Heeeej..... ;_;
Na początku zaczniemy od tego, że to coś tutaj miało wyglądać inaczej. Walentynkowa
miniaturka z Kise, miło, wesoło, przyjemnie...
Ktoś może więc nam powiedzieć, co my brałyśmy, że z wesołego alleluja wyszedł iście żałobny nastrój? ;_; Szykuuujcie trumienkę T.T
Jeśli mam być szczera sama ze sobą, mimo iż opko nie jest może jakieś mega super jakości, naprawdę mi się podoba. Ryczałam, jak pisałam, a do tego w tle leciało mi A LITTLE PAIN z mojej ukochanej Nany ;_; Muza epicka, nic dziwnego, że łzy same się cisną do oczu.
A w ogóle to miękka pizda ze mnie >○<
Edycja: Nie przyznaję się do tego... x.x (13/03/2016)
Edycja: Nie przyznaję się do tego... x.x (13/03/2016)
my:snippets ~Kise Ryouta~
Światła miasta migotały wesoło, śmiejąc mu się prosto w twarz, wręcz szydząc. Kolorowo oświetlone szyldy eleganckich restauracji i bardziej kameralnych kafejek wabiły zmarzniętych ludzi do środka. On jednak nie dał się zwieść.
Nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Nie po tym, co ujrzały jego oczy w jednym z takich lokali, na dodatek... Tuż przed ich spotkaniem.
Ich życie miało zmienić się na zawsze. Więc dlaczego?
Ryouta szedł naprzód, nie zważając na to gdzie się kieruje, dokąd zmierza, kogo mija na ulicy. Co druga osoba wokół niego miała osobę towarzyszącą, kogoś bliskiego swemu sercu. Ci stojący wciąż samotnie mieli już wkrótce przytulić do owych rozgrzanych miłością serc swoją wybrankę. Czekali cierpliwie.
Dziś każdy celebrował z ukochaną ich uczucia.
On także ją miał. Ukochaną. Do niedawna.
Dlaczego odeszłaś?
Jak mogła mu to zrobić? Czy nie starał się zapewnić jej wszystkiego co najlepsze? Stawiał się na każde jej zawołanie, spełniał absolutnie każdą, nawet najbardziej wymyślną zachciankę. Byle by tylko ją zadowolić. Jej szczęście, jej uśmiech przeznaczony jak mu się wydawało tylko i wyłącznie dla niego wystarczały mu do osiągnięcia spełnienia w tym związku. Przecież nigdy nie starał się napomknąć, ba, zdarzało się nawet nie myśleć o własnych potrzebach.
Więc co zrobił nie tak? A może to z nim było coś nie w porządku?
Nigdy dotąd nie myślał o tak absurdalnych rzeczach, nie odczuwając ku temu potrzeby. Jedyne pragnienie, jedyny cel Ryouty - obdarować prawdziwą miłością i samemu zostać pokochanym - spełniło się półtora roku temu, kiedy spotkał ją. Piękna, inteligentna, zabawna, wyróżniała się z tłumu nietuzinkową pewnością siebie, a tej, często mu brakowało. Ona pomogła mu stanąć na nogi, odetchnąć jak nigdy dotąd, jako że to przy niej poczuł po raz pierwszy, iż żyje naprawdę. Smak prawdziwego życia. Ona nie patrzyła na niego jak na atrakcyjnego chłopaka. To znaczy to też, ale nic co charakteryzowało płytkie podejście kobiet względem jego osoby, niczego takiego, ani ociupinki nie odnalazł w swoim ideale. W niej. I wtedy, po zaledwie kilku dniach znajomości, zrozumiał to.
Zakochał się.
Po raz pierwszy.
Była spełnieniem jego marzeń. Wszystkim, czego potrzebował, choć nigdy wcześniej nawet nie potrafił się z tym jasno określić. Odnalazłszy ją, odnalazł prawdziwego siebie, swój własny świat, sens istnienia. Nie obchodził go fakt, że oboje byli jeszcze gówniarzami, co to ledwo odrośli od ziemi. Licealistami nie znającymi jeszcze trudów egzystencji, gdzie musieli radzić sobie na własną rękę. Stracił głowę, skradła także jego serce, ciało i duszę. To wszystko byłby zdolny zapisać diabłu, gdyby tylko mógłby ją odzyskać.
Dlaczego odeszłaś?
***
Nim zdążył się zorientować, nogi przywiodły go tutaj. Nad rzekę. Tutaj, na mostku oglądali swój pierwszy wspólny pokaz sztucznych ogni. Jednak te, jakie wybuchły w jego głowie wskutek pierwszego złączenia ich ust... Nie mógł znaleźć na to słów, więc nazwał rzecz po imieniu.
"Mój własny pokaz fajerwerków".
Uśmiech widniejący na jej twarzy, zanim nie zapytała:
"Chcesz zobaczyć więcej?"
To, co nastąpiło potem... Ich ciała splecione ze sobą w gorącym, miłosnym uścisku.
Nie umiał opisać, co czuł podczas pocałunku. Na ten akt niemożność znalezienia odpowiednich słów była akurat czymś jak najbardziej racjonalnym.
Teraz już wiedział.
Pokazała mu skrawek nieba. Nie dlatego, że zgodziła mu się oddać w pełni. Ofiarowała mu coś znacznie więcej, niż swoje dziewictwo.
Zaufanie. Wiara. Miłość.
To ich połączyło. Ryouta znów zaczął wierzyć. Nie liczyło się to, w co dokładnie. Teraz zdążył już o tym zapomnieć. Stracił ją, odeszła. A wraz z nią przepadło bezpowrotnie zaufanie, jakim ją obdarzył. Wiara we wszystko, co wiązało się z miłością, a wreszcie i w sama miłość.
Dlaczego odeszłaś?
Blondwłosy chłopak patrzył w skupieniu na taflę wody odbijającą samotny księżyc. Choć otoczony orszakiem gwiazd, w dalszym ciągu pozostawał samotny. Nigdy nie spotka na swej drodze żadnej z jego towarzyszek. I nigdy nie spotkal.
Kise mu zazdrościł. Właśnie tego, że nigdy nie doświadczył prawdziwej istoty samotności, a tej nie mógł przecież poznać bez przeciwstawnej jej wartości - więzów bliskości.
- Te łączące cię ze mną, nigdy nie zniknęły, kochanie. - wtem zaczął mówić na głos. Słowa niknęły w głuchej ciszy, jedynym towarzyszącym mowie Ryouty dźwiękiem był lekki szum wiatru, przez który szczypał go w nos. Nie zwracał na to uwagi - Już zawsze będziesz ze mną, w moim sercu, a jednak... Tak daleko.
Kise nie mógł już znieść tego natłoku myśli w swojej głowie.
Czy mógł to zostawić? Tak po prostu? Porzucić, uwolnić się. Miał wrażenie, że już nie ma sił, które wystarczyłyby dla dalszego bytowania, które i tak zostało otagowane bezsensem. Stracił powód, dla którego miałby codziennie otwierać oczy. Zresztą samo ich otwieranie tez przychodziło mu z coraz większym wysiłkiem . Był tym tak zmęczony. Tak zrezygnowany. Może więc...
Zacisnął gole ręce kurczowo na barierce. Poczuł jej zimno, ale dawała swoiste oparcie. Nie tylko dla rąk, w dziwny sposób także mentalnie. I wtedy coś w nim pękło, jakby ktoś przebił tkwiący w nim balon z powietrzem. Już nie powstrzymywał łez, płynęły strumieniami, nadając złocistym oczom chłopaka wyraz, jakiego nikt jeszcze u niego nie widział.
I nie zobaczy już nigdy.
Prawa noga uniosła się powoli, ostrożnie, choć przecież równie dobrze mógł od razu przez nią przeskoczyć. Po chwili znalazła się po drugiej stronie ogrodzenia, zmuszając Ryoutę do odwrócenia się, aby druga kończyna także mogła swobodnie się przedostać. Na szczęście po drugiej stronie znajdowało się kilka centymetrów wolnej przestrzeni, betonowego podłoża. To ono teraz stało się w tym momencie oparciem dla jego stop. Nigdy nie wyobrażał sobie, jak czułby się na miejscu samobójcy, ale nigdy nie przypuszczał też, że sam się nim stanie. Zaskoczyła go też fala niewysłowionego spokoju. Poczuł się wolny, mimo iż jeszcze nie zrobił tego najważniejszego kroku naprzód.
Nie mógł tego zrobić ot tak, po prostu.
Najpierw musiał jej ofiarować to, czego nie zdążył. Dłoń nie musiała odnajdywać drogi do kieszeni, tkwiła w niej przez dłuższy czas, blondynowi póki co wystarczała prawa ręka, aby się podtrzymać. Wyciągnął ją z kieszeni płaszcza wraz zawartością. Wpatrywał się w mały, lśniący przedmiot będący symbolem dnia, w którym ją stracił. Patrzył nań jeszcze chwilę, po czym wziąwszy głęboki oddech, zacisnął pięść wokół niego i uniósł rękę...
Chciał się zamachnąć.
Nie zdążył.
Chłopak zamarł, czując dotyk, trochę nachalny, ale w sumie niezbyt. Zaskoczyło go to na tyle, że wzdrygnął się nieznacznie, a jego serce przyspieszyło, zdjęte chwilowym lękiem.
- Szkoda wyrzucać. - łagodny, ciepły w brzmieniu, spokojny głos. Ryouta go nie znał, ale nie wiedzieć czemu, poczuł się trochę lepiej, zarówno przez wzgląd na spoczywającą na jego ramieniu dłoń jak i słyszany za sobą kobiecy głos.
- Tak pani myśli? - zapytał, czym zdumiał sam siebie. Znów wpatrywał się w swoja dłoń, na której widniała posrebrzana obrączka przyozdobiona drobnymi, błyszczącymi kryształkami. Lśniły podobnie jak wilgotne od słonych kropli oczy.
- Tak myślę. Jest piękny. - odparła spokojnie, z opanowaniem, zupełnie jakby wcale nie stal przed nią niedoszły samobójca. - Musiał cię sporo kosztować.
Mimo iż nie widział twarzy nieznajomej, rozmowa z nią toczyła się tak łatwo...
- Nie był aż taki drogi. - oznajmił cicho, nie spuszczając wzroku z pierścionka - _______ wolała nosić się skromnie. - dodał nieco głośniej i pewniej, a w swoim glosie usłyszał dumę. Dumę z niej. - Zachowała swą indywidualność. Az do końca.
- Spodobałby się jej. Ale... przykro mi, nigdy go nie założy. - te słowa nakazały mu się odwrócić, ale powstrzymała go - Musisz za nią tęsknić.
- Tęsknić? - parsknął, czym na szczęście nie uraził nieznajomej - To za mało powiedziane. Czuje się, jakby wyrwała mi serce. Bez niej mój świat... Jestem nikim. - skwitował.
Odpowiedziała mu chwila ciszy, jednak po chwili znów rozbrzmiał głos jego pocieszycielki. Doprawdy, upadł na samo dno. A jeszcze nawet nie skoczył. Mimo to słuchał jej przemowy, a z każdym następnym słowem nabierał dziwacznego przekonania, ze kobieta mówi prawdę.
N.ie chciał uwierzyć.
Ale uwierzył.
- Ten świat ma wiele imion, ale nadal pozostaje tym samym światem, nad którym unosi się to samo sklepienie niebieskie. Wszyscy mieszkamy pod tym samym niebem. Dlatego gdy popatrzysz w górę, twój wzrok spotka się z wzrokiem kogoś innego. Być może ten ktoś będzie taki sam jak ty, a może będzie twoim całkowitym przeciwieństwem. Ale mimo różnic między wami, dzielącej was odległości, będzie was łączyć właśnie niebo. Niebo, pod którym mieszkamy my wszyscy. Ty i ja. On, ona. Oni i oni. - zatoczyła ręką koło w powietrzu - My wszyscy.
Jeszcze długo po usłyszeniu tych słów Kise stał w jednym i tym samym miejscu, trawiąc wypowiedź kobiety słowo po słowie, zdanie po zdaniu. Az w końcu dotarło doń ich znaczenie. Obejrzał się gwałtownie za siebie, chcąc jej podziękować, ale wtedy...
Zdał sobie sprawę, że już od dłuższej chwili nie czul niczyjej obecności.
Niczyjej poza NIĄ.
Ryouta zamrugał, odpędzając łzy. Niemal spadł, wracając z powrotem na mostek. Upadł na ziemię, zdarł sobie skore na dłoniach, ale nie wypuścił biżuterii. Sam nie wiedział, co to było za uczucie w jego sercu, ale... Przez moment czuł się tak, jakby była tu z nim, ona, raz jeszcze. I wtedy ją zobaczył. Niknącą w oddali, za małym wzniesieniem, gdzie skręcała rzeka.
Sam już nie wiedział, czy to jakieś senne widziadła go prześladowały, a może już umarł i znalazł się w niebie...
Łzy pociekły po jego policzkach, ale nie zdawał sobie z tego sprawy, za bardzo zaabsorbowany widokiem jej uśmiechu. Ostatniego, jaki ujrzał, zanim zniknęła na zawsze
;^; biedny Kise :,( smutałkę. Idealnie do tego pasuje Another Love - Toma Odella, albo Give Me Love - Eda Sheerana, piszcie tak dalej, a na pewno utopie sie w swoich łzach xD
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTaaak, uwielbiam Edzia ♥
UsuńSama nw, cieszę się, że podzielasz nasze uczucia odnośnie tego snip'a... oczywiście przykro mi ze smutasz, kwiatuszku, ale... kto by nie smutał? Nawet ten beton pod nóżkami Kisiaczka by się wzruszył ;_;
Dzięki za mile słowa, jak zwykle zresztą! ♡DAJTA NAM TYM WIĘCEJ RADOŚCI, NIŻ MOŻESZ SB WYOBRAZIC
Teraz niech mi ktoś wyjaśni czy reader go rzuciła czy umarła?
OdpowiedzUsuń