my:snippets ~Hitsugaya Toushirou~ Dzień chłodu


Tosiek, Tosiek, ten twój lodowy ołtarz to i tak za mało, aby wyrazić twą wielkość xD




my:snippets ~Hitsugaya Toushirou~
Dzień chłodu








- Co za upał... - westchnęła _____ wachlując się wachlarzem z papieru. Nie dawało to praktycznie nic poza wrażeniem chłodu.
- Właśnie w takie dni jestem wdzięczna za tak chłodnego w obejściu szefa - dodała Matsumoto. Pokaźnych rozmiarów piersi kobiety zafalowały, kiedy ruszyła tyłek z kanapy. - Powinnyśmy do niego zajrzeć?
_____ nie miała pewności, czy jest to właściwa decyzja. Zwłaszcza, że nie upłynęła nawet godzina od momentu, kiedy taichou powrócił z zebrania kapitanów. Jego mina nie wróżyła niczego dobrego. Jakby tego było mało, zamknął się w swoim gabinecie i jasno zaznaczył, że ten kto przekroczy jego próg, zostanie zamieniony w stos kostek lodu.
- Czy ja wiem...? Wtedy nastąpiła tak wielka fala gorąca, że tak, owszem CHODŹMY, chciała wrzasnąć. Ale milczała, usiłując ochłodzić się w myślach choćby wizerunkiem Hitsugayi.
- Dalej, tylko na chwilkę. - Rangiku wzięła ją pod rękę i pociągnęła za sobą. - To nic takiego, że szukamy jak najbardziej komfortowego miejsca - gderała dalej.
Stanęły przy drzwiach. _____ myślała, czy nie zapukać, ale Matsumoto rozwiała wszelkie wątpliwości dziewczyny, otwierając je na oścież i krzycząc:
- Taichou! Żądamy godziw- - urwała raptownie, otwierając szeroko oczy. Jakim cudem było tu AŻ TAK CHŁODNO, podczas gdy za oknem żar lał się z nieba.
Wtedy obie to zauważyły. Wielki lodowy ołtarz. Bryły lodu, mniejszych i większych rozmiarów wyrastały z jednego punktu stanowiącego centrum skupiska. Punktem tym był oczywiście ich kapitan, Hitsugaya Toushirou, który spał w najlepsze, odchylając się do tyłu w fotelu za biurkiem.
- Uhhh... zmywajmy się. Chyba jednak wolę upał - jęknęła _____. Za nic w świecie nie chciała narazić się swojemu przełożonemu.
- Chyba w snach - syknęła jej towarzyszką, posuwając się w głąb skutego lodem pomieszczenia.
- F-fukutaichou - syknęła tamta, ale bez skutku.
- Aaah, jak przyjemnie! - westchnęła z lubością wicekapitan dziesiątego oddziału i, ku zgrozie _____, ułożyła się wygodnie na jednej z kanap, rozkoszując się osobistym polarym sanktuarium Hitsugayi. Ten poruszył się, marszcząc niespokojnie brwi, jak gdyby wiedział, że jego spokój został zakłócony. Swoją drogą to słodkie, w jaki sposób wypoczywał.
Matko, co za wtopa. _____ już miała wyjść i zająćsię obowiązkami, ale w pół kroku zatrzymała się.
Taichou naprawdę wyglądał uroczo...
Nie miała przyjemności oglądać go w takim położeniu. Był bardzo dojrzały i odpowiedzialny jak na swój wiek, choć Matsumoto upierała się, że to po prostu dzieciak, który nie umie się zabawić, czym niejednokrotnie doprowadziła kapitana do szewskiej pasji. Oczywiście _____ tak nie myślała, wręcz przeciwnie, bardzo podziwiała Hitsugayę. A ostatnio w jej serduszku zrodziło się coś więcej, niż tylko respekt do dzieciaka. Nie, do młodego mężczyzny. Musiało minąć trochę czasu, aby Soul Society mogło ujrzeć Hitsugayę w nowej odsłonie. Ale za to jakiej! Żeby tak zmężnieć w przeciągu roku... Przez to ślinka ciekła sama. Ale kiedy tak patrzyła, jak taichou słodko drzema, wydawał się być jeszcze młodszy. Słodki i niewinny. ♡
- Idę stąd. - mruknęła ni to do siebie, ni to do Matsumoto. I oczywiście nie ruszyła się z miejsca.
- Gadaj zdrów. Korzystaj, póki możesz - starsza koleżanka prychnęła i założyła nogę na nogę. Ta to była dopiero beztroska. _____ natomiast cała spięta myślami o niedoszłym przyłapaniu przez taichou na gorącym uczynku, nie potrafiła się zrelaksować. Ani tym bardziej pojąć, jakim cudem niczego nieświadomy Hitsugaya jeszcze się nie obudził.
- D-dobra... - wreszcie klapnęła na tyłku tam, gdzie stała. I nie zanosiło się, żeyb miała się szybko ruszyć, bo nogi odmówiły posłuszeństwa.
- Nie sądzisz, że to niesprawiedliwe? - odezwała się nagle Matsumoto. - Taichou zatrzymuje wszystkie udogodnienia dla siebie. To lepsze niż klima.
- Owszem... Ale teraz możemy chwilę pokorzystać.
Poczywszy się zupełnie bezkarnie, obie panie rozłożyły się wygodnie w gabinecie kapitana.
Minęła dłuższa chwila, zanim Rangiku ponownie przerwała ciszę: - Ej, _____ - zaczepiła dziewczynę, a kiedy ta spojrzała na nią, Matsumoto wskazała na kącik okryty lodem w mniejszym stopniu. Znajdowały się tam trzy dorodne arbuzy.
Kobieta zsunęła się z sofy i podeszła bezszelestnie do owoców. - Doprawdy... nawet się nie podzielić - prychnęła, zerkając na wciąż śpiącego taichou. Skrzywiła się i pokazała mu język. - _____, pomóż mi, weź tego drugiego - oświadczyła, taszcząc ledwo mieszczącego się w jej objęciach dorodnego arbuza.
- W czym? - nie ogarnęła, ale posłusznie wstała.
- Arbuza - sapnęła tamta w odpowiedzi. - No, szybciej, szybciej. _____ jednak stała jak wryta, a szczęka jej opadła, kiedy stała się świadkiem kolejnych genialnych idei koleżanki, która sama poradziła sobie z obydwoma arbuzami i... Borze sosnowy, ona umieściła je pod shihakushou kapitana! A ten dalej spał, bez mrugnięcia okiem!
- Co ty robisz?! - wyrzuciła z siebie wymuszony szept. - Obudzi się i będzie wściekły!
wściekły!
- No co ty nie powiesz~? - Rangiku nic sobie nie robiła z jej uwag. Z furii kapitana także. - O to nam przecież chodzi, nie? - to mówiąc, dokonała ostatnich poprawek w kapitańskim stroju, przykrywając szczelniej materiałem nowy "biust" Hitsugayi. - Niezły towar - zachichotała dziko, łapiąc się za brzuch.
- Może tobie, ale nie mi, zmywam się - tym razem bez wahania ruszyła do drzwi.
- O nie, najpierw ja. Powodzenia~! - rzuciła śpiewnie. Chociaż to _____ zarządziła ewakuację, winowajczyni wymknęła się pierwsza, zostawiając ją na pastwę gniewu mrożącego krew w żyłach. Dosłownie i w przenośni. Rozległo się skrzypnięcie fotela. Ten dźwięk nigdy nie był tak złowieszczy.
Niech cię, Rangiku... _____ powoli, powoli zaczęla się odwracać. Była w sumie już gotowa na śmierć. Ah, żegnaj świecie.
Zamiast tego, ujrzała zaspane oblicze Hitsugayi. Przecierał oczy, pozbywając się resztek senności. Stłumił ziewnięcie, przeciągając się i mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. _____ zamarła, owładnięta zachwytem nad tą stroną taichou. I to ją zgubiło, bowiem w następnej sekundzie Toushirou wytrzeszczył szeroko oczy, dostrzegając jej obecność. - Jesteście głuche, czy nie rozumiecie, jak się do was mówi?! - wykrzyknął, podrywając się gwałtownie do siadu. Wtedy dały znać o sobie te przeklęte cycki. To znaczy arbuzy! Hitsugaya otworzył usta, chcąc powiedzieć cokolwiek, jednakże wyglądało na to, że język uwiązł mu w gardle. Policzki chłopaka zaczerwieniły się, ale nie wiedziała, czy było to spowodowane złością, wstydem, a może jednym i drugim.
- Możesz mi wyjaśnić, _____ - zwrócił się do niej po nazwisku - co TO ma znaczyć? - choć mówił nadzwyczaj cicho, widziała jak na dłoni, że ostatkiem sił powstrzymuje się od wybuchu.
- Ah, to, to wszystko wina Fukutaichou - wydusiła, wytrzeszczając oczy jak mucha. I co z tego, że perfidnie kablowała na koleżankę. Zasłużyła sobie.
- Domyśliłem się i bez twoich wyjaśnień. - Zachowawszy zimną krew (tak bardzo mraśnie *-*), zerknął nieporadnie na arbuzy, nie wiedząc za bardzo, jak zabrać się za ich usunięcie. Niby nie wymagało to specjalnych zdolności, aczkolwiek z drugiej strony mógł o tym zapomnieć, tak go zmroziło.
- Może pomogę - niewiele myśląc, rzuciła sie na ratunek. Normalnie by tego nie zrobiła, ale wziuuu musk rozyebany, więc niestety stało sie.
- Poproszę - powiedział tylko to jedno słowo. Kiedy już było po wszystkim, wstał, poprawiwszy szaty i odchrząknął. - Mam nadzieję, że wiesz, co się stanie, jezeli cokolwiek o tym incydencie wypłynie poza obręb tego pomieszczenia. - Posłał jej surowe spojrzenie. - Wyraziłem się jasno?
- Jak słońce - pokiwała szybko głową niczym zabawkowy piesek.
- No... to dobrze - odparł. Nigdy nie widziała go tak zmieszanym. - W takim razie może... - westchnął, wyraźnie się wahając, przez co tylko oboje się denerwowali.
- Tak...
- Możesz go wziąć. - Wskazał nieodgadnionym wzrokiem arbuza - I tak wziąłem za dużo dla siebie, więc miałem oddać wam jednego. Ale przemyślałem sobie wszystko dokładnie - zarówno twarz jak i głębokie brzmienie głosu nabrały zwyczajowej surowości i powagi - i doszedłem do wniosku, że Matsumoto będzie musiała obejść się bez poczęstunku. Myślę, że ucieszy się na wieść, że mam dla niej coś lepszego. - Prawdopodobnie miał na myśli raporty, które i tak będzie musiał ostatecznie poprawiać po swojej wicekapitan, żeby nie stać się pośmiewiskiem wśród Gotei 13.
- ...Dziękuję - odparła nieco oszołomiona, ale wzięła podarunek. Arbuz od kapitana! Może ten dzień nie jest taki beznadziejny.
- Ależ nie ma za co. Uznaj to, proszę, za formę zapłaty w ramach nadgodzin. - Hm? Ale przecież za to dostała już wynagrodzenie.
Skinęła tylko głową. To jest chyba ten moment, kiedy wychodzisz, pomyślała.
- A więc. - Odchrzaknął znowu, dając możliwie jak najmilej do zrozumienia, że chce zostać sam.
- Tak... do widzenia - odparła szybko, wycofując się pod drzwi.
- Do widzenia. - Z pewnością jeszcze niedługo się spotkają. Zwłaszcza, że raporty czekające na Rangiku, która nie pojawiła się następnego dnia w pracy, same nie dadzą rady się wypełnić.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

MY zachęcają do komentowania. Każde słowo jest dla nas na wagę złota! ♥

mypersonal © 2017. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka