mypersonal ~Kurosaki Ichigo~ Wybawca [#1]



Ichigo nas nie kocha, Yuki musiała przepisywać to wszystko, żeby działało, bo pierwotna wersja była jakaś wadliwa i nie działała na żadnym sprzęcie... Ale Yuki potrafi :D Czego się nie robi dla Pana Truskawki? Dla niego robi się wszystko, ot co! Jak się zbierzemy, to niedługo zagości na blogu część druga~

Nw, skąd Yuki bierze te tytuły xD









mypersonal ~Kurosaki Ichigo~
Wybawca [#1]









Westchnęłam, ubierając się do wyjścia z pracy. Meczący dzień wreszcie dobiegł końca i mogłam wrócić do domu, o czym marzyłam od samego rana. Jedynym, czego teraz pragnęłam, było położyć się i zasnąć. W łóżku oczywiście.
Zasnąć i nie przejmować się niczym. Ani szkołą, ani rodzicami, ani wkurzającym rodzeństwem, niczym. Karakura była spokojnym miasteczkiem, ale czasami serio miałam dość...
Nie, nie znaczy to, że nie lubiłam swojej codzienności, o nie! Po przeprowadzce tu, szybko poznałam świetnych ludzi, a praca w cukierni była moim wymarzonym zajęciem. Jednakże dziś nie miałam już na nic ochoty, więc czym prędzej pośpieszyłam do domu. Na szczęście nie miałam daleko, dziesięć minut z Kitakawase do Minamikawase. Tak było i tym razem.
- Spaaaać...
Ziewnęłam, zerkając na zegarek. Trochę wcześnie na drzemkę, ale trudno, w końcu cały tydzień byłam na najwyższych obrotach. Szybko do domu...
Wtem się wzdrygnęłam, jakby coś oślizgłego przejechało mi po wnętrznościach. Zachwiałam się jak pijana. WTF?! Nagle powietrze zrobiło się bardzo ciężkie.
I wtedy coś kazało mi spojrzeć na lewo, za siebie, czego już za chwilę miałam pożałować. Dosłownie znikąd wypełzł robal górujący nade mną wysokością ładnych paru metrów. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku, nie mogłam w ogóle ruszyć się z miejsca, zupełnie jak gdyby zasypano mnie górą piasku, pozostawiwszy nad ziemią jedynie głowę. Tymczasem długołapy goryl z białą mordą modliszki wystawił na zewnątrz swój oślizgły jęzor ociekający śliną, po czym obnażył szereg kłów, których mógłby mu pozazdrościć niejeden dinozaur czy inne wymarłe gówno. Ueh, ale ja skupiłam się na tym obleśnym jęzorze... Był chyba dłuższy od całego przewodu pokarmowego. Na samą myśl o tym coś we mnie skisło, a całe spożyte dziś jedzenie podeszło mi do gardła.
Cudnie.
- Witam panienkę... - zza białej zbroi dobiegł mnie gardłowy pomruk. Yyyh?! To coś mówi!!
- Na... N-nani? - wykrztusiłam. Cholera, nie wiedziałam nawet, gdzie mam patrzeć podczas szumnie zwanej komunikacji. Pewnie po prostu zmęczenie wzięło górę, zasnęłam na środku ulicy... i śnią mi się teraz takie osobliwe rzeczy.
Bum! Bum! Bum! Tęgie cielsko opancerzone czymś w rodzaju kostnej zbroi ruszyło naprzód, czyli w moim, kuźwa, kierunku, niszcząc szereg wyrastających z ziemi słupów, a przy okazji pozbawiając mieszkańców okolicy prądu na najbliższe kilka dni.
- A cóż to, panienka tak sama tutaj spaceruje?
A temu co, na wywiad środowiskowy się zebrało? Co za idiota. Przebrał się za kosmitę i myśli, że wyrwie laskę. Takiego wała! A ja to niby lepsza?! Zamiast stąd spieprzać, stoję sobie i czekam, aż zrobi mi nie wiadomo co. Nie ma bata, żywcem mnie nie weźmie!
- Nie spaceruję... Sorki, śpieszę się! - spierdoliłam w krzaki i pognałam na skróty w przeciwnym kierunku, ale stwór był szybszy... dużo szybszy. To chyba nie był dobry pomysł.
Wydał z siebie dźwięk przypominający zduszony, charczący śmiech. Jak u starca. Nie, wróć, jak u starego rzęcha, któremu kaszle silnik. Tam, gdzie powinien znajdować się tors... Nie było torsu. Była szyja wielkości góry Fuji przechodząca w trzy razy większy brzuchol. A w nim centralnie znajdowała się okrągła dziurka. Oesu, co za oblech! Dam sobie rękę uciąć, że robi z tą dziurą coś, o czym nie chcę wiedzieć.
Chwilunia! Kiedy ja właściwie miałam sposobność tak dobrze mu się przyjrzeć? Cóż, mam szeroki zakres widzenia, jednak ten stwór zwyczajnie cały czas stał przy mnie! Gdzie bym nie spieprzyła, ile bym nie biegła, on cały czas był tuż tuż. Nie można było tego nawet nazwać deptaniem po piętach.
- Uroczo, nie ma to jak spacerek z piękną i smakowitą brunetką wieczorową porą. - wyrzęził, po raz pierwszy czyniąc w moim kierunku ruch bardziej sprecyzowany. Trzymał mnie w garści. DOSŁOWNIE! I to tak, że zwisałam głową w dół! Poczułam żółć podchodzącą mi do gardła. Teraz perspektywa zwrócenia posiłku przestała się liczyć.
Zaczęłam drzeć się wniebogłosy, mimo że w pobliżu nie było nikogo. A co tam, instynkt przetrwania. Chociaż nie zapowiadało się, żebym jeszcze długo miała przetrwać.
- Mhmmm... Smakowity widok. - z tej perspektywy nie widziałam modliczkowatej gęby z białą monobrwią, gdyż zasłaniał mi ją opasły brzuch tego gada. Stop! Poprawka, to właśnie miałam przed oczyma, a te przecież zamknęłam. Ugh, moja pamięć wzrokowa daje o sobie znać. I jeszcze przewiewa mi, kurna tyłek, bo jakiemuś pindziusiowi zachciało się majtać mną jak szmacianą lalką. Zaraz, zaraz... Zimno mi w tyłek... No tak, zajęta wrzaskami zapomniałam, że mam na sobie mundurek. Jego dolna część, szara plisowana spódnica podjechała do góry, pozwalając gorylowi oglądać moje ukochane majty w jednorożce.
- A ten jeszcze lepszy. - zaczął pchać paluchy nie tam, gdzie trzeba.
NIE, KURWA! TYLKO NIE TO! Kosmita robi mi palcówkę?! To tak mam umrzeć?! Rozdarta od środka przez paluch wielkości Karakury?! Szarpałam się w szale, ale równie dobrze mogłabym walić głową o ścianę, efekt byłby ten sam. Po czole ściekały mi łzy. Fajnie, to by było na tyle. Koniec bajki, dobranoc.
Wpadłam do dziury, z której nie było ucieczki. To wszystko trwało stanowczo zbyt długo. Niech lepiej od razu mnie zeżre, przynajmniej nie będę musiała robić za łożysko dla istot pozaziemskich. Całkowicie zrezygnowana, poddałam się mojemu przeznaczeniu. Myślałam o tym, czego jeszcze nie zdążyłam zrobić, i nigdy nie zdążę... Być najlepsza w szkole, wygrać w totka, pocałować miłość mojego życia...
Tępo patrząc w przestrzeń, zarejestrowałam mój ostatni obraz przed zejściem z tego świata. Co za ironia, wisząc do góry nogami, moja głowa znalazła się dokładnie na wysokości tej popieprzonej dziury, przez którą zobaczyłam najbardziej pokrętny obraz podarowany mi przez los. Co za pieprzone błogosławieństwo, ujrzeć przed śmiercią fatamorganę przedstawiającą swojego ukochanego z miną srającego kota na pustyni, popylającego po mieście w czarnym szlafroczku. Co za ironia, zaraz umrę, ale chichram się jak potłuczona. To z pewnością fatamorgana!
I wtedy w moim sercu zagościł promyk nadziei, gdyż usłyszałam aż zanadto znajomy głos:
- ZOSTAW JĄ, TY OPASŁE ŚCIERWO!
Istnieje jeszcze ewentualność, że w dzisiejszych ciastkach były podejrzane substancje wywołujące halucynacje i naprawdę obudzę się na środku ulicy, ale...
Ten głos. Był prawdziwy.
Poznałabym go wszędzie, przecież należał do NIEGO.
Wytrzeszczyłam załzawione oczy i wykrztusiłam z całych sił:
- I-Ichigo?! Ichigo...!
Nieważne, że właśnie stałam się uosobieniem najciotowawszej z ciot. Ważne, że przybył postrach liceum Karakura, całej dzielnicy, całego miasta! Jeśli nie Japonii, świata i tak dalej. Stanowił dla mnie gwiazdę wielkiego formatu, ale ponieważ nadal wisiałam do góry pizdą, na przemian płacząc, piszcząc i śmiejąc się jak debil, nie byłam w nastroju do wysławiania go pod niebiosa.
- Szynkami... Czułem cię w pobliżu! - wycharczał stwór, a ja znów wrzasnęłam, ledwo unikając zderzenia z pobliskim drzewem, a potem... Brak synonimów dla frazy "opasły kałdun goryla".
Ichigo w charakterystyczny dla siebie sposób zmarszczył brwi. Kuźwa, uwielbiałam w nim nawet to. Wyglądał wtedy tak cool, nie przebiłby go nawet jego świrnięty rudy kolega z markerowymi brwiami.
- Shinigami, deklu, SHINIGAMI!! Tak to się mówi! - machnął ręką dla podkreślenia wagi swych słów.
Hello, dalej tu wiszę, a oni rozprawiają o szynce.
- Uhm, przepraszam, że przeszkadzam - odezwałam się ze zniecierpliwieniem - ale wieje mi trochę pod kiecą, i to nie tylko z powodu wiatru ani faktu, że wiszę do góry nogami, cholera! - tak, ponieważ zostałam perfidnie zmacana, uznałam swoje pełne prawo do narzekania.
Pan Truskaweczka wreszcie raczył na mnie spojrzeć, przerwawszy kłótnię z kosmitą. Kiedy dotarł do niego sens moich słów, na co musiałam niestety poczekać dłuższą chwilę... Wow, nie spodziewałam się, że w takiej pozycji mogę doznać małego prywatnego orgazmu, i to nie na skutek penetracji jakimiś mackami! Spowodowała to twarz Ichigo, która zgodnie z imieniem przybrała odcień dojrzałej truskawki.
Maczeta w jego rękach zaczęła drżeć, a on, nie mogąc wydusić ani słowa, stał i patrzył na mnie jak cielę na malowane wrota. W innej sytuacji cieszyłabym się z poświęconej mi uwagi, ale niestety czarne scenariusze w mojej głowie zaczęły się spełniać szybciej, niż myślałam.
- Dość! - zakrzyknął goryl, opluwając mnie lepką śliną przypominającą żabi śluz. Powinna ona dotrzeć też do Ichigo, lecz gdy zerknęłam w jego stronę... Kurwa, mój niedoszły wybawca właśnie spierdolił! Stwór wykorzystał okazję. - Czas na orgię!! - uniósł mnie do wilgotnej paszczęki i polizał moją twarz szorstkim jęzorem, przez co omal się nie utopiłam.
- ŻRYJ TO!! - wtem zza jego pleców wyskoczył Truskawa i machnął maczetą.
Huh?
Fruuu, poleciałam w dół. Świetnie, jestem wolna. Szkoda, że zaraz zakończę żywot jako mokra plama na asfalcie. Cóż, i tak lepsze to niż bycie zeżartym przez potwora.
Kątem oka dostrzegłam, jak ten też znika, jakby rozdzierany od środka. Amen, umrzemy oboje.
Wziuuuch! Wtem coś świsnęło, a ja w następnej sekundzie przestałam spadać. Otoczyło mnie przyjemne ciepło. Hę? Co to? Już deadłam i jestem w niebie? Otworzyłam oczy.
OMFG, O MY FUCKING GEAAAD! Zdecydowanie w niebie, jako że znajdowałam się w objęciach pewnego znajomego przystojniaka.
- Yo, żyjesz, _____. - podsumował Ichigo rozbudowanym zwrotem. Ale wypowiedział moje imię, mokro mi~
Zamrugałam, jakby nie do końca rozumiejąc wypowiedziane przez niego słowa. Zresztą nagła bliskość też nieco mnie oszołomiła. W końcu zdumiona wydusiłam z siebie głos.
- Och. Serio... żyję?
- Taa, coś takiego? - prychnął, nie szczędząc sarkazmu, a przy okazji przewracając oczami. Nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem, chamstwo w państwie!
- Ach... No tak... - odparłam zbita z tropu, czując pieczenie na policzkach. - Dzięki. Za ratunek. Tylko... - chrząknęłam. - Trochę tu wieje. Zimnoo.
Wooow, tym razem nawet na mnie spojrzał! Aw yeah, jestem boska, jest mi bosko, aw yeah. Co z tego, że jego cudne oczy wyraźnie pałały niechęcią. Lub chęcią zrobienia mi czegoś złego.
- Co ty nie powiesz?! - głos nieco mu się podniósł, więc odchrząknął, aby nieco przystopować. - W końcu jesteśmy w powietrzu, nie? - żaaal, odwrócił wzrok, przenosząc go z powrotem na nieokreślony punkt przed sobą.
- No tak...
Potem zapadła niezręczna cisza. Nie rozumiałam nic z tej całej sytuacji, ale miałam uczucie odlotu, jakby to wszystko nie działo się naprawdę. Przecież cudny Truskaweczka nie trzymałby mnie tak troskliwie, gdyby to nie był sen. Niestety.
- Hej, czemu masz taki dziwny strój? - zapytałam nagle z głupia frant. Dziwny czy nie, i tak wyglądał bosko. Jak zawsze.
Niestety, w tej samej chwili ujrzałam na jego czole pulsującą żyłkę. Ups~
- Czemu wy zawsze sprowadzacie każdy temat do ciuchów?! Co ci nie pasuje?! - zaczął się na mnie drzeć, nawet nie pozwalając mi dojść do głosu. - Przymknij się, kobieto, zanim wyjdę z siebie i stanę obok!
- A - zatkało mnie, ale tylko na chwilę. Po chwili odzyskałam głos. - Ehehe, sorkiii... Miałam na myśli, że jest bardzo twarzowy. Naprawdę ci pasuje. Nie gniewaj się~
- A co mnie obchodzi, jakie mam ciuchy robocze! - żachnął się, przybierając bardziej zawziętą minę, niż gdy rzucał mi się na ratunek. - Biorę, co dają - dodał po chwili.
- To dobre dali ^^ - uśmiechnęłam się przymilnie, choć nadal nie ogarniałam, o co tu chodzi.
Po upływie kilku minut Kurosaki zeskoczył na twardy grunt. Na moje szczęście głupiego załapałam się na dalsze rezydowanie w jego ramionach. ♥
A potem dotarliśmy do jego zacnego domu. Da faq, ciekawie wchodzić do własnego pokoju na skróty, znaczy się oknem xD
- Dobra, deklu - oznajmił, sadzając mnie na swoim łóżku. - Czekaj na mnie, zaraz wracam. Znaczy się... Eee... - podrapał się po głowie. - Nigdzie nie idź, _____, idę budzić starego. - to mówiąc, zniknął za drzwiami.
Nie zdążyłam nawet mrugnąć okiem, gdy pojawił się z powrotem, jednak nie było z nim jego ojca.
- Huh? Szybki jesteś. Twój tata śpi? Nie chcę przeszkadzać. - powiedziałam zdziwiona.
Kurosaki Isshin był dość... specyficzny. Ilekroć przychodziło się do Ichigo, zawsze podsłuchiwał pod drzwiami, usilnie namawiał syna do różnych nie do końca przyzwoitych rzeczy albo wyczyniał inne cuda. Aż dziwne, że mając jego geny Ichigo był taki dojrzały i poważny. Zazwyczaj.
Zazwyczaj dało o sobie znać już w następnej sekundzie, gdy chłopak zabrał głos.
- Hę? Stary pryk? Wybył, nie będzie nam przeszkadzał, haha~ - wyszczerzył się jak... jak nie on.
- Emm... Okej. - odparłam zbita z tropu. Czemu coś mi się tu nie podobało? I nie chodziło bynajmniej o dziwną atmosferę, która nagle ogarnęła pokój.
Nieco skrępowana spuściłam wzrok, odwracając się do niego bokiem. Wyjrzałam przez okno, przez które tutaj weszliśmy. Ulica była nadzwyczaj spokojna, chociaż kable zerwane przez goryla nadal leżały na ziemi... ale normalność, którą reprezentowała sobą Karakura wydawała mi się nadzwyczaj odległa. To wszystko, co się dziś wydarzyło, było zbyt surrealistyczne. Nadal zastanawiałam się, czy to aby nie sen.
Czułam na sobie wzrok Ichigo, namolny, natrętny. Dziwne, że mi to nie odpowiadało, skoro zawsze pragnęłam znajdować się w centrum uwagi mastera Truskawy. Ale teraz... Odważyłam się nań zerknąć i przepadłam z kretesem. Ten cymbał gapił się centralnie na moje cycki, na dodatek ślinił się bardziej, niż opasły kosmita kilka chwil temu.
- Co? - burknęłam niezbyt grzecznie.
- Hę? - oblizał wargi i podszedł krok bliżej. Oczodoły miał praktycznie puste.
- Ichigo! - wzdrygnęłam się z niesmakiem.
- Co tam?
Wreszcie na mnie spojrzał, dziadu kalwaryjski.
- Co z tobą?! Jesteś jakiś dziwny! - podniosłam głos do zniecierpliwionego pisku. Cała sytuacja coraz bardziej przekraczała moje oczekiwania.
- Ja?! Dziwny?! - wykrzyknął, demonstrując swe oburzenie zarówno tonem głosu, jak i przesadnie dramatyczną pozą: stanął w rozkroku, bijąc się pięścią w klatkę piersiową. - Ja? Wielmożny Pan Cudowny o Wielmożnej Boskości™?! Dziwny?! - wymierzył we mnie palec. - Tak jak myślałem, tak bardzo onieśmieliła się moja cudowność, że aż postradałaś rozum.
Rozdziawiłam usta i wgapiłam się w niego w przemożnym zdumieniu. Od kiedy to Ichigo mówił na siebie w ten sposób...
- Emm... Dobrze się czujesz? - zapytałam, chociaż sama nie byłam w pełni sił. Zdaje się, że ratowanie idiotek szkodzi zdrowiu.
Uśmiechnął się jak kot, przez co skrzywiłam się. Czyżby miał jeszcze jedną jaźń? A może coś brał? WTF?! Odskoczyłam do tyłu, kiedy rzucił się na mnie, przez co chybił celu, czyli moich cycków.
- Jak miło wiedzieć, że ktoś mnie kocha...! - z oczu pociekł mu strumień łez.
O NIE, skąd wiedział? Przeraziłam się, lecz nie dałam tego po sobie poznać.
- Zostaw mnie, zboku! Nie wiem, co ci odbiło, ale zdecydowanie nie odpowiada mi takie położenie!
- A jak byś wolała? - posłał mi uśmiech perwersa, przez który o mało nie wyskoczyło mi serce. Wróć, raczej zakopało się w najgłębszych czeluściach organizmu, wlazłszy gdzieś między żołądek a pęcherz moczowy. Niewiele brakowało, żebym popuściła z szoku, to była gorsza trauma niż po spotkaniu z gorylem. - Mogę zostać twoim pieskiem, podoba mi się! - chłopak kucał oparty o skraj łóżka, z łokciami między moimi udami, podczas gdy ja, kurna, miałam za sobą jedynie okno. Na dodatek otwarte. No sorry, to przekraczało wszelkie wyobrażenia!
- M-mógłbyś przestać się wygłupiać? To nie jest śmieszne... - wydukałam, przekonana, że mój ukochany postradał zmysły.
- No pewnie, że nie~ Mówię poważnie! - wydął wargi w śmieszny ciuczek i położył sobie dłoń na sercu. - Będę wiernym pupilkiem... - znów osadził świecące ślepia w wiadomym miejscu, na 200% mając kosmate myśli. - ...wręcz niewolnikiem... T-twoich... twoim. No chodź, przytul mnie do serduszka~!
Och, w każdej innej sytuacji zrobiłabym to z rozkoszą. Więc dlaczego teraz nie miałam na to zbytniej ochoty? Cofnęłam się pod otwarte okno.
- Uhh... Chyba... Chyba muszę już iśc, wiesz... zasiedziałam się... - bełkotałam jak pijana, chociaż to on się tak zachowywał.
- No chyba nie! - lampił się na mnie tymi swoimi gałami jak sroka w gnat, a potem rzucił się na mnie, oplatając moje biodra mocnym uściskiem, ZNÓW wsadzając nos pod spódnicę. - Ładne. Onee-san miała podobneee~ - moją bieliznę dosięgnął rozmarzony wzrok Ichigo.
- Kurwa?! Precz z łapami! - trzepnęłam go po łbie. Coś czuję, że później będę potrzebowała kocyka bezpieczeństwa, tego antyszokowego...
Wtem zza ściany dobiegły mnie odgłosy przywołujące na myśl typową rodzinną sprzeczkę Kurosakich. Przełknęłam głośno ślinę. Mam przekichane! Wtem coś pierdykło i po raz kolejny doznałam szoku, a ilość potrzebnych mi kocyków drastycznie wzrosła. Ogłupiała patrzyłam, jak drzwi otwierają się, a następnie wpadają przez nie Yuzu, Isshin oraz...
- ?!
- Ty zmechacony perwersie... - drugi Ichigo spiorunował wzrokiem swoją wiernie odwzorowaną kopię. Chyba że to on był kopią, a leżący na mnie Ichigo prawdziwy... A może obaj są prawdziwi, albo co gorsza NIEPRAWDZIWI.
Czyżby całe moje dotychczasowe życie było kłamstwem?!
- Ty kupo kłaków - wokół Ichigo w Sutannie™  zaczęła zbierać się mroczna aura, przez co uścisk Zmechaconego Ichigo™ wyraźnie zelżał, a on sam zaczął nerwowo dygotać. Po sekundzie zaczęli ganiać się po pokoju.
Podczas gdy dwóch Truskawów latało jak upierdliwe muchy, pierwszy usiłując zarżnąć drugiego maczetą, do łóżka, na którym siedziałam, podczołgał się zacny ojciec rodziny.
- Och, wybacz, że przeszkodziliśmy~ - Isshin wydawał się być niewzruszony tym, że może stracić syna, albo i dwóch, o ile moja teoria o ukrywanym, niedorozwiniętym bliźniaku rudzielca była prawdziwa.
- Weź się ogarnij, ojciec, ona krwawi! - do pokoju wkroczyła Karin, druga z sióstr. - Może byś się nią zajął, a nie, na pogaduchy ci się zebrało!
Huh? Że co? Krwawię?
- Eee... - zająknęłam się, nie nadążając za tempem rozwoju wydarzeń. Rzeczywiście na nodze miałam jakieś czerwone plamy, ale przysięgłabym, że nie było ich, zanim uczepił się mnie Zmechacony Ichigo™. Zresztą, niczego już nie byłam pewna. - P-przepraszam... Wyjaśni mi ktoś, o co tu chodzi?
- Zależy, o co chodzi tobie. - mruknęła Karin, posyłając reszcie domowników chmurne spojrzenie spode łba. Najwyraźniej tylko ona miała w tej rodzinie łeb na karku. - Idę po opatrunki. Zdaje się, że nikt nie zechce pofatygować się za mnie. - dodała kąśliwie i już jej nie było. Odniosłam wrażenie, że chciała już tu wracać.
- Synu, co to ma znaczyć?! - Isshin wyprowadził cios z piąchy, jednak Ichigo był szybszy i uniknął go, wjeżdżając ojczulkowi z buta.
- Właśnie, co tu się dzieje?! - pisnęła Yuzu, do tej pory praktycznie niezauważona. Zdaje się, że widok dwóch braciszków nieźle nią wstrząsnął, bo po chwili zemdlała. Isshin zajął się nią, zaraz po tym, jak wypchnął na wierzch nos rozkwaszony przez syna.
Ichigo zaś, ubiwszy Zmechaconego™, stanął nade mną z posępnym wyrazem twarzy. Poczułam, że tracę grunt pod nogami, a na policzkach wykwitają mi rumieńce.
- Ichigo...? - zapytałam z wahaniem. - Prawdziwy Ichigo, prawda?
- Taa... - mruknął, zaciskając dłonie w pięści. Nie mówcie, że mnie też chce ubić, żeby prawda o sekrecie rodziny Kurosakich: ukrywanym przez lata synu chorym umysłowo nie wyszła na światło dzienne! Już widziałam te nagłówki w gazetach. "Tajemniczy mord niewinnej uczennicy liceum!"
- Um... Więc... - musiałam o to zapytać, przynajmniej przed śmiercią poznać prawdę. - Więc kim jest on?... - wskazałam Zmechaconego™, leżącego bez życia w kącie pokoju. Prawie zrobiło mi się go szkoda.
- Że co?! - parsknął Ichigo, poderwawszy się energicznie. - P-po co ci to wiedzieć?! - ofuknął mnie, ale zaraz stracił rezon. - C-co ten niedojeb odwalał, jak... - kurwa, trzymajcie mnie, DRUGI RAZ dziś się zarumienił! - Jak mnie nie było... - wydusił.
Kątem oka zauważyłam, jak Isshin opuszcza pomieszczenie, wynosząc na rękach nieprzytomną latorośl. Zanim drzwi całkiem się domknęły, puścił mi oko, uśmiechając się łobuzersko. Co to niby miało znaczyć?
- Umm... - boski widok zawstydzonego ukochanego odebrał mi zdolność składnego mówienia, na szczęście na krótko. - No, właściwie... Patrzył sobie tu i ówdzie... - chrząknęłam z zażenowaniem, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
- T-tu i ówdzie? - cofnął się o krok. - T-to  znaczy gdzie?
- N-no... Sam wiesz g-gdzie! - spąsowiałam, ale na jego twarzy nie pojawiło się zrozumienie. - No weź, s-serio muszę mówić...
- A... Ale... - wreszcie ogarnął, co poskutkowało kolejnym rumieńcem. Ciekawe, kto z nas bardziej przypominał rzeczoną truskawkę. - Ale nie zrobił n-nic, co naruszyłoby t-twoją... c-ciele... - słowa wyraźnie wiązły mu w gardle, a czerwone oblicze oblało się potem. - Za jakie grzechy...
Kawaii. Byłam w czarnej dupie, ale nie mogłam myśleć o niczym innym niż o tym, jaki był teraz uroczy.
- Nie! N-nic podobnego...! - pośpieszyłam ze skrępowanymi zapewnieniami.
Ichigo z westchnieniem ulgi opadł na podłogę. - Rany... Ale ulga, jakby mi kto szczotkę z zaplecza wyjął. - przejechał sobie ręką po twarzy, a następnie po włosach. Wyraźnie ochłonął. Miałam wrażenie, że bardziej martwił się o Zmechaconego™ niż o mnie... Cóż, mogłam udawać, że było inaczej.
Zmarszczyłam brwi, lustrując sylwetkę chłopaka. Nadal paradował w szlafroczku, co dodawało mu uroku. W ogóle, jak zwykle był cudny. Pąs prawie zniknął z jego twarzy, ale nie całkowicie, przez co miałam ochotę rzucić się na niego i wyściskać jak jakiś pedofil. Swoją drogą, to dość niesamowite, żeby chłopak tak łatwo się zawstydzał... Ciekawe, kiedy zorientuje się, że drzwi są zamknięte, a w pokoju nie ma nikogo poza nami. Jeśli nie liczyć nieprzytomnego Zmechaconego™.
- No i? Co nic nie mówisz? - spojrzał na mnie, jakbym zabiła mu matkę łyżeczką do herbaty. Drgnęłam nerwowo.
- Oj, sorki. Odpłynęłam. Zanim się... spotkaliśmy na ulicy... - chrząknęłam z rozbawieniem - byłam dość śpiąca. Nadal jestem. - uwaliłam się na wyro i ziewnęłam.
- To pewnie od utraty krwi... - odrzekł nad wyraz spokojnie. Dopiero kilka sekund po tym zajarzył, że moja senność ma dość złowrogi charakter. - Ej. - trochę spanikował, nie stracił jednak zimnej krwi. Nie znałam go jeszcze od tej strony. Dźwignął się z podłogi i bez wahania ułożył mnie wzdłuż, a nie w poprzek łóżka, jak leżałam do tej pory. Senność pogłębiała się. - Nie waż mi się zasypiać, deklu! Ej, _____! - krzyknął tuż nade mną.
Jego twarz... Rany, miała taki poruszający wyraz, że coś mnie tknęło. Z trudem podźwignęłam głowę z poduszki i zmniejszyłam odległość między naszymi twarzami, przyciskając usta do jego ust.
Rany, jak dobrze... To była chwila, ale cudowna chwila. Kto by się spodziewał, że się kiedyś na to zdobędę. Ale ugh! Przecież nie sposób się oprzeć tej minie, tej przystojnej, zatroskanej twarzy. Nie zdziwiło mnie, że poczułam smak truskawki, chociaż równie dobrze mogłam to sobie wyobrazić.
W pierwszej chwili Ichigo zamarł w bezruchu, totalnie zaskoczony. Jednak po upływie sekundy drgnęła mu powieka. Wow, jak miło, że nie pozostał totalnie obojętny... Bardzo miło...
Opadłam z powrotem na pościel. Lekko kręciło mi się w głowie, co raczej nie było dziwne, biorąc pod uwagę, co właśnie zrobiłam. I nadal tak strasznie chciało mi się spać. Oczy same się kleiły, więc zamknęłam je, co pozostawiło mnie w cholernej niewiedzy. Jak mogłam przegapić jego reakcję?! Kurwa, opierdolę się za to. Ale najpierw... muszę się obudzić.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

MY zachęcają do komentowania. Każde słowo jest dla nas na wagę złota! ♥

mypersonal © 2017. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka