Yo~!
Tym jakże rozwlekłym słowem wstępu zapraszamy na kolejną odsłonę MP. Tym razem w roli Pana Osobistego ktoś, do kogo ogromną słabość w tym gronie ma jedna z nas [tak, przyznaję się]. Druga z kolei przepada za nim troszkę mniej. Ale tak tyci tyci~
Troszkę inna narracja, oby spodobały się wypociny skrobane przez nas do podusi ^^
O, zdradzimy w sekrecie, że w tym związku to Yuki robiła za Pana Osobistego specjalnie dla mnie nas ♥ I wyszło jej zajebiście~
mypersonal ~Aomine Daiki~
Wow.
Krótko mówiąc, wow.
Nie żeby coś, ale baby zazwyczaj odpuszczały sobie udział w grze. Wykorzystywały najgłupsze istniejące wymówki - paluszek, paznokieć, wizyta cioci czy depresja po zdechłym kocie sąsiada - często takie, których istnienie zdawało się nie mieć racji bytu, przynajmniej nie w męskim świecie. Cudownym męskim świecie przesiąkniętym wonią potu, skarpetek piątej świeżości czy innymi aromatami zarezerwowanymi tylko i wyłącznie dla prawdziwych samców. Jednak kiedy owym osobnikom przyszło zetknąć się z atrybutami natury płci przeciwnej, dochodziło u nich do natychmiastowego zwarcia w skomplikowanej instalacji nazywanej w szerszych kręgach mózgiem, gdzie często występowały nieodwracalne szkody na skalę masową, takie jak choćby trauma na całe życie. Nie dziwota, że próg kryzysu wieku średniego przemianowuje się już na kryzys wieku młodzieńczego.
Przykladowe jego czynniki? Nie ma sprawy, wyliczać można w nieskończoność. Atrybut numer jeden: grupowe spacerki po sklepach przypominające bardziej zakupowe orgie niż wyprawę zatytułowaną przysłowiowym "Kupię tylko jedną bluzeczkę~". Taa, chyba jedną szafę. A jak przyjdzie co do czego, to i tak oberwie się facetowi, bo nie wyraził zgody na swój jakże widowiskowy zgon poprzez utonięcie w tonach niczym nieróżniących się od siebie ciuchów taszczonych przezeń oczywiście, a kogoż by innego. Bo nie marzymy o niczym innym jak o targaniu szmat, jakich najpewniej nie założą i tak [o, mały rym~ /m], gdyż dnia następnego nasze panie stwierdzą, iż są tłustymi krowami niegodnymi ich noszenia. I tak wracamy do punktu wyjścia, bo za to także oberwie się facetowi. Baby i rozsądny tok myślenia? Chyba tylko w snach, haha~ A weźmy na przykład numer dwa: makijaż. Właściwa definicja brzmi "tapeta". Lub raczej tony tapety. A numer trzy na liście: babskie ploty, gdzie nie zdąży upłynąć pięć minut, a one już obrobiły dupę połowie szkoły. Nie, wróć, całej szkole.
Ueeech, chyba tylko Kise nie dostałby alergii na tego typu samicze popędy. Taa, on sam jest jak stereotypowa baba razy pierdyliard. Już chyba Satsuki była od niego bardziej męska, jeśli nie brać pod uwagę cycków.
Aomine westchnął cierpiętniczo, co nawiasem mówiąc zakrawało na akt niepoczytalności z jego strony, podobnie jak to, że przed momentem powyższy monolog "O obrotach sfer babsko-męskich" przetoczył się przez jego szacowny umysł. W innej sytuacji olałby ich foch - jakby nie mieli lepszych powodów dla podniety - i poszedł zagrać w kosza. I tu pojawiała się mała komplikacja w postaci niezabranej ze sobą piłki. Ba, nawet nie zdążył o tym pomyśleć pod naporem dwojga diabłów, wymienionych już Kise Ryouty i Momoi Satsuki. Oboje rzucili się nań z pazurami, mimo że nie zrobił przecież nic złego. No dooobra, może powiedział o jedno czy dwa słowa za dużo, ale czy bycie szczerym to grzech?
Prychnął, zdobywając się na jakże wyczerpujący ruch ciała, a przekręciwszy szyję, mruknął z niezadowoleniem. Jakby słońce nie mogło razić po gałach kogo innego. Wrócił więc do poprzedniego ułożenia, znów opierając o siatkę głowę. Wtedy syknął przeciągle, przy okazji dał o sobie znać tępy ból w tylnych jej partiach, co stanowiło pamiątkę po łapie Satsuki. Uniósł rękę i przyłożywszy ją do lekko pulsującego miejsca, zaryzykował roztarcie obrażenia, co zaowocowało jedynie sykiem wywołanym przez kolejną, choć znacznie mniejszą niż godzinę temu falę bólu.
"Już Satsuki jest bardziej męska od Kise".
Od dziś będzie już wiedział, aby nie powtarzać tego zdania nigdy więcej. Mniejsza o uraz łba, decybele wyobywające się z płuc Kise to dopiero coś! Coś, co zamieniło uszy "Aominecchiego no BAAAKAAAA!!" w miękką papkę.
- Ueeh... - krzyk Kise wciąż odbijał się echem tam w środku i zapewnie nie zmieni się to jeszcze przez jakiś czas.
Szczerość kosztuje.
Podobnie jak przyznanie się do przegranej.
I znów zatoczył błędne koło, powróciwszy myślami do swej jakże elokwentnej wypowiedzi sprzed kwadransa. A może i godziny, Aomine sam już nie wiedział, ile czasu upłynęło od podwójnej porażki. Pierwszą z nich uosabiającą jego straconą pozycję było narażenie się () przyjaciołom jednym idiotycznym zdaniem, choć dla Daikiego nie miało ono większego znaczenia. Powiedział, co wiedział, kłamać, nie kłamał. Za to druga sytuacja... to już inna bajka.
Ciemnoskóry, westchnąwszy głęboko, spojrzał jeszcze raz na kłęby śnieżnobiałych chmur, spod których wyzierały fragmenty błękitnego nieba, jakby tygrys [znowu ktoś znajomy, yay~ /m] przeorał poń pazurami.
Taa, przegrał z babą. Na każdej z możliwych linii.
Nawet te godne politowania kontemplacje i dziewicze wzdychania to J E J sprawka.
Najgorsze jednak było to, że jemu w zupełności to nie przeszkadzało, zdając sobie z tego sprawę w stu procentach.
Wow.
Krótko mówiąc, wow.
W większości przypadków płeć biuściasta serio dawała sobie spokój ze wszelkiego rodzaju dyscyplinami sportowymi. Stosunek spotkania przedstawicielki jakiejkolwiek z nich wynosił jeden do miliona, jeśli nie pierdyliarda. O koszykówce już nawet nie było co marzyć, jaką normalną babę zainteresuje skacząca piłka i dwie obręcze, w dodatku w praktyce!? A nawet jeśli jakaś się znajdzie... Załamka. Toż to zupełnie inny poziom, o wiele niższy, o ile da radę mówić cokolwiek o jakimś poziomie, gdy wyraża się zainteresowanie nie tyle samą grą, co bosko wyglądającymi ganiaczami piłki. Najlepszym tego przykładem mogły być chociażby laski nieodstępujące na krok Kise. Podsumowując, dziewczyny zainteresowane prawdziwym koszem to gatunek na wymiarciu.
Wracając do poziomu, nawet jeżeli można było nazwać go porównywalnym... Kurna, nigdy nie został przez taką pokonany!
Przywołał do siebie jej obraz, stanęła naprzeciw niego. Niedalej jak godzinę temu, tak jak wtedy. Powróciły wszystkie myśli towarzyszące spotkaniu z nią, okazji dowartościowania się zwycięstwem nad dziewczyną z piłką do kosza pod pachą, a widok był to nie tyle zaskakujący co zaiste rozpierdalający system.
Jak to szło?
Jedynym, który może mnie pokonać, jestem ja sam.
Wolne żarty. Najpierw Kagami, a teraz ona...
Rawrrr, nie mógł dać się tak po prostu ograć. Chwila, co to w ogóle za myśli? Wielki zajebisty Aomine myślał, żeby nie dać się ograć? Niemożliwe. Zawsze był niepokonany [ego wielkości góry Fuji przesłania komuś widok na Kagamiego xD /m], więc czemu... Czemu, do ciężkiej cholery, miał kłopot. Z babą! No halo, coś tu jest, kuźwa, nie tak! Porządek stanu wszechświata został zakłócony. Nigdy nie widział, żeby jakaś baba tak grała, nie, wróć, nikt tak nie grał. No, właściwie w ogóle nic nie widział. Zwyczajnie nie mógł za nią nadążyć, przez co to w jego koszu co chwila lądowała piłka.
Frustrujące. To takie dziwne być bezsilnym wobec własnej porażki.
Czy to się działo naprawdę? Zdezorientowanie wzięło górę, aż uznał, iż to musi być sen. Musi. To zbyt absurdalne, żeby zaliczało się do prawdy. A jednak. Ona pierwsza zaliczyła pięć, a może dziesięć piłek, a żeby było śmieszniej, on trafił tylko raz. I to przez to, że rozwiązały jej się sznurowadła. Komiczne.
Gdyby tylko miała jakikolwiek biust... mógłby zwalić winę na jej cycki. Tych jednak zdawała się nie posiadać. Taa, sprawdził, tak przy okazji zerkając kątem oka. Płaska jak deska.
Dopiero, gdy się zatrzymali, mógł to dostrzec, naprawdę zobaczyć ją w całości, w najwyższej jakości obrazu. Wtedy właśnie dotarło doń, jak to jest, gdy strzeli cię piorun, albo coś w ten deseń. Odczuł to bardzo wyraźnie, w każdym zakamarku ciała. W żyłach rozgorzała wrząca lawa, zamieniając go w chodzący, lub raczej wbity w ziemię wulkan, jak najbardziej aktywny. Wskutek tej aktywności wezbrała w nim fala niepohamowanych uczuć rozmiarami dorównującymi tsunami, które spustoszyło mózg, pozbawiając zdolności jasnego rozumowania. Ta jej postura, sylwetka, rozwiany włos. I sam fakt, że rozgromiła go z większą łatwością, z jaką on pokonywał innych.
Minęła go w pewnej odległości, uśmiechając się zagadkowo. Nie zareagował. Nie mógł się ruszyć. Mógł tylko patrzeć, jak odchodzi. Wiatr doniósł mu jej cichy szept:
- Jutro, ta sama pora. Będę czekać. - i znikła, rozpływając się jak we mgle. A on został tam, jak ostatnia pizda na szczycie góry Fuji, rażony gromem, być może nawet kilkoma, jeśli nie ponad setką.
Co to było? Czy to sen? Uszczypnął się, lecz widok pozostał ten sam, nie obudził się. A może to jego kolejna nadinterpretacja? Umysł z niego psioczył? A może ktoś mu czegoś dosypał do żarcia! Czyżby odwet by Kise & Momoi? Niee.
Zresztą, mniejsza z tym. Nadal stał w bezruchu na pustym ulicznym boisku. Piłka, którą pozostawiła pod jego koszem w niewiadomym celu, przetoczyła się i dotknęła jego buta.
Prawdziwa, bez wątpienia.
***
Dlaczego to musiało się tak skończyć?
Nie mógł, po prostu nie potrafił się oprzeć. Zdrowy rozsądek, choć twierdzono jawnie, iż takowego nie posiada za grosz, mówił coś zupełnie innego, ale Aomine nie umiał się mu przeciwstawić i posłusznie - jak ten wierny piesek - zjawił się o umówionej godzinie. Ba, nawet wcześniej. Wyszło na to, że czekał już ponad godzinę. Dlaczego się tu zjawił? Bo ona tak nakazała? Cóż, skłamałby, mówiąc, że jest inaczej, jednak prawda nie do końca mogłaby być sobą, gdyby nie dodał, że sam chciał tu przyjść. Po co? Żeby jeszcze raz się skompromitować? Nie miał złudzeń, że tym razem będzie inaczej, więc po kiego wała pchał się tu na siłę? Wiedział, że skończy się tak samo. Więc, u licha, dlaczego?
Oszukuj się dalej, idioto, że nie znasz odpowiedzi.
Chciał, żeby skończyło się to w taki sposób. W głębi duszy pragnął spotkać kogoś, z kim będzie mógł zmierzyć się na równi. Z kimś, kto go pokona. Z kimś, kto przywróci mu pasję do koszykówki, jaką miłował nad życie. Co prawda wszytko to można by przypisać Taidze, ale po przegranej z nim Aomine uświadomił sobie, że to za mało, by poczuć się spełnionym. Do pełni szczęścia wciąż brakowało czegoś niezidentyfikowanego.
Dopóki nie pojawiła się ona.
Tak się zamyślił, nawet nie spostrzegł, kiedy zjawiła się ponownie. O jej obecności doniósł mu dźwięk kozłowanej piłki, która już za chwilę została przerzucona przez obręcz kosza, po czym poturlała się w coraz słabszych poskokach do jego stóp. Zupełnie jak wczoraj, w tym samym miejscu. Podniósł ją. Nawiasem mówiąc, ile ta laska ma piłek na składzie? Czy aż tak bardzo kocha kosza? Na samą myśl o tym serce Daikiego zabiło mocniej. Zawahał się - od razu przejść do rzeczy, czy może coś mówić? Uznał jednak, że jakakolwiek paplanina jest zbędna. Chciał jak najszybciej zobaczyć ją w akcji. Znowu. Chciał zostać pokonany. Podświadomie właśnie tego pragnął cały czas...
Jedynym, kto może mnie pokonać, jestem ja sam. Przereklamowana kwestia. Bez dłuższego zastanawiania się, pomknął na drugą stronę, będąc pewnym, że nie pozwoli mu trafić. Jakież było jego zdziwienie, gdy zdobył punkty. Dlaczego?
Stała w tym samym miejscu, co wcześniej, nie poruszyła się. Patrzyła. Ale jak patrzyła!
Przełknął ślinę. Coś w tym hipnotyzującym spojrzeniu nakazywało paradoksalnie patrzeć wprost w nie, a zarazem zakazywały tego czynu.
- Co jest? - wreszcie się odezwał. I zaraz musiał odchrząknąć, bo własny głos zabrzmiał mu w uszach dziwacznie piskliwie. I to inteligentne pytanie. "Co jest?". Skarciwszy się za nie mentalnym kopniakiem, złapał piłkę i przekozłował ją kilka razy, ale nie śmiał wysunąć się poza zasięg obecnego usytuowania. Jakby stopy wrosły mu w asfalt.
- Nic takiego. - odezwała się cicho, a mimo to głos dotarł doń ze zdwojoną siłą, podrażniając mu uszy bardziej, niż demonstracje fochów by Kise. - Zdaje mi się, że musisz się trochę rozluźnić. Jesteś tak spięty, że to żadna zabawa. No i... - urwała, zabawnie przewracając lśniącymi oczyma. Wyraźnie wahała się, czy to powiedzieć. A może szukała właściwego określenia. - Nie takim chciałam cię znów zobaczyć. - oznajmiła w końcu.
Ponownie odchrząknął. - Nie wiem, o co ci chodzi. Zamierzasz się ruszyć? - tknięty impulsem znów rzucił do kosza. Może go powstrzyma. A może nie. Coraz bardziej go to ciekawiło.
Trawiła przez chwilę jego słowa, a trybiki w głowie obracały się, usiłując ustalić, co tamten ma na myśli. To znaczy nawet tępak by wiedział, że chodzi o grę, ale czy nie wyraziła się jasno? Nie będzie grała ze sztywną kłodą, skoro ma do dyspozycji wysokorangowego koszykarza. Westchnęła i podeszła, zachodząc go od tyłu. Położyła mu ręce na plecach, ale wtedy skapnęła się, że jest trochę za niska.
- Musisz usiąść. Inaczej nic z tego nie będzie. - wyartykułowała beznamiętnie.
- Huh? - obejrzał się przez ramię, usiłując ukryć zdumienie wypisane na twarzy, ale z kiepskim skutkiem.
Przechyliła głowę z autentyczną nieświadomością, jakby była lekko niedorozwinięta. - Powiedziałam, żebyś usiadł. - oświadczyła stanowczo, wciąż trzymając dłonie na plecach chłopaka. Przebiegała palcami w różne strony i mimo, że od skóry Aomine oddzielała ją bariera koszulki, zadrżał pod tym subtelnym dotykiem. Nie zabieraj ich, pomyślał. - Twoje mięśnie są wyraźnie spięte, widać to gołym okiem. - mówiła spokojnie, ale tonem kogoś znającego się na rzeczy - Chciałam je rozmasować, ale nie dam rady, dopóki nie będziesz niżej, żebym mogła dosięgnąć też karku. - im dalej brnęła w wypowiedź, tym więcej pobrzmiewało w niej powierzchownej irytacji, zniecierpliwienia.
Miał jakiś inny wybór, skoro i tak zapragnął usiąść? Usłuchał i usiadł.
- Im szybciej zagramy tym lepiej. - dodała, a ręce same jej chodziły. Przygryzła wargę, rzucając tęskne spojrzenie w stronę piłki trzymanej przez niego. Słodka reakcja, skwitował, uśmiechając się do siebie w duchu.
Tymczasem ona zastanawiając się, od czego zacząć, wzruszyła ramionami. Od początku. Przyklękła na twardym podłożu, zadzierając czarną bokserkę ku górze. Chyba coś mu się nie spodobało, bo spiął się jeszcze bardziej.
Gówno prawda. Jak niby miał się rozluźnić, czując na sobie te ciepłe, delikatne dłonie. Jak mogą być tak gładkie a jednocześnie zaprawione w boju? W pamięci zanotował sobie, aby o to zapytać. Potem, nie teraz. Byłby skończonym kretynem, przerywając dogadzanie sobie w ten sposób. Następnym co mile go zaskoczyło, okazał się fakt, iż rzeczywiście umie robić z rękoma co trzeba.
Ciekawe, czy niżej poszło by tak samo dobrze.
Stop! Nie myśl o tym, bo jeszcze ci stanie, upomniał się.
- Spokojnie. Nie zrobię nic nadzwyczajnego. - aż się wzdrygnął, jakby czytała mu w myślach. Powiodła dłońmi po ciemnej skórze wspaniale wyrzeźbionych pleców, miała ładny odcień, ale nie to przecież miało ją interesować, prawda? Dobiegł ją cichy pomruk z drugiej strony, gdy skupiła się na rozmasowaniu poszczególnych partii pleców, poczynając od karku, a na lędźwiach kończąc.
Miała rację, podziałało. Rozluźnił się. Troszkę, bo zamiast tego dostał gęsiej skórki, znacznie się ożywił. Dziwne uczucie, chociaż przecież nie był to pierwszy raz, nie taki jednak jak do tej pory. Ale nie mógł stwierdzić, że to nie było przyjemne. Bo było. A będzie jeszcze przyjemniej, kiedy zagrają.
Nagle zdał sobie sprawę, jak wielką odczuwał ekscytację. I podobało mu się to.
- No. - mruknęła z zadowoleniem, klepiąc go po pleckach, jakby był małym chłopcem a nie dojrzewającym licealistą. Uniosła się, opierając ręce o kolana. - Wreszcie. Zaczynajmy. - Postawa dziewczyny diametralnie uległa zmianie, przez co wpatrywał się w nią urzeczony jej zaangażowaniem, pasją w oczach, oczekiwaniem na nadchodzące starcie. Znów znalazła się poza zasięgiem, nie do dosięgnięcia, mimo iż stała naprzeciw niego, w pozycji one-on-one. Ale nie było tak samo jak wczoraj. Coś się zmieniło.
- Taa. - bąknął jedynie, zajmując stanowisko. Tak łatwo jej nie przepuści. Wczoraj dał się zaskoczyć, lecz dziś nie pozwoli tak łatwo odebrać sobie zwycięstwa.
Zaczęli. Tylko na to czekał. Aż zostanie wdeptany w ziemię, kończąc jako żałosny przegraniec. Czy granie z takim podejściem jest bez sensu? Nie, bo i tak dawał z siebie wszystko, do ostatniej kropli potu. Pierwszy raz od dawna. Tego właśnie pragnął Aomine jak niczego innego.
Ich ciała ocierały się o siebie, co czasem odwracało jego uwagę od przebiegu meczu. W momentach, gdy zdobywała wtedy punkty, uśmiechała się z wyższością płynącą nie z powodu większych umiejętności a naturalną koleją rzeczy.
- Miękka pizda z ciebie, wiesz? - mruknęła, padając na beton, kiedy było już po wszystkim. A konkretniej po ponad dwugodzinnej potyczce, gdzie po upływie niespełna kilku minut przestali liczyć punkty. Sięgnęła do torby porzuconej obok i wyjęła bidon z piciem przyozdobiony dość oryginalnym kaktusem*. Upiła zaledwie łyk, aby po chwili wypluć go z ust. - Jezu, znowu dali mi jakieś przesłodzone szczochy. Tak to jest, jak liczy się na starych. - po raz pierwszy widać było u niej ożywienie o charakterze emocjonalnym. A werbalnym to już w szczególności.
- Hm? To była dobra gra. - westchnął, siadając, nieco bardziej zręcznie, mimo swojej... masy. W porównaniu z nim zdawała się ważyć tyle co nic. Jak Dawid i Goliat.
- Dobra? Hahahah, to ci się udało. - zaśmiewała się do rozpuku. Niewidzialna ściana między nimi runęła - Mam wrażenie, że widywałam lepsze starcia z tobą w roli głównej. Ale... Rzeczywiście było dobrze. - uśmiechnęła się tajemniczo, najwyraźniej wiedząc coś, o czym on nie wiedział. A może i wiedział.
- No, chociaż tyle przyznałaś. Miło to słyszeć. - nie miał pewności, co może mówić, a czego nie. W ogóle ciężko było mu mówić, kiedy siedzieli tak blisko, stykając się ramionami, mokrzy, gorący i lepcy od potu. Jak po dobrym seksie...
- A mi się zdaje, że zrobiłeś się trochę nieśmiały. - podśmiewywała się z niego, aż się trzęsła. Odrzuciła włosy do tyłu, odsłaniając szyję. I jak tu zachować zdrowe zmysły?
- Wcale że nie. - wymanewrował po betonie i objął ją od tyłu. Zanim zdążyła zareagować, unieruchomił ją w silnym uścisku i szepnął do uszka - Z pewnością nie.
Nie dała po sobie poznać, że jest zaskoczona. Zamiast tego uśmiechnęła się lekko. - Nie ucieknę, nie musisz posuwać się do tak... desperackich środków. - chichocząc, pogładziła dłonią jedną z otaczających ją w pasie muskularnych rąk.
- Tym lepiej, bo i tak nie zamierzałem na to pozwolić. - nie poznawał siebie, teraz już niemal mruczał jak rasowy casanova czy inny pies na babki. Lub raczej kiciuś. Naraz cała otoczka odgrywana do tej pory, znikła, wyparł się jej instynktownie, nie musząc już tego robić. O wiele lepiej.
- Nie zamierzasz mnie puścić wolno, co, panie władzo? - zapytała zawadiackim tonem, choć i tak nie planowała nigdzie się stąd ruszać. W jego objęciach było zdecydowanie zbyt przyjemnie, by z tego rezygnować.
- Nie, chyba żartujesz. Znalazłem, czego szukam, więc... - zacieśnił uścisk, niemalże stapiając się z tulonym ciałem w jedno. - Jak mógłbym tak po prostu to wypuścić?
Machinalnie uniosła ku górze jedną brew w pytającym geście, choć nie mógł przecież tego zobaczyć. - Skąd pewność, że to właśnie "tego" szukałeś? I ze znalazłeś? - rzuciła, a na końcu dodała szybko - I nie jestem to. - pacnęła go w ramię.
Wiem doskonale, na sto procent... - Cicho. Nie dopytuj się za bardzo. Po prostu przyjmij to do wiadomości. - nie musiała widzieć tego wyszczerzu, wystarczyło wsłuchać się wyraźnie w brzmienie głosu.
- Dooobra. Przyjmuję...
Po tym zamilkła. Dłońmi nadal przejeżdżała po złocisto-brązowej karnacji, ale porzuciła tę czynność na rzecz innej, być może świadczącej o własnej głupocie. Przekręciła głowę, chwytając go za kark i przyciągając ku swoim ustom. Kiedy przyszło się jej odeń oderwać, szepnęła cicho:
- Bez odbioru.
Uśmiech chłopaka poszerzył się jeszcze bardziej, ale nic nie odpowiedział, zamiast tego ponownie złączył ich ze sobą w pocałunku o wiele żarliwszym niż poprzedni, tym razem przodem. Tak, wygodniej.
- A. Co. Jak. Ktoś. Zobaczy. - wymruczała między podarunkami w postaci coraz liczniejszych pieszczot, przeciwko którym nie oponowała. Nie żeby była jakąś cnotką, pytała tak dla zasady. I z ciekawości. Nawet trochę ją kręciła myśl, że istnieje szansa zostania przyłapanym, choć wolała, ażeby nikt im nie przeszkadzał. Niech no tylko spróbują. *minka na wkurw*
- Mam to gdzieś. Niech zazdroszczą. - nie zastanawiał się już nad konsekwencjami, nic się nie liczyło. Tylko tu i teraz.
- Słodki jesteś, wiesz? - mruknęła - Nie tak słodki jak na Winter Cup, ale porównywalnie słodki. - uśmiechnęła się wprost w jego usta - Wtedy byłeś... Aż do czasu przegranej z Seirin. Miałeś taką minę, że... - urwała z nagła.
- Weź nie przypominaj. Nikt nie lubi wspominać swoich porażek. - skrzywił się - Nawet wczoraj, ugh...
- Ja uwielbiam twoje. - odrzekła bez wahania, z roziskrzonymi oczyma. Mówiła z pełną, absolutną powagą. - Miałam wtedy ochotę zejść z trybun i cie... - przytuliła go mocno - wziąć. Tam, na boisku. Zerżnąć jak cholera. - ścisnęła go mocniej.
- Whoah. - zrobił wielkie oczy, ale odwzajemnił uścisk. Gdy tylko to usłyszał, musiał powstrzymać chęć rzucenia się na nią - Co za wyznania. To czemu tego nie zrobiłaś?
- Miałam parę spraw do załatwienia. - odparła wymijająco, tylko tyci tyci zawstydzona swoją bezpośrednością - Wtedy byłam tu tylko przejazdem. Na tamten mecz wziął mnie ze sobą wujek. W zamian za to miałam mu pomoc obłaskawić ciotkę. Małżeńskie kłótnie i tak dalej. - mruknęła znudzonym tonem. - No i dochodziła spora ilość ludzi. Musiałam więc powstrzymać pierwotne instynkty. - zachichotała, choć tak naprawdę to wisiało jej i powiewało, ilu ludzi ich ogląda.
- Eee, szkoda. Porażka byłaby łatwiejsza do zniesienia - westchnął. - Ale w sumie, teraz też jest. O wieele~ - mruknął ponętnie.
- Lubie dominować. Nie powstrzymasz mnie. - oświadczyła, siadając na nim okrakiem, bezceremonialnie wpakowując mu język do gardła.
- Serio? Fajnie się składa, bo ja też. Może być ciekawie . - zachichotał, kiedy już odkleiła się od niego, przynajmniej na tę chwilę - Może chcesz iść w jakieś ustronniejsze miejsce~? - zabrzmiało iście niemoralnie, ale kto w tym towarzystwie niby takim być.
Skrzywiła się. - Musimy? Jeśli masz na myśli motel, nie zgadzam się za Chiny Ludowe. - wolała go tu, na boisku. Znów wpiła się w te smakowite usta, zarzuciwszy mu ręce na szyję.
- Tak chyba byłoby właściwiej, Aomine-kun. - wtem odezwał się cichy, grzeczny głos, a spod ziemi wyrósł niepozorny człowieczek. A właściwie dwóch. Z tym że ten drugi... o wiele mniej niepozorny.
- Co do diabła? - parsknął Daiki, szybko doprowadzając się do kultury. - Kagami, ty też nauczyłeś się znikać?
Zarumieniony po uszy Taiga wyłonił się zza Kuroko, zerkając na miziającą się parę ledwie kątem oka. - Z-zamknij się, Ahomine! - odburknął wściekle, usiłując ukryć zawstydzenie - Sam byś z-zniknął, a nie, li-liżesz się na widoku!
- Wolałabym, żeby został. - mruknęła, tuląc się do Aomine, czerwonowłosemu zaś posyłając mroczne spojrzenie, od którego tamten machinalnie się cofnął. Niech sobie nie wyobraża nie wiadomo czego, chociaż udało mu się załatwić Daikiego. Kagami mruknął tylko coś niezrozumiałym tonem, całkowicie wycofując się ich życia intymnego.
- Pff, spadaj, sam byś znalazł sobie kogoś, a nie porządnym [Tja, baaardzo xD /m] ludziom przeszkadzasz. - burknął Aomine. - Tetsu, możesz wziąć mi tego idiotę sprzed oczu?
- Um, pewnie, i tak tylko przechodziliśmy. Pójdziemy już. - Kuroko wydawał się być zupełnie niewzruszony sytuacją. - Idziesz, Kagami-kun?
- Ja ci dam idiotę... - czerwoniak [nw czemu tak napisaliśmy, wyszło, że jeździmy Kagamim po Wawie xD /m] zaparł się agresywnie, całkowicie ignorując Tetsuyę - Przyszedłem tu zagrać, a nie trząść portkami! - żachnął się. Nie było mu do śmiechu, ale postanowił wykorzystać okazję. - One-on-one. - posłał Aomine spojrzenie miotające pioruny.
- Hahaha! - Daiki wybuchnął lekceważącym śmiechem. - Głupi jesteś, czy co? No cóż, skoro tak bardzo lubisz przegrywać, nie ma sprawy. Wedle życzenia!
- Zmiażdż go. - rzuciła dziewczyna na odchodne. Nikt nie musiał wiedzieć, do kogo tak serio były skierowane te słowa.
***
- Tak! Tak jest, Kagami! Zmiażdż go~! - dopingowała, skacząc jak oszalała. Rozgrywka trwała blisko od kilku minut, a czerwoniak zdążył pokazać swoją przewagę nad Aomine z zastraszającą mocą, przeciwnik zaś wyraźnie oklapł [cokolwiek tzn... xD /m]. No bo co to niby za filozofia!? Odkąd to laski kibicowały stronie wrogiej swoim ukochanym? Grali, grali i nagrać się nie mogli, a sam przebieg przypominał bardziej pojedynek graczy NBA. Koniec końców Kagami wygrał, chociaż tak bardzo się starał, aby temu zapobiec. Najwyraźniej teraz zwycięzca odczuwał pełne prawo do boiska, tymczasem Aomine przeklął przepięknie kilka razy i kopnął piłkę, która uderzyła z impetem o płot.
Wtedy ona zaskoczyła go po raz kolejny, rzucając się na niego jak amerykańska biedota na centra handlowe podczas czarnego piątku. Jak napalony ogier na bezbronną klacz. Dosłownie, wzięła go tu i teraz, uwieszając się na nim w dzikim szale. Oczy wypełniała pasja, usta i język szalały, ręce zaś miotały się jak obłąkane, nie mogąc znaleźć sobie miejsca na jego ciele. Kiedy już oderwała się od Daikiego, którego po raz pierdyliardy wryło dziś w ziemię, popatrzyła na zgłupiałego Kagamiego. Ten odruchowo wycofał się, szukając niemej pomocy u Kuroko, jednak Tetsuya najwidoczniej gdzieś się ulotnił. Mina czerwonowłosego mówiła wyraźnie "Czas stąd spieprzać!". Wtedy przypadła do niego, zamknął oczy oczekując piekielnego kwasu, whatever, a ona...
Eee? Otworzył oczy, być może ryzykując ich utratę. Ukłoniła się przed nim najniżej jak mogła, wykrzykując energicznie:
- Arigatou Gozaimasu! Oby tak dalej! - to mówiąc, zostawiła Kagamiego na pastwę dziwacznych rozkmin, sama zaś wrzuciła wsteczny, aby móc dalej napastować Daikiego, też niezbyt ogarniającego cały incydent.
Chłopcy popatrzyli po sobie w niemym zdumieniu. Widać, że rozumieli się bez słów: co to miało być?! Nie otrzymali jednak odpowiedzi na to pytanie.
Wziuuu~ Kuroko nagle znów się pojawił. - Kagami-kun. Idziesz?
Taiga zmartwiał, o mało nie zachłystując się własnym gardłem. - Jezu, ty piekielny konusie! Jazda stąd! - chciał mu dołożyć, jednak Tetsuya w porę wymierzył mu obezwładniający cios w zebra.
- Moja ty ofiaro losu~! - piszczała nad Aomine w wielmożnym zachwycie. - Mój ci, jesteś, mój!
Szczęka opadła mu do ziemi. Cóż, dla takich momentów czasem warto się poświęcić i przegrać... Lub raczej wygrać, hue hue~ Pozbierał się i posłał jej uśmieszek kogoś, kto trafił w totka milion dolców. Tymczasem Kuroko odciągał Kagamiego, w dalszym ciągu stojącego jak ogłupiały.
- Borze, ta twoja mina...! - wykonywała w powietrzu trudne do jasnego zinterpretowania gesty. - Borze! - znów się nań rzuciła, obsypując pocałunkami - Wiedziałam, że ze mną to nie przejdzie! Musisz częściej grać z czerwoniakiem!~ - oznajmiła przesadnie podniecona - Wtedy jesteś taki... Och, wiesz o co mi chodzi! Wtedy jesteś prawdziwym przegranym~!
- Huh? Nie lubię przegrywać - skrzywił się. Ten jej entuzjazm był zbyt... uroczy. - Ale jeśli już, wolałbym przegrywać z tobą, a nie z nim... Może tak być? - wyszczerzył się.
- NIE!! - zaprzeczyła tak gwałtownie i z tak mrocznym obliczem, aż musiał zadrżeć w środku. W sumie zdziwił się, ze jeszcze nie polał po gaciach. Tymczasem ona odchrząknęła, uspokajając się nieco, aż twarz rozpogodziła się. Pogładziła Daikiego po policzku - Nie zgadzam się na taki układ, kochanie. Zwyczajnie nie mogę~ - uśmiechnęła się łagodnie. Uprzedziła jego pytanie. - Dlaczego? Właśnie dlatego, że przegrana ze mną byłaby przyjemnością. A wtedy twoja twarz... Nie... - pokręciła głową - To już nie jest to samo.
To utwierdziło Aomine o autentyczności jednej z głównych prawd dotyczącej kobiet.
Tych mężczyźni nigdy nie zrozumieją, nawet jeśli kiedyś pokochają je całym sercem.
Okej, za pierwszy razem się nie dodało, muszę wszystko pisać od nowa ;(
OdpowiedzUsuńSUPER MEGA HIPER RAGE MODE ON!! ;^;
Zacznijmy (znowu) od tego, że to świetne opko, zwłaszcza, gdy w tle leci Mother's Protect czy jak to tam miało ;^;
Niektóre wątki to po prostu mnie rozyebażing po całości na częście pierwsze XD
Na przykład:
"Gdyby tylko miała jakikolwiek biust... mógłby zwalić winę na jej cycki. Tych jednak zdawała się nie posiadać. Taa, sprawdził, tak przy okazji zerkając kątem oka. Płaska jak deska."
Do mnie moja deskooooooooo <3
"Wskutek tej aktywności wezbrała w nim fala niepohamowanych uczuć rozmiarami dorównującymi tsunami, które spustoszyło mózg, pozbawiając zdolności jasnego rozumowania. "
W skrócie : stanął mu i tyle ^^ XD
"Ciekawe, czy niżej poszło by tak samo dobrze.
Stop! Nie myśl o tym, bo jeszcze ci stanie, upomniał się. "
O wilku mowa :3
"- Miękka pizda z ciebie, wiesz? - mruknęła, padając na beton, kiedy było już po wszystkim. A konkretniej po ponad dwugodzinnej potyczce, gdzie po upływie niespełna kilku minut przestali liczyć punkty. Sięgnęła do torby porzuconej obok i wyjęła bidon z piciem przyozdobiony dość oryginalnym kaktusem*."
Po mojemu brzmiało by to zupełnie inaczej:
"- Miękka pizda z ciebie, wiesz? - mruknęła, padając na beton, kiedy było już po seksie. A konkretniej po ponad dwugodzinnej orgii, gdzie po upływie niespełna kilku minut przestały się liczyć uczucia. Sięgnęła do torby porzuconej obok i wyjęła bidon z piciem przyozdobiony dość oryginalnym penisem*."
Tak lepiej XDDDDDDDDDDDD
"W ogóle ciężko było mu mówić, kiedy siedzieli tak blisko, stykając się ramionami, mokrzy, gorący i lepcy od potu. Jak po dobrym seksie..."
O WILKU MOWA XD
"- Co do diabła? - parsknął Daiki, szybko doprowadzając się do kultury. - Kagami, ty też nauczyłeś się znikać?"
O luju, czyżby Kuroko w końcu nauczył się być seme?
"Eee? Otworzył oczy, być może ryzykując ich utratę."
A TO MNIE PO PROSTU ROZJEBAŁO NA MAKSA XDDD O LUJU XDD
Kończąc, biorę się za następne opko o ile uda mi się utrzymać przytomność, tyle tu bishów omnomnmnomnom *q*
A no i... WIĘCEJ ;3: !!
Nie mogę oddychać, tak się uśmiałam. DZIĘKI :*
UsuńNyaaaa, kwiatuszku!
UsuńRozdaje plemnicki, stanął mi przez ten zacny kom♡
8===>~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•
UWIELBIAM TWOJE KOMY, DLA TAKICH LUDZI POWINNI STWORZYĆ SPECJALNE KATEGORIE NOBLA
Jak to możliwe, że tak dobrze odczytslas nasze" znaki" takie jak chociażby kaktus xD uwielbiam cię i specjalnie dla cb jestem gotowa wsadzić sobie węża ogrodowego, marchewkę, kostki lodu, ogórki, a na koniec doprawić to gruszką papieża♥
Dzięki, że z nami jesteś~
Yuki, skąd ty bierzesz takie zajebiste laski, dawaj mi numer do nich wszystkich, alfonsie~♡