my:snippets ~Akashi Seijuurou~ Brawo, dziadku!



Ave!~•
Z tej strony manami się kłania, tak nisko, że liżę podłogę xD
Nie wiem, czy przy Akashim wypada mi robić cokolwiek innego ._.
Tak, teraz szybkie wyjaśnienia: sonda po prawej nie dotyczy tej oto skromnej serii walentynkowych jednostrzałów. Więc ani Akashi ani Kagami (yaaay~♡, WYGRAJ) jeszcze nie wygrali. Tak czy siak, nie tylko u nas dzień zakochanych szajbusów trwa (i potrwa jeszcze troszkę~) nadal. Mój katecheta - hejtuje go jak nikogo innego, rawrrr, totalny homofob - zafundował mi dziś katechezę pt."Walentynki po chrześcijańsku". BŁAGAM, nie wdawajmy się w szczegóły, bo jeszcze dziś nie zasne;_;
Niektórzy mogliby sb darować spóźnione celebracje. Ale mam nadzieję, że Wy nie każecie nam tego robić, ponieważ w najbliższych dniach w walentynkowych snipach zagoszczą u nas Aosiek, Mukkun i oczywiście tygrysek~
no i może paru innych ;)
Póki co, macie tu, moje małe spermusie, Akashiego, którego jak zwykle zjebałam ;_; mimo, że uwielbiam go nad życie. 


Um, przepraszam, Yuki musi pisać kolorkiem, żeby się odróżnić... Nic nie zjebałaś. Orgazmowałam na tym dotąd trzy razy, a wszystko przede mną! Tak, liczę, że niedługo Sei będzie tu królował, czy też cesarzował. Dopilnuję tego. Sei, wygraj!













my:snippets ~Akashi Seijuurou~
Brawo, dziadku! 








Nie oczekiwałam niczego nadzwyczajnego.
Naprawdę. Właściwie nie potrzebowałam żadnych udogodnień. Wystarczyła mi pewność tego, że jesteśmy razem.
Ja i Seijuurou.
Aaach, kiedyś nawet nie przypuszczałam, ile radości może dawać związek z kimś. Do niedawna omijałam miłość i wszystko co jej dotyczyło szerokim łukiem. Nie pojmowałam, jak te wszystkie pary mogły... Robić to wszystko. To znaczy, nie miałam na myśli... Ech, jakoś ciężko mi idzie. Pewnie dlatego, że stanowi to zamierzchłą przeszłość, choć tak na serio dopiero co odkryłam wszelkie przyjemności płynące ze związku.
Wszystko dzięki niemu.
Akashiego poznałam dzięki... Nigdy nie zgadniecie. No, ciekawe. Już to widzę, jak wasze móżdżki pracują, żeby to rozkminić. Niee, serio, nigdy byście nie zgadli.
To, że teraz chodzę z Seijuurou, zawdzięczam memu szanownemu dziadkowi, który nie widzi świata poza trzema rzeczami: udonem, shougi i swą ukochaną, najulubieńszą, a przy okazji jedyną wnuczką.
Codziennie przesiadywał w miejscowym domu kultury, popylając ze znajomymi w shougi. W domu to samo, tyle że z nieodłączną miseczka udonu. Dziadek miał głęboko w poważaniu usilne prośby i groźby babci, ażeby chociaż raz w życiu usiadł z nami i zjadł jak na przyzwoitego Japończyka przystało. A on za każdym razem odpowiadał:
- Prawdziwy Japończyk, a przede wszystkim mężczyzna, kończy to, co zaczął.
Po tych słowach, serwowanych nam po raz pierdyliardy wracał do gry. Nieważne, czy robił to sam czy z kimś, liczyło się to, że grał. Obie z babcią o tym wiedziałyśmy, dlatego tez potakiwałyśmy, będąc świadomymi tego, że najprawdopodobniej umrze, grając w shougi.
Oczywiście dziadek do śmierci się nie palił, wręcz przeciwnie. Zdrowie mu dopisywało i to lepsze niż u niejednego młodzika. A żwawy był, a skory do harców, jak mało kto. Jak już wydarzył się cud i nie zastawało się go przy planszy, należało przygotować się na najgorsze.
A konkretniej na spotkanie bliższego stopnia z najbardziej upierdliwym z sąsiadów, który chyba urodził się po to, żeby zatruwać nam życie. A to ciekawe, bo podobno kiedyś przyjaźnił się z dziadkiem. A teraz? Jeden drugiemu przez płot na do ogrodu podrzucał... Emm, powiedzmy, że nawóz naturalnego pochodzenia. A my z babcią, jak i z rodziną naszego "ulubionego" sąsiada pozostawialiśmy to bez komentarza, posyłając sobie tylko współczujące uśmiechy. Nas ta śmieszna wojna nie dotyczyła.
Chwila, ja tu miałam opowiadać SWOJĄ I AKASHIEGO, a nie dziadka historię o jakże dramatycznych uniesieniach z akcentem sąsiedzkiego łajna w tle.
Oj, dziadku, dziadku.
No nic, wracając do poznania Seijuurou, a znając już trochę mojego dziadka - zapalonego shougiste - możecie się już domyśleć, a przynajmniej mniej więcej, jak spotkałam miłość swojego życia.
Był to nadzwyczaj upierdliwy dzień. Najpierw sąsiad podrzucił nam z samego rana spora kupę wiadomo czego, przez co obudził mnie smród. Niepotrzebnie zostawiałam na noc uchylone okno, ale to szczegół. Po wysłuchaniu jakże kulturalnej awantury dwojga starszych panów - tym razem poszło o naszego kota, który to podobno zjadł wnukowi Ulubionego Sąsiada gacie suszące się, nie, wróć, już nie suszące się na zewnątrz, w jakże ustronnym miejscu, które widać z mojego okna. Posłałam ich właścicielowi uciemiężone spojrzenie, które Teppei skwitował zakłopotanym uśmiechem. Po zakończonej bitwie, jej pole musiało zostać uprzątnięte. Pomogłam w tym babci, przez co odpuściłam sobie śniadanie - i tak bym nic nie przełknęła - po czym ruszyłam do szkoły. Uczęszczałam do liceum Seirin, powstałego stosunkowo niedawno. Usytuowane blisko, niezbyt wymagające w rekrutacji - czego chcieć więcej?
Seijuurou razem ze mną?
Marzenia.
Ale tych nikt mi nie zabroni.
No wiec przeżyłam kolejny dzień szkoły, mając ochotę skoczyć z dachu. Kuroko, mój kolega z klasy (a znajomy Akashiego, o czym wtedy nie wiedziałam) tylko mnie dobił pytaniem, czy uczyłam się do dzisiejszego testu z japońskiego.
Wiadomo, jak brzmiała moja odpowiedz.
Będąc doskonale świadoma niezbyt dobrej oceny, wróciłam do domu. A tam...
Nie, tym razem nie sąsiad.
Dziadek wrócił z corocznych zawodów shougi. Nie brał w nich czynnego udziału, wolał oglądać niezwykle emocjonujące pojedynki. Zawsze wracał z nich niezwykle podekscytowany, jednak wtedy przeszedł samego siebie, nadskakując swojemu gościowi.
Niezwykle interesującemu gościowi o niewyobrażalnie przystojnej twarzy, przeszywającym na wskroś inteligentnym spojrzeniu niesamowicie hipnotyzujących oczu. To one przykuwały moja uwagę; jedna z tęczówek miała głęboki odcień czerwieni, druga zaś intensywnej żółci. Sama nie wiedziałam, które z nich jest bardziej intrygujące, lecz gdy chłopak się odezwał...
Borze, jakby mnie piorun piznął!
Ten głos poczułam głębiej niż w kościach. Był taki... seksowny! Nie tylko głos, on cały!
Do tej pory nie wierzę, że tak pomyślałam. Że tak mnie wzięło.
- Witam. - ukłonił się przede mną uprzejmie, dystyngowanie wręcz. Przełknęłam ślinę. Założę się, że jest nadziany. To znaczy... Pochodzi z dobrej rodziny. - Nazywam się...
- Dziubasku, to jest Seijuurou. Akashi Seijuurou~ - Pięknie, dziadku. Właśnie straciłam szansę na zaistnienie w oczach ekstra przystojniaka. W tamtej chwili przeklinałam staruszka za te jego... No sami wiecie. Ale teraz mogłam w podzięce zbierać te śmierdzące placki gołymi rękoma, a nawet zlizywać językiem, a i tak nie wyraziłabym tym ułamka swej wdzięczności.
W oczach Akashiego błysnęło coś na kształt rozbawienia, trwało to zaledwie sekundę. Zachował ten swój chłodny, lecz i uprzejmy wyraz twarzy czyniący go tak odległym i wyniosłym. Był daleko poza moim zasięgiem. Coś w jego postawie, aurze, a być może i spojrzeniu mnie ostrzegało, jakby mówiąc niemo "Nie zbliżaj się do mnie".
Zarumieniłam się po same uszy, wiedząc, że nie pozostanie to niezauważone. A może i nie, w sumie przy kimś takim i tak byłam nikim. Nędznym robakiem wdeptanym w podłogę własnego domu przez oczy Akashiego Seijuurou.
Ej, no właśnie! To mój dom, nie twój! Może i jesteś gościem, ale nie ty tutaj rządzisz! Ha!
Już miałam odwrócić wzrok, ale myśli natchnęły mnie, zamieniając w wojowniczkę. Uniosłam hardo podbródek, odpowiadając na jego spojrzenie.
- Witam. - nie ukłoniłam się, jak przystało. Jedynie skinęłam głową. Oczy Seijuurou błysnęły niebezpiecznie. Borze... Miałam mokro. Co się, kurwa, ze mną działo?! Do tej pory jak to wspominam, czuję wypieki na twarzy ./////.
- Proszę wybaczyć to najście. - Och, mów, dalej, mów. Rob mi dobrze~♥ - Jestem tu na zapro---
- Zaprosiłem Seijuurou na małą partyjkę~
OMG! Dziadku, chcesz żebym zeszła przez ciebie na zawal? I od kiedy to bawisz się w Kuroko?
Walnęłam mentalnie głową o ścianę. Przecież sama jestem sobie winna. Zignorowałam bowiem paplanie dziadka, właściwie to zapomniałam o jego obecności, ba, o całym świecie. Na rzecz Seijuurou oczywiście.
I takie jedno male pytanie... Dlaczego do tej pory dziadek może mówić mu po imieniu, a ja jestem za to karcona!? Jawna niesprawiedliwość. W końcu to ja jestem dziewczyna Seia (tak go nazwać, na głos, marzenie... *.*), a nie ten stetryczały shougiman. Chyba, że o czymś nie wiedziałam...
Nieee, to niemożliwe. Sei by mi tego nie zrobił.
Ale dziadek to inna sprawa. Na niego muszę uważać.
- Partyjkę?! Stary grzybie, męczysz to biedne dziecko już od dwóch godzin! - dało się słyszeć głos babci, krzątającej się po kuchni - Dałbyś biedakowi chwilę wytchnienia!
"Biedne dziecko" zachowało śmiertelną powagę, ale ja widziałam niewidzialna żyłkę pulsującą na skroni. Ach, ta babcia~ Do dziś na samo wspomnienie babcinego występku, Akashi płonął. Od wewnątrz oczywiście, na zewnątrz nie dając nic po sobie poznać. Z szacunku do babci ^^
- Kobieto, zamilcz! Prawdziwy Japończyk, a przede wszystkim mężczyzna, zawsze kończy to, co zaczął!
- Tak jest, dziadku. - potaknęłam znudzona - Ale Akashi-kun z pewnością nie ma ochoty na czcze rozgrywki z takim fetyszystą jak ty.
Dziadzio nawet nie zwrócił uwagi na mój przytyk, zaabsorbowany planszą. Z żalem porzuciłam obserwowanie tych dwojga, stop, poprawka, tylko jednego z graczy, jako że babcia zawołała mnie do swego królestwa, ażeby zaprzeć mnie do katorżniczego zagniatania ciasta na udon, jakiego zażyczył sobie wiadomo kto. Jak się dowiedziałam, Akashi także wyraził chęć jego skosztowania, po uprzednim wysłuchaniu historii dziadka na temat shougi, udonu i tego, jak poznał babcie. Darujcie, nie będę wam tego streszczać, wystarczy mi, że muszę jej wysłuchiwać za każdym razem, gdy ktoś umieści w zdaniu skierowanym do dziadka słowa "udon" i "shougi".
Zdradzę wam tylko, że widok Seijuurou wciągającego domowej roboty makaron do tej pory nawiedza mnie w snach, z których budziłabym się na mokro i ze stojącym Przyjacielem, gdybym tylko go posiadała ;>
I tak właśnie poznałam szanownego Akashiego Seijuurou. Tego samego, który niedługo potem - tak od słowa do słowa - został moim chłopakiem. Tego samego, który uczęszcza do prestiżowego liceum Rakuzan w Kioto, a w Tokio był wtedy tylko z powodu pokazania nędznym poddanym Królestwa Shougi gdzie ich miejsce. Tego samego, jaki wytycza szlaki swym kolejnym nędznym poddanym z drużyny koszykarskiej utytułowanej mistrzostwem kraju, jak i tym z gimnazjum Teikou, nędznikom słynących z powszechnej cudaczności. Tego samego, będącego uosobieniem boskości w moich oczach, imperatorem świata. Tego oto Akashiego ujrzałam w Walentynki (przeklęty dzień, gdzie nawet ten stary piernik wybył gdzieś z biedną babcią - nie muszę wspominać, że jej atrakcja okaże się zapewne czymś związanym z shougi ._.) w mojej kuchni, odzianego w falbaniasty fartuszek babci przyozdobiony wiosennym kwieciem, zagniatającego w skupieniu ciasto na udon.
Żałowałam teraz, ze Sei nie ma tak długich włosów jak niegdyś, mógłby je wtedy podpiąć wsuwkami~ ♡
Wiedział, że go obserwuję, a mimo to nie zaprzestał żmudnego wysiłku.
- Jesteś cały w mące. - poczułam wielka chcicę wypowiedzenia tego na głos.
Przyłapany na gorącym uczynku Seijuurou wreszcie zaszczycił mnie spojrzeniem, krótkim, ale zawsze coś.
- Wiem o tym. Czego innego miałbym się spodziewać? - auć, zabolało. Zgryźliwy, ale jaki uroczy.
- Mojego zachwytu nad jednym z najlepszych scen w moim życiu~♥? - odparłam, wyciągając komórkę. Tak bardzo chciałam go mieć!
Posłał mi mordercze spojrzenie. - Radze, abyś dobrze to przemyślała, zanim cokolwiek z tym zrobisz. - wskazał skinieniem głowy moją komórkę.
Westchnęłam. - Nie dasz mi cyknąć tej fotki, co? - żebrałam.
- Rozważyłbym to, gdybyś uprzednio zechciała mnie o to zapytać. - wrócił do przerwanej pracy. Zachichotałam, chowając przedmiot mający przyczynić się do mego ukrzyżowania.
- Więc pytam teraz. Czy mogę zrobić ci zdjęcie?
- Nie.
- No weeeź - podeszłam bliżej, sadowiąc się na krześle naprzeciw niego. Teraz byłam od niego niższa. Och, za te kilka centymetrów mniej ode mnie tez go kochałam~ - Dziś są Walentynki.
- Wiem. - odparł tonem mówiącym, że najchętniej zadźgał by mnie za tę oczywistość - Oszczędź mi, proszę, co ma wspólnego moja fotografia z tymże pojęciem.
- Ok, ok. - uniosłam ręce w pokojowym geście. Uwielbiałam to, jak łatwo się z nim gawędziło. Szkoda, że tylko w chwilach sam na sam. - Ale...
- Uprzedzając twoje pytanie na temat mojego odzienia. - zaczął, jakby czytając mi w myślach - Uznałem za jak najbardziej na miejscu założenie go. - miał na myśli babciny fartuszek - Jak widać, miałem rację, bo się przydał. - skwitował, tym razem mówiąc o wszechobecnym bielutkim proszku. [Nie, to nie to co myślicie xD /m]
- Hm, fakt. - przyznałam, szczerząc się jak głupia do sera - Babci się nie spodobał jako prezent.
- Mi też nie przypadł do gustu. - wytknął. Wszyscy wiedzieliśmy, że to ja kupiłam nieszczęsny fartuszek na sześćdziesiąte urodziny babci. Cóż, nie zawsze ma się to szczęście trafienia w czyjś styl.
- Ale tobie pasuje. - podparłam się łokciami o blat, uśmiechając się szeroko. Wpatrując się w mojego Sei'a jak w obrazek.
- Pozostaje jeszcze jedno pytanie. Czemu zgodziłeś się wyręczyć babcię, skoro byliśmy umówieni inaczej? Mieliśmy iść na kolację... - urwałam, zdając sobie sprawę z sensu, a przede wszystkim WAGI wypowiedzianych słów. - Seijuurou... - bąknęłam, zapominając się - Co ty...?
Posłał mi ten swój wzrok, od którego, jak już wspominałam, robiło mi się mokro. Okraszając to szczyptą seksownego tembru swego głosu, doprowadziłby mnie do szczytowania. I jeszcze świadomość tego, że robi to wszystko...
- Nie lubię się powtarzać, ______, dobrze o tym wiesz. - nie krył surowości, mimo to zatarła ją intensywność spojrzenia jak i brzmienia Akashiego, które walnęły mi centralnie w punkt G. A ja nie chowałam się z bezczelną reakcją (czyt. ślinieniem się) godną napaleńca takiego jak Aomine. - Czy pozwoliłem ci zwracać się do mnie po imieniu? - zapytał, retorycznie oczywiście, co bardziej przypominało wyliczanie, biorąc pod uwagę następne pytania - Czy nie wyraziłem się jasno, mówiąc, że WIEM o dacie widniejącej dziś w kalendarzu? Czy w moich staraniach związanych z tym dniem jest coś wartego dyskusji? Czyżbyś kwestionowała MOJE RACJE? Nie? Tym lepiej dla ciebie. A może nie podoba ci się fakt, iż zmieniłem plany co do dzisiejszego menu? - zapadła cisza. Serio, nie wiedziałam, jak mam to skomentować. Sei zamienił mój mózg w bezkształtną breję. - No, kochanie, powiedz coś. Skończyłem, więc już możesz. - uśmiechnął się zachęcająco.
Nigdy nie oczekiwałam po Walentynkach nic nadzwyczajnego. Ani przed, ani nawet po zasmakowaniu uczucia miłości. Ba, jej także się nie spodziewałam. Taka wpadka, przy okazji. Brawo, dziadku! Deprawujesz swoja wnuczkę, podsuwając pod nos sexy ciacha. A tak serio...
Odchrząknełam, mrugając szybko, aby odpędzić łzy poruszenia. Wiedziałam, ze oczom Akashiemu i tak nic nie umknie, lecz była to reakcja samoczynna. Nie miałam ochoty sie rozklejając.
- Wiesz, Akashi... - zaczęłam ciszej, niz zamierzałam.
- Hm, nie jestem pewien, zależy co mam wiedzieć. - rzucił, zajmując się wykrajaniem makaronu, co robił... Nożyczkami. No tak, nie powinno mnie to zbytnio dziwić. - Nie martw się, sa wysterylizowane.
Parsknęłam śmiechem. - Rozwaliłeś atmosferkę. - to mówiąc, zsunęłam tyłek z siedziska, obeszłam stół, a stanąwszy obok ukochanego, złożyłam na jego policzku długiego, soczystego całusa. Ledwo powstrzymałam się od zrobienia mu malinki, za to skończyła bym z nożyczkami w sercu.
- Whoah. - mruknął bez cienia entuzjazmu. A to drań, żeby tak się zgrywać! - A to co takiego? - rzucił w przestrzeń, udając, że nie wie, co w przypadku osoby Seijuurou stanowiło trywialny akcent nielogiczności wszechświata.
Założyłam ręce na piersi. - Wiesz... - zaczęłam znowu.
- Co "wiem"?
- Przestań!
- Śmiesz mi rozkazywać?
Co za... Ja nie mogę. Co ja z nim mam! Żeby tak się ze mną drażnić. Dostrzegłam ledwie zauważalne drżenie jednego z kącików jego ust.
- Nie mam nic dla ciebie. Nic. Zero. Null. Nada. - wyłożyłam kawę na ławę. I czekałam.
- Śmiem w to wątpić, skarbie. Nie lubię, gdy mnie okłamujesz.
O kurwa.
Ale ja... Nie kłamałam.
Zegnaj dziadku. I dzięki, ze przyczyniłeś się do mej przedswczesnej śmierci.
Speszona, cofnęłam sie o krok. Lecz on już o tym wiedział, zanim jeszcze to uczyniłam, z dziecinną łatwością odrobił więc nieistniejący dystans między nami, stawiając krok naprzód, w czym ideanalnie zgrał sie ze mną.
- Nie uciekniesz mi, ______. - patrząc mi prosto w oczy, dotykał najgłębszych zakamarków ciała. Przyparł do przysłowiowego muru, a w realu raczej do szafek kuchennych znajdujących się za nami. Zacisnąwszy kurczowo dłonie na ich krawędzi, oparłam się o nie, nie zrywając kontaktu wzrokowego z Panem i Władcą™ sunącym ku mnie. Nie spieszył się zbytnio, jako że po drodze zahaczył o zlew, gdzie oczyściwszy królewskie dłonie ze zbędnych skrawków, wytarł je w czystą ściereczkę. Te musiał oczywiście na powrót złożyć w kosteczkę, za co przeklęłam go w myślach. Co za drań! Tak się ze mną drażnić!
Niewiele myśląc, pokonałam jednym skokiem dzielącą nas odległość, po czym przyssałam się doń. Smakował wybornie, jak to mój Sei...
- Pokrzyżowałaś moje plany, _____. - poinformował mnie, gdy przestałam okupować jego wargi, teraz uroczo nabrzmiałe od pocałunku sprzed chwili - To ja miałem to zrobić. - oświadczył z wyższością - Poprzedziwszy złączenie naszych ust kwestią "Nie chcesz mi tego dać? Więc sam to sobie odbiorę".
Zaśmiałam się, zarzucając mu ręce na szyję. On otoczył moje biodra, przez co znaleźliśmy się w ciekawym i dosyć niebezpiecznym dla nas położeniu - A jednak nie wydajesz się być zawiedziony.
- Owszem, trafiłaś w sedno. Nie jestem. - uśmiechnął się, a mi znów dostało się w punkt G. Ile jeszcze dziś...? Damski bokser!
Pocałował mnie raz jeszcze, powoli, leniwie, przygryzając co i rusz dolną wargę, czym doprowadzał mnie do białej gorączki.
- Jestem głodny. - wymruczał.
- Ty dziś jesteś panem kuchni.
- Sugerujesz, że nie byłem nim wcześniej?
- Nie wiem. Nigdy nie robiłeś tego w kuchni. - Miałam na myśli gotowanie! - A przynajmniej mnie przy tym nie było. Mam nadzieję, że nikogo innego też.
- Tylko ty i ja. - poinformował typowym dla siebie imperialnym tonem.
- A jakże by inaczej. - uśmiechnęłam się triumfalnie.
Walentynki. Nie oczekiwałam od nich nic nadzwyczajnego. Od Seijuurou tymbardziej.
Od dziś poprzeczka zawisła baaardzo wysoko.



7 komentarzy :

  1. Hej, hej~
    To znowu ja x3 Dłuuugie tym razem, ale to bardzo dobrze. Akashi te twoje oczy *-*!
    Czytając historię o dziadku zastanawiałam się jak długa ona jest xd Swoją drogą, nie słyszałam o takiej walce z sąsiadem. Na pewno nie jest ona przyjemna : / Szalony~
    Akashi ocieka seksem pod każdym względem, nawet w fartuszku~
    Dobrz, fajny nawiązujący do walentynek post.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inaba... *.*
      Fajna ksywka tak w ogóle~
      Cieszę się, że znów jesteś
      bo jak jesteś to jest mi dobrze
      bo robisz mi dobrze komentarzami; >
      Co do długości się zgodzę, tez lubię długu uuu go XD
      walka z sąsiadem rzeczywiście mało przyjemna, ale to dziadka problem, nie nasz XP co do jego historii, dluuuuuga, tak długa, że sama ją zapomniałam ^.^;
      Dziękuję za krzepiące słowa otuchy, przydadzą się do pisania następnych Akashich, a bez tych to Yuki nie przeżyje...
      Lecam do Was sypać chwalebnymi słowami 

      Usuń
  2. Ach ten Akashi i jego władcza strona :D Jak czytałam fragment z różowym fartuchem to od razu to sobie wyobraziłam i myślałam że padnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, ja do tej pory nie wiem, jakim cudem nie mam jeszcze nożyczek w sercu... za ten fartuszek Akashi by mnie zabił xD Ważne, że się podoba~•

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. To bylo zajedwabiste i pewnie spoznie sie teraz do szkoly, ale yebac ^^
    Zaczytalam sie i juz myslalam ze beda seksy na kuchennym blacie niczym z pisiat twarzy greya, a maka bedzie latac wokolo niczym maly duszek.
    Boje sie mojej wyobrazni.
    No, ale coz, to by swietne, czekam na Kagamisia uhaha :D
    A tak spoza tematu, zastanawialyscie sie, jak wygladaloby pokolenie cudakow, gdyby kazdy rumienil sie na kolor swoich wlosow?
    Nevermind XD

    OdpowiedzUsuń

MY zachęcają do komentowania. Każde słowo jest dla nas na wagę złota! ♥

mypersonal © 2017. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka