniewu albo smutku, jednak Ned tylko ciepło się do niej uśmiechnął.
–
Widzisz, te kilkanaście lat temu z niczego się nie cieszyłem.
Zaskoczona
_____ uniosła na niego wzrok.
–
Tak, naprawdę. Byłem zły na los, na cały świat, że spotkało mnie tyle
nieszczęść. Najpierw rozwód, ręka, potem jeszcze rak? Trzeba mieć cholernego
pecha – Ned popatrzył w górę, jakby się nad czymś zastanawiał albo wzywał Boga
na pomoc. – Nawet jeśli raka sam sobie zafundowałem tymi cholernymi fajkami;
pamiętaj, dziecko, nie zaczynaj palić. Tak czy siak, byłem nieszczęśliwy.
Naprawdę i niezaprzeczalnie.
–
Więc… jak to przemogłeś? – _____ pociągnęła nosem.
–
Cóż, miał w tym swój wkład Jimbo. Ogromny wkład. Bo widzisz, tak naprawdę
człowiek sam nie zdoła wygrzebać się z dołka. Nie bez pomocy bliskich mu ludzi.
Ja miałem to szczęście, że istniał dla mnie ktoś taki, ale wiele osób go nie
ma. To dlatego jest tyle samobójstw: ludzie po prostu są osamotnieni w
nieszczęściu.
Dziewczyna
zamrugała, wciąż nieprzytomnie patrząc w przestrzeń.
–
Gdybym nie miał przyjaciela, być może targnąłbym się na swoje życie, w końcu co
to za życie z jedną ręką i bez głosu? Kaszana – Ned parsknął gorzkim śmiechem.
– Ale Jimbo… Dzięki niemu zacząłem je doceniać właśnie w takiej postaci. Nasze
polowania, rozmowy przy piwie i tego typu rzeczy na nowo roznieciły we mnie
wolę życia. Nawet jeśli nie odzyskam już ręki i głosu. Kto wie, może gdybym je
miał, te wszystkie drobne rzeczy nie sprawiały by mi takiej radości? Może nie
doceniałbym wspaniałych ludzi wokół mnie?
–
Czyli… – wyszeptała _____ pobielałymi wargami. W jej oczach lśniły łzy.
–
Czyli po prostu musisz zaakceptować pewne rzeczy, ale pamiętaj, że nie walczysz z
nimi sama.
Łzy
popłynęły gorącym strumieniem. Nawet nie próbowała ich powstrzymywać.
Nie
walczy sama…
No
tak, rzeczywiście. Zupełnie o tym zapomniała. Paskudna gafa z jej strony. Jakim
cudem jeszcze nie zmył jej za to głowy?
Nawet
gdyby się zmieniła, wciąż coś by jej pozostało: wujek Ned.
Niezastąpiony
wujek…
Z
piersi _____ wyrwał się cichy szloch. Ukryła twarz w dłoniach, żeby zasłonić swój
płacz, lecz wtedy poczuła obejmujące ją ramiona wujka. Nic nie powiedział, ale
nie musiał; wkrótce siostrzenica płakała mu na ramieniu, a on tylko głaskał ją
po głowie.
–
Pamiętaj, dopóki ja tu jestem, nie będziesz sama.
Koniec
końców Ned okazał się taki sam, jak ona… i po prostu chciał ją uchronić przed
swoimi błędami.
Był
z nią. Ta świadomość pomagała jej żyć.
–
Już lepiej? – zapytał, gdy płacz ustał, a _____ odsunęła się i wysmarkała nos.
–
Tak. Dziękuję – pociągnęła nosem i zaryzykowała nieśmiały uśmiech. – Gdyby nie
ty, pewnie skończyłabym właśnie tak, jak powiedziałeś.
Posłał
jej zatroskane spojrzenie.
–
Co zamierzasz teraz zrobić?
–
Cóż… – zawahała się. – Nie mam na to ochoty, ale chyba porozmawiam z mamą. Ale
dopiero jak goście sobie pójdą, niańczenie dziecka to byłoby mimo wszystko
nieco zbyt wiele na dzisiejszy dzień. Wybacz, jeszcze trochę będziesz musiał
mnie dziś znosić – zażartowała.
–
Daj spokój – pokręcił głową z udawanym niezadowoleniem. – A potem? Co z lekami?
_____
uciekła wzrokiem w bok i nic nie powiedziała.
–
Leki też są dla ludzi. Tak samo jak elektroniczna krtań, nie? – Ned zaśmiał się, co zabrzmiało jak chrzęst kamieni na chodniku.
–
Wiem. Szkoda, że nigdy nie usłyszałam twojego prawdziwego głosu – _____ też
zachichotała, jednak zaraz spoważniała. – Tylko że naprawdę boję się tych
antydepresantów. Naprawdę.
Spuściła
głowę, gdy nagle poczuła na niej dłoń wujka.
–
To naturalne – Ned z uśmiechem pogłaskał ją po włosach. – Ale powiem tak: jeśli
zauważę, że od ich brania coś się dzieje z moją ukochaną siostrzenicą, osobiście
pójdę do twojej matki i każę jej zmienić twojego lekarza. I więcej ich już nie
weźmiesz. Umowa stoi?
_____
zamrugała zdziwiona, przez co ostatnie łzy opadły jej na policzki, ale po
chwili skinęła głową. Ned wyciągnął dłonie i otarł mokre krople z jej twarzy.
–
A teraz uśmiechnij się. Nie mogę patrzeć, jak tak się smucisz. Masz taki piękny
uśmiech, chciałbym, żebyś zawsze go pokazywała.
Dziewczyna
pociągnęła nosem i mimo wciąż wilgotnych oczu uniosła kąciki ust w nieco
zbolałym, ale szczerym geście.
–
Dzięki, wujku.
Jeszcze
raz ją uściskał. W jej oczach wciąż widniał mrok – typowy dla osób z jej
schorzeniem – ale bez wątpienia uśmiech na jej ustach był szczery.
Hym... Pierwszy raz czytam coś takiego. Ale bardzo mi się podobało ;) i faktycznie można się doszukać małych podtekstów ale tylko gdy się ich doszukuje. Ale ogólnie 98\100
OdpowiedzUsuńDanke!
UsuńUdam, że nie zostałam wymieniona w powyższym komunikacie. Pff ._.
OdpowiedzUsuńNie oszukasz mnie. Miłość platoniczna, jasne. W Twoim świecie i owszem, ale to co w mojej głowie... niech w tej głowie zostanie. Uczynię wyjątek i nie przytoczę tych chorych wyobrażeń. "Pokoj wyznań" - to aż się prosi o komentarz, właśnie przez... DOBRA, OGAR!
Przechodząc do samej treści i poruszonych tematów... Powiem tak: nie spodziewałam się czegoś tak głębokiego po South Park. Ale z drugiej strony pisałaś to Ty, więc powinnam walnąć się w łeb za taką nieprzewidywalność. Czytało się naprawdę przyjemnie. Aż się zastanawiam, czy nie podrzucić ci kilku panów, których możesz przedstawić z miłością platoniczną w zestawie.
ALBO TEN TWÓJ DODATEK DO CHROME JEST ZJEBANY, ALBO TO JA JESTEM I NIE UMIEM GO WŁĄCZYĆ -.-"
UsuńWŁAŚNIE, OGAR.
UsuńDodetek jest idealny, więc chyba jednak...
DODATEK JUŻ DZIAŁA, WIĘC WSZYSTKO ZE MNĄ W PORZADKU! ;^;
Usuń