Boziuboziuboziu, Fukudaaa! *o* On jest taki kochany, taki zajebiaszczy, JEST MÓJ I WARA OD NIEGO, kocham go po prostu! Posrałam się, jak wyszło, że Waneko będzie wydawać Bakumana. Ale tutaj chyba tylko ja, tak myślę... ;-;
my:snippets ~Fukuda Shinta~
Wiedziała, że kiedyś nastąpi dzień, kiedy jej bezmyślność wyjdzie na światło dzienne. A zaczęło się niewinnie.
- Jestem tu z wami ponad półtora roku, nadal się nie przyzwyczaiłeś? - Lubiła Yasu, był prostolinijny i sympatyczny, ale potrafił dać się we znaki. A na obecną chwilę naprawdę irytujący. Na tyle, że _____ miała ochotę zmniejszyć go do rozmiarów mrówki i zdeptać. Samo wyobrażenie sobie tego jakoś pomogło.
- To nie chodzi o przyzwyczajenie! Z dziewczyną... to nie to samo! - ni to jęknął, ni to stęknął. Kiedy rozmawiała z nim po raz pierwszy, czuła niemałe onieśmielenie. Sami faceci, na dodatek ostrzy. Jednak gdy tylko spędziła z nimi więcej czasu, wiedziała już, że stwierdzenie "nie oceniaj książki po okładce" nigdy nie było bardziej trafne. Choć bardziej adekwatnym byłoby odnieść się nie do okładki a fryzury, jako że to właśnie czerwony irokez Yasuoki wzbudził największy niepokój dziewczyny już od pierwszego przekroczenia progu pracowni Fukudy Shinty. Natomiast sam Fukuda... Cóż, to już inna bajka.
- Brzmisz, jakbyś tęsknił za starymi czasami. Czyżby działo się tu wtedy coś, o czym nie wiem? - zachichotała, posyłając wszystkim panom podejrzane spojrzenia. Już oni dobrze wiedzieli, o co się rozchodzi.
- Cała masa - mruknął niezadowolony Fukuda, skrobiąc coś po kartce. - Kuźwa. - syknął, gdy na pięknym dziełku pojawił się kleks. - Szlag by to.
- Tylko spokojnie. Nie muszę wiedzieć.
Zaśmiała się głośniej, widząc jak sensei stracił panowanie. Yasu natomiast dopiero teraz zdał sobie sprawę, co miała wcześniej na myśli.
- N-nic z tych rzeczy, nie jestem pederastą! - wyglądał na autentycznie przerażonego. _____ zagryzła wargę, wpatrując się we własną kartkę, jednak jak zwykle w takich sytuacjach, chwyt dłoni jej się poluzował i nie potrafiła nawet utrzymać w niej pisaka.
- Więc kto jest? - rzuciła, nie mogąc się powstrzymać.
- On, a kto niby. - prychnął sensei, na co asystent pobladł jeszcze bardziej. Rozległo się kolejne przeklnięcie Fukudy, gdy zgnieciona w kulkę kartka wylądowała w śmietniku.
- A w życiu! - dotknięty Yasu zebrał swoje rzeczy i rzucił się w popłochu do drzwi. - To sensei nie ma dziewczyny! - Drzwi trzasnęły i już go nie było.
Fak, miał niezły timing. A sensei niezłego cela. W miejsce gdzie wcześniej znajdowała się głowa Yasu, trafił kosz na śmieci, którego zawartość w postaci zmiętych kulek papieru wysypała się na podłogę.
- A on niby ma? - zapytała zdziwiona.
- Oż tyyyyy... Wracaj tu, gnido!
Tego było już za wiele! Fukuda rzucił się za nim, ale po trzech sekundach wrócił wściekły, klnąc na czym świat stoi. Najwyraźniej Yasu miał szybkie nogi.
Wtedy z łazienki wyszedł Wąsacz.
- S-sensei, co się stało?!
- A ty czego?! - warknął Fukuda. - Do roboty, a nie.
Potulny jak baranek, Wąsacz zajął swoje miejsce w pośpiechu, o mało nie trafiając zadkiem w krzesło. Wymienili się _____ znaczącymi spojrzeniami. Lepiej nie drażnić niedźwiedzia.
Pracowali dłuższą chwilę w milczeniu, kiedy ten głupi Wąsacz się odezwał! Nie rób tego, samobójcą jesteś?!
- Sensei, co do tamtej rozmowy... Słyszałem i śmiem twierdzić - zaczął nieśmiało, a ona zamarła, napotkawszy morderczy wzrok Fukudy - że nie masz się czego wstydzić, naprawdę! Masz nasze pełne poparcie i akceptację!
Jakie poparcie, jaką akceptację?
No to masz przesrane, brachu.
- Pytał cię ktoś o zdanie?! - fuknął Fukuda. - Na nikogo nie można liczyć, nie płacą ci za gadanie.
Nie no, tego było już za wiele. Mniejsza o kretyna z wąsami i fakt, że zaraz wyciągnie kopyta, sensei naprawdę był wkurwiony. W tym stanie nie dość, że zaraz kogoś zabije, to nie będzie w stanie pracować. Żarty żartami, ale Yuujirou nie będzie czekać na manuskrypt wiecznie.
- Ej no, przecież sensei ma dziewczynę! - wykrzyknęła, zanim polała się krew.
- Eh?! KOGO?! - parsknął Wąsacz.
Bezmyślności, ujawnij się.
- No mnie – wypaliła
Asystentowi opadła szczęka, ale sam Fukuda nie wyglądał lepiej. Okazał jednak zadziwiającą bystrość umysłu.
- N-no! Nie podskakuj szczylu, skoro nic nie wiesz! - rzucił Wąsaczowi groźne spojrzenie, po czym z zadowoloną miną wrócił do pracy…
- H-hai... - wydukał.
Sama _____ nie potrafiła zająć się niczym innym, jak gryzmoleniem na boku. Czuła zbyt wielkie zestresowanie, żeby należycie wykonać swoją robotę. Może jak trochę poczeka to się uspokoi i samo minie?
~***~
- Dlaczego to powiedziałaś?
Uhh, zrobiło się niezręcznie. Tego właśnie się obawiała, ale przecież wąsacz nie mógł siedzieć tu wiecznie.
Kurde, należało uciec, kiedy był jeszcze czas. Teraz już za późno.
- Niech się sensei nie martwi, to nic takiego. - Wpatrywała się w czubek ołówka, którym szkicowała w zeszycie z przerażającym wręcz skupieniem. - Ważne, że podziałało i skończyliśmy robotę na czas.
Właśnie, skoro tak, nic jej tu już nie trzymało. Mogła iść sobie stąd bez przeszkód. W takim razie czemu nie zrobiła tego godzinę temu, kiedy już uporali się ze wszystkim?
- Ale wiesz - mruknął Fukuda podejrzanym tonem. - Teraz będziemy musieli sprawić, żeby w to uwierzyli.
Wzdrygnęła się i zakaszlała.
- Skoro trzymaliśmy to w tajemnicy już tak długo, a nikt nie zauważył, nie zrobi im większej różnicy, jeśli nie będą świadkami naszych umizgów. - Fak, wkład w ołówku się złamał.
- A jeśli zrobi?- zapytał ostrożnie.
- Nie wiem no! - jęknęła, odruchowo krzyżując ich spojrzenia. Przygryzła wargę, czując jak na policzki wypływa niepokojące ciepełko. - To sensei trzyma nas na smyczy, nie ja. Coś się wymyśli.
- To może wcielimy to w życie? Tak na serio? - wyszczerzył się głupkowato.
- Że co? - na nic inteligentniejszego nie było jej stać.
- Pstro. - parsknął.
- Ale jak... - chyba zaczął boleć ją brzuch.
- No srak, zostaniesz moją dziewczyną czy nie?! - chyba powoli tracił cierpliwość.
- Tak po prostu?! - Może rzeczywiście się jej podobał i różne takie, ale przecież nigdy nawet słowem o tym nie napomknęła! .////. - Nawet nie zainteresujesz się tym, czy kogoś mam - wytknęła mu, przy okazji przerzucając się na ty.
- A masz?
- No nie... - i tu ją miał.
- No to z czym masz problem? Bo ja nie widzę.
- Po prostu inaczej to sobie wyobrażałam - odwróciła wzrok. Straciła trochę zapału i szczerze powiedziawszy, odrobinkę się zawiodła. Nie oczekiwała kwiatków, sratków, serduszek i innych takich, a już na pewno nie od Fukudy. Ale i tak mimo wszystko, czuła, że nie zmierza to w kierunku, jakiego pragnęła.
- Daj spokój z wyobrażeniami i chodź tu do mnie, poczuj się... No weź, robię z siebie idiotę - westchnął.
- Nie, to ja się wygłupiłam. Przepraszam. - Zaczęła zbierać swoje rzeczy. Na szczęście nie miała ich zbyt wiele, nie lubiła taszczyć ze sobą ciężkich tobołów.
- Nadal nie odpowiedziałaś na pytanie.
Wiedziała doskonale i bez jego upomnień. Nie chciała odpowiadać, to dlatego. Jednak pozostawiać Fukudę bez odpowiedzi - tego też nie mogła zrobić tak po prostu. Najchętniej schowałaby się w jakąś dziurę i nie wychodziła z niej przez co najmniej przez tydzień.
- Może i coś by z tego wyszło - taką miała nadzieję. - Jak myślisz?
- Tak właśnie myślę. A ty? - rozchmurzył się nieco.
- Nie wiem - odparła zgodnie z prawdą. Skąd miała wiedzieć. Co prawda zdarzało jej się odpływać i gdybać, wyobrażając sobie pewne rzeczy z nimi w rolach głównych, lecz nie spodziewała się w najśmielszych oczekiwaniach, że kiedykolwiek przyjdzie jej zmierzyć się z tym w rzeczywistości. - Chyba... trochę się boję, jak to będzie.
- Oj tam, wyluzuj. No to jesteśmy umówieni. - wyszczerzył się, po czym bez ogródek wrócił do biurka. Na moment odwrócił głowę i posłał jej rozbawione spojrzenie. - Potem odwiozę cię do domu, co ty na to?
Oniemiała, zdołała tylko pokiwać głową. Wizja ich dwojga na Harleyu-Davidsonie... Chyba właśnie wywiało jej duszę. To było zbyt piękne, a jednak prawdziwe. Inaczej serce nie waliłoby jej w tak zawrotnym tempie. Zerknęła w dół, na swoją klatkę piersiową. Ze zgrozą stwierdziła, że widzi jak ta drga zauważalnie w rytm uderzeń.
- Uznam, że się zgadzasz. A teraz do roboty, nie lubię leniwych dziewczyn! - podał jej stertę stron do wypełnienia, chichocząc pod nosem.
Jawna niesprawiedliwość. Wiedział, że w tym stanie nie stawi mu najmniejszego oporu. Takim oto sposobem zmusił ją do zostania po godzinach.
Przez to, co miało miejsce, nigdy nie było tu jeszcze tak cicho.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
MY zachęcają do komentowania. Każde słowo jest dla nas na wagę złota! ♥